sobota, 16 sierpnia 2014

Obydwie byłyśmy zadowolone w jego czach zmiany tematu

Może, ale to nieważne - odparła. Otarła usta. Nalałam sobie drugą filiżankę kawy i zapaliłam papierosa, uważając, żeby nie dmu-chać w stronę Beth. Mogłam jej w każdej chwili opowiedzieć o pijaństwie ciotki Carol - lecz nie zamierzałam mówić o tym, co zaszło między ciotką Carol a Wielkim Hankiem. Nie, ode mnie na pewno się o tym nie dowie. Oparłam nogi o barowy stołek i zaczęłam opowiadać o znamiennych naro-dzinach moich dwóch sióstr. - Byłam wtedy mniej więcej w twoim wieku. Huragan Denise nad-ciągnął w czwartek, dwunastego września, i wtedy urodziły się bliźniaczki. Livvie pracowała u nas od... bo ja wiem, chyba sześciu tygodni. - A twoja mama nie wiedziała, W jego oczach online pl lektor że będzie miała bliźnięta, tak? - Skarbie, w tamtych czasach nic nie było wiadomo! Ale pamiętam, że miała olbrzymi brzuch. - No właśnie. - Beth zachichotała. - A jak to wyglądało na plaży? Ja bym się śmiertelnie wystraszyła. - Chyba byliśmy zbyt głupi, żeby się bać. Przed sztormem zawsze przepychaliśmy się na ganku, żeby



obserwować ocean. Nie wyobrażasz sobie, jak zmieniał się cały świat, kiedy sztorm docierał do wybrzeża. Sły-szałaś kiedyś tę starą piosenkę Billie Holiday o złym wietrze i jego fatalnej sile? - Kto to jest Billie Holiday, na miłość boską? - Byłabym ci bardzo wdzięczna, gdybyś przestała mi nieustannie przypominać o moim zaawansowanym wieku. - Uniosłam brwi. - No więc tak. Wszyscy przygotowywali się na nadejście wielkiego sztormu. W skle-pach z artykułami gospodarczymi tłoczyli się mężczyźni kupujący dyktę, a w sklepach spożywczych kobiety stały w długich kolejkach, popychając wózki pełne butelkowanej wody, chleba, mleka i baterii do latarek. Starzy wyspiarze, tacy jak my, wyrośli na opowieściach o sztormach. Sygnały ostrzegawcze mieliśmy we krwi i przekazywaliśmy je z pokolenia na po-kolenie niczym rodzinne klejnoty. Zawsze robiliśmy zakupy na wypadek sztormu. Zabezpieczenie przed bitwą, rozumiesz?
7. Huragan Denise 1963 Kiedy do Charlestonu W jego oczach online pl lektor dotarł huragan Denise, taty nie było w domu. Obie z mamą szykowałyśmy w kuchni śniadanie dla wszystkich. Na każdym palniku stał poczerniały żeliwny rondel - w pierwszym smażył się bekon, w drugim kiełbasa, w trzecim tłuszcz z bekonu, oczekujący wbicia czterech jaj, a w czwartym bulgotało masło, gotowe na przyjęcie naleśnikowego ciasta. Widziałam, że mama jest w nie najlepszej formie, bo ciągle opierała się o kuchenną ladę. W swojej tępocie nie domyślałam się, że odczuwa bóle porodowe, choć podobno niskie ciśnienie powoduje najrozmaitsze rzeczy. Ataki serca, samobójstwa, przedwczesne porody. Livvie wbiegła kuchennymi drzwiami, spóźniona i cała w nerwach. Opowiadała o panu Samie, kierowcy autobusu, i o tym, jak autobus zepsuł się na grobli i musieli czekać pół godziny na jej siostrzeńca z liną holow-niczą. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na mamę - i już wiedziała. - Gdzie jest pan Hank? - krzyknęła. - Wielkie nieba, pani M.C.! Kiedy zaczęły się bóle? Gdzie pan Hank? - Ujęła mamę pod ramię i podtrzymała. - Gdzie? - Pojechał. Do Louisa. Po jakieś narzędzia. Lepiej go wezwać - po-wiedziała mama. - Dzwoń po niego, dziecko! Teraz, zaraz! Mama oddychała ciężko i zaczęłam się denerwować. Pobiegłam do te-lefonu, ale numer wujka Louisa był zajęty. Doszłam do wniosku, że to pewnie ciotka Carol W jego oczach online pl lektor plotkuje z którąś z przyjaciółek. - Zajęte! - oznajmiłam. Serce biło mi szybko. 136
- Sprowadź siostrę! Szybko! - poleciła Livvie cichym, stanowczym głosem. Pognałam na górę, aż się za mną zakurzyło, i zabębniłam w drzwi ła-zienki. - Mama cię potrzebuje! Pospiesz się! Ona rodzi! - zawołałam. Maggie wyskoczyła natychmiast i razem zbiegłyśmy na parter. Livvie tymczasem zgasiła palniki i posadziła mamę na krześle, kładąc jej chłodny kompres na czoło. - Wszystko dobrze, pani M.C.! Wszystko będzie dobrze. Polecę z pa-nienką Susan i sprowadzimy pana Hanka raz dwa. Mama kiwnęła głową i odetchnęła głęboko. - Ruszamy - zwróciła się do mnie Livvie. - A ty, Maggie, próbuj się dodzwonić. Wybiegłyśmy kuchennymi drzwiami, zmierzając w stronę domu wujka Louisa. Musiałyśmy przedstawiać niecodzienny widok. Ja nadal miałam na sobie piżamę, a fartuch Livvie trzepotał w powietrzu. Byłam boso, ale nie wydaje mi się, żeby podeszwy moich stóp coś W jego oczach online pl lektor poczuły. Właściwie nie pa-miętam nawet samego biegu, wiem tylko, że ciotka Carol podlewała róże przed domem, kiedy nas zobaczyła. Upuściła wąż i pomknęła jak strzała, wołając głośno mojego tatę. Livvie krzyknęła za nią, oburzona, że ciotka wzywa tatę, a nie wujka: „A wołaj sobie, kogo chcesz! Tylko rusz ten swój kościsty zadek!”. Tata z wujkiem Louisem i Livvie zdołali wreszcie mamę ubrać, spako-wać i wsadzić do samochodu. Ciotka Carol chciała jechać z nimi, ale wujek nalegał, żeby została z nami. Nikt nie zabrał walizki mamy. W końcu wujek Louis pospiesznie wrócił na ganek, złapał walizkę, zbiegł po schodkach i wrzucił ją do bagażnika. Babcia Sophie siedziała milcząca jak głaz w bu-janym fotelu, kiedy mama prosiła ją, żeby pojechała z nią do szpitala. Przypuszczam, że mama się bała. Stałam obok niej. - Proszę, mamusiu, mogłabyś ze mną pojechać? Babcia Sophie patrzyła na mamę tak, jakby nie odróżniała jej od wia-derka zielonej farby. Stary dziadek Tipa odpowiedział w jej imieniu: - Jedź z Bogiem, Marie Catherine, jedź z Bogiem. Wreszcie nadeszła Livvie, wzięła mamę pod rękę, sprowadziła ze scho-dów i usadowiła na tylnym siedzeniu. Mama miała dziwny wyraz twarzy 137
i wiedziałam, iż to dlatego, że nigdy nie siedziała w samochodzie z osobą kolorową, ale Livvie załatwiła sprawę. - Widzę pani minę, pani M.C., ale za pozwoleniem, Livvie coś pani powie. Ci tutaj mężczyźni nic nie wiedzą o dzieciach, za to ja odbiorę tego dzidziusia sama, jakbym musiała, więc niech się pani posunie! I na tym stanęło. Pomknęli Atlantic Avenue, pędząc co koń wyskoczy do szpitala w Charlestonie. Odmówiłam modlitwę, żeby nie zabili się po dro-dze. Ciotka Carol weszła do domu. Zaczęło padać, wiec ruszyłam za nią. Zrobiłam sobie kanapkę i patrzyłam, co się dzieje za oknem. Potem, śmiertelnie znudzona, zwinęłam się w kłębek z dziennikiem w moim pokoju, zapisując różne przewidywania odnośnie do wagi i płci dziecka, i sporządzając listę imion. Dla chłopca podobało mi się Theodore Chalmers Moultrie, a dla dziewczynki Bettina Helena Rebecca. Gdy chodzi o chłopców, przepadałam za imionami historycznymi, a gdy o dziewczynki - melodyjnymi, i moja lista jeszcze się wydłużyła. Naturalnie dziecko musiało otrzymać podczas chrztu imię jakiegoś świętego. Uznałam, że ładnie brzmi Michael lub Bernadette. Pochłonięta nazywaniem nowego brata lub siostry, nie usłyszałam nawet, że dzwoni telefon. Rozbrzmiewające w całym domu okrzyki ciotki Carol wyrwały mnie ze stanu koncentracji. Zbiegłam na dół i zastałam ją na ganku. - Bliźnięta! Wujek Louis dzwonił przed chwilą! Możesz w to uwie-rzyć? - Ciotka ściskała Maggie. - Powiedziała ciocia: bliźnięta? O mój Boże! - jęknęłam ogłuszona. Bliźnięta? Jezu! Nic dziwnego, że była taka gruba! - Tak! Chwała Bogu! Dwie dziewczynki! Urodziły się w niecałe dziesięć minut po przyjeździe do szpitala. Macie dwie, nie jedną, ale dwie nowe siostry! Maggie miała okropną minę. - Co mówił wujek Louis? - zapytałam. - O, nieba! Zróbmy sobie dzbanek kawy! Albo nie, herbaty! Och, je-stem taka wzburzona, że sama nie wiem, czego chcę! Może napiję się bo-urbona, żeby to uczcić! Tak, to jest to! A wy, dziewczęta, czego sobie ży-czycie? - Innego życia - mruknęła Maggie, tak cicho, żebym tylko ja ją usły-szała. 138
Ciotka Carol opuściła ganek, a my ruszyłyśmy za nią, dla czystej przy-jemności trzaskając drzwiami. Poszłyśmy korytarzem w stronę kuchni, rzędem, jak rodzina kaczek. Ciotka była tak podekscytowana, jakby sama urodziła dziecko. Ale ona nie zamierzała mieć dzieci. Opowiadała każdemu, kto się nawinął, że nie chce sobie psuć figury. Poczęstowała się bourbonem taty, a my z Maggie nalałyśmy sobie coli. Ciotka Carol sporządziła listę osób, które należało zawiadomić. Maggie wyszła, a ja jeszcze zostałam, ponieważ miałam kilka pytań. - Czy mama dobrze się czuje? - Och, świetnie! Louis powiedział tylko, że omal nie zemdlała z za-skoczenia. I dodał, że twój ojciec paraduje wokół szpitala św. Franciszka dumny jak paw! - No pewnie! Kiedy wracają na wyspę? - Już zaraz! Wujek Louis i twój tata muszą tu szybko przywieźć Livvie. Nadciąga burza. Przecież nie mogą oczekiwać ode mnie, żebym tu spędziła całą noc! Muszę nakarmić psy i zabrać rzeczy z ganku. A twoja mama jest w bezpiecznym miejscu. - To prawda. Co z Livvie? Mówiła coś? - Owszem. Zdradzę ci pewien sekret. Otóż musiała ściągać twoją mamę z krawężnika, kiedy zajechali na miejsce. Twoja mama gotowa była urodzić te dzieci w rynsztoku! Słyszałaś kiedyś o czymś podobnym? Louis powiedział, że M.C, W jego oczach online pl lektor wysiadła z auta, osunęła się na krawężnik i zaczęła dyszeć jak pies. Słowo daję! Twoja mama przejawia czasami zupełny brak ambicji. Ale prawdopodobnie nie mogła nad tym zapanować. Zapytaj Livvie, kiedy wrócą. Powinni tu być lada chwila. - Wiesz, ciociu, wydaje mi się, że siadanie ma ulicy jest dla ciebie czymś niezrozumiałym, ponieważ nigdy nie byłaś w ciąży. Ja na jej miejscu z pewnością byłabym przerażona. Była to najlepsza riposta, jaką na poczekaniu mogłam wymyślić. Nie brzmiała nieuprzejmie, ale skłoniła ciotkę do zastanowienia, czy przypad-kiem nie zamierzałam być nieuprzejma. Wyszłam na zewnątrz, by poczuć deszcz, i pozwoliłam sobie na trzaśniecie drzwiami. Ten dzień świetnie się nadawał do robienia hałasu. Nie mogłam dopuścić, aby ciotka Carol popsuła mi dobry humor. Bliźniaczki! Zrobiłam piruet w deszczu. Wielkie nieba! 139
Lada chwila ta rodzina zacznie pękać w szwach. Jak mamy się wszyscy zmieścić do jednego samochodu? Weszłam z powrotem do domu. - Gdzie Maggie? - zapytałam ciotkę Carol. - Cicho, słucham prognozy pogody. Nie zostawiaj mokrych śladów na podłodze. - Przepraszam - mruknęłam, myśląc: „Wypchaj się”. Garbiła się nad radiem, usiłując złapać stację, ale słychać było tylko wizgi i szum. - Gdzie są twoi bracia? - Spojrzała na mnie z wyrazem paniki na twa-rzy. - Zupełnie o nich zapomniałam! - Nie mam pojęcia. To nie ja miałam się nimi opiekować, tylko ciocia - wyrwało mi się. - Jak ty się do mnie odzywasz? To wstyd! Natychmiast ich poszukaj, Susan Hamilton, bo inaczej powiem o wszystkim twojemu ojcu! - No i świetnie - rzuciłam, nie przejmując się pogróżkami. Tata i tak by mnie dzisiaj nie zbił. Był w dobrym humorze. Prześliznęłam się obok niej i wyszłam na ganek. Maggie wychylała się przez poręcz. - Gdzie chłopcy? - zapytałam, puszczając drzwi, które trzasnęły ogłuszająco. - A kogo to obchodzi? - odparła. - Słuchaj, nadciąga ta cholerna burza, a ich ciągle nie ma. Nie wi-działam ich od rana, a ty? - Nawet na mnie nie spojrzała. - Maggie, sprawa wygląda tak, że jeśli coś im się stanie, tata nas zastrzeli. Lepiej ich poszu-kajmy. Ciotka Carol grozi, że wszystko powie tacie, a on lada moment wróci ze szpitala. - Nienawidzę tej rodziny - oznajmiła. - Zaczekaj tu na mnie. Pójdę włożyć buty. Ona również trzasnęła drzwiami. O rety, bez Livvie wracamy błyska-wicznie do dawnych złych nawyków, pomyślałam. Maggie znowu trzasnęła drzwiami i ruszyłyśmy w drogę. - Weźmy rowery, będzie W jego oczach online pl lektor szybciej - zaproponowałam. - Ja pojadę do Lockhartów, a ty sprawdzisz Brockingtonów, dobra? Po bezskutecznych poszukiwaniach uznałyśmy, że musieli pójść do fortu. - Do którego? - zawołałam, przekrzykując szum deszczu. - Battery Thompson. Pospieszmy się! 140
Popedałowałyśmy pod wiatr w stronę fortu Battery Thompson, ulubio-nego miejsca zabaw dzieciaków z wyspy - wbrew zakazom policji i prze-wrażliwionych matek. Zbudowano go po wojnie hiszpańskiej w ramach systemu obrony wybrzeża i nazwano na cześć dzielnego żołnierza, który bronił zatoczki Breach Inlet przed Brytyjczykami w 1776 roku. (Wręcz ubóstwiam historię wyspy). Ilekroć zanosiło się na porządną burzę, wspi-naliśmy się na obwałowania, żeby obserwować morze. Fort Battery Thompson najlepiej się do tego nadawał, ponieważ znajdował się na odlu-dziu. Z kolei w forcie Moultrie przy Middle Street mógł cię łatwo wypatrzyć Gruby Albert, nasz miejscowy stróż prawa. Wyspa Sullivana, nazwana tak na pamiątkę kapitana Florence'a O'Sul-livana, służyła zawsze jako punkt obserwacyjny. W mrocznych latach sie-demdziesiątych XVIII wieku powierzono kapitanowi zadanie wystrzelenia z działa, by ostrzec mieszkańców Charlestonu, że nieprzyjaciel zbliża się drogą wodną. Pierwsi osadnicy mieli dostatecznie dużo kłopotów z malarią, głodem i huraganami, żeby się jeszcze martwić niespodziewanymi atakami korsarzy. Wybrano zatem tego O'Sullivana na wartownika. Podobno był strasznie podłym, wrednym facetem i guzik go obchodziło, co ludzie o nim myślą. Czy to nie wyśmienite, że wyspa znalazła się na mapie dzięki war-chołowi z naładowaną armatą? Byłam przekonana, że łączy go jakieś po-krewieństwo z Wielkim Hankiem, co by również wyjaśniało, dlaczego moi pomyleni bracia nie wracali do domu, choć zbliżał się huragan. Obydwie z Maggie dotarłyśmy do fortu przemoczone do nitki. Usłyszałyśmy czyjeś głosy, a gdy zobaczyłyśmy jeszcze rowery spię-trzone w jednym miejscu na miękkim piasku, wiedziałyśmy, że chłopcy tu są. Zostawiając obok nasze własne rowery, zdałyśmy sobie sprawę, że w pokrzykiwaniach brzmi nuta lęku, a nie rozbawienia. Nie zatrzymując się nawet, W jego oczach online pl lektor żeby odetchnąć, dobiegłyśmy do najbliższej drabiny i zaczęłyśmy się wspinać. Battery Thompson, wycofany z użytku i opuszczony fort - jak wszystkie na wyspie - zbudowany był z lanego cementu, a lata oddziały-wania słonej mgiełki wodnej oraz łuszcząca się farba nadały mu nieco upiorny wygląd. Doskonałe miejsce do zabawy lub zaszycia się z podkra-dzionym komuś papierosem. Albo do wymyślania czegoś głupiego, co teraz właśnie miałyśmy odkryć. 141
- Pomóżcie! Wydostańcie mnie! - Jezu! To Henry! Szybciej, Maggie! - Wyciągnęłam do niej rękę. Złapała ją i wydźwignęła się na podest. - Gdzie oni są? - Nie wiem! - Rozejrzałam się po forcie i dostrzegłam chłopców na samej górze. - Patrz! Tam! Timmy zauważył nas i zaczął wołać, wymachując ramionami: - Szybko! Potrzebujemy pomocy! Henry utknął! - Głos mu się zała-mywał. Pięć sekund później, stanąwszy obok niego, zobaczyłyśmy nogi naszego młodszego braciszka sterczące z kanału wentylacyjnego. Henry darł się ile sił w płucach. - Wydostańcie mnie! Moja głowa! Moja głowa! Zróbcie coś! - Henry! To ja, Susan. Maggie też tu jest. Nie bój się, zaraz cię wy-ciągniemy. Trzymaj się, kochany, wszystko będzie dobrze. - Odwróciłam się do pozostałych chłopców i wybuchnęłam: - Co tu się stało, do diabła? Co tu się stało? - Powiedzieliśmy mu, że tam w środku jest skarb piratów i tylko ktoś naprawdę mały może się do niego dostać! - Wyjaśnienie to padło z ust chłopaka, którego zgodnie i z rozkoszą nienawidziliśmy. Stuart miał białą skórę upstrzoną tysiącami brązowych piegów. Był uczulony na wszystko, nałogowo dłubał w nosie, kłamał i nieustannie sprawiał jakieś kłopoty. Na domiar złego czepiał się maluchów. - Stuarcie Brockington, od samego patrzenia na twoją paskudną gębę chce mi się rzygać - oświadczyłam. - Kiedy wydostanę stąd mojego bra-ciszka i zobaczę u niego choćby jedno zadrapanie, przetrę twoim nędznym tyłkiem wszystkie drogi na tej wyspie. Słyszysz mnie? A teraz rusz swój niewydarzony zadek, wsiadaj na ten głupi rower i sprowadź pomoc. No, już! Sprowadź jakąś pomoc! Mój krzyk przestraszył Henry'ego, który zaczął popłakiwać. Stuart ze-skoczył na dół i pobiegł W jego oczach online pl lektor po rower, a za nim dwaj inni chłopcy. - Timmy! Jak mogłeś do tego dopuścić? Jeśli tata się dowie, to nas pozabija! - powiedziała Maggie, zdenerwowana sytuacją i rozmiarami na-wałnicy. - Henry? To ja, Maggie - dodała, zwracając się do małego. - Po-ciągnę cię lekko za nogi, a ty sprawdź, czy dasz radę się podepchnąć, dobra? 142
- Nie mogę się ruszyć! Utknąłem! Nie mogę! - załkał Henry. - Po-móżcie! Wydostańcie mnie stąd! - Skoczę po pana Struthersa - postanowiłam. - Ten głupek Stuart nie ma pojęcia, co trzeba zrobić. - Pójdę z tobą - zaofiarował się Timmy. - Maggie, zostań z Henrym i spróbuj go uspokoić. - Henry! - zawołałam. - Posłuchaj mnie! To się na pewno nie zdarzyło pierwszy raz. Trzymaj się, a ja wrócę za dziesięć minut z panem Struther-sem! - Dobrze - chlipnął. Wsiedliśmy na rowery i popędziliśmy do biura Marvina Struthersa przy ochotniczej straży pożarnej. Był burmistrzem, komendantem straży i trene-rem Małej Ligi. Jego największe dziwactwo polegało na tym, że przez cały czas - z wyjątkiem wyjścia do kościoła - nosił sandały. Nasza mama zawsze powtarzała, że żadne przyzwoity mężczyzna nie chodzi w sandałach. Uwa-żała je za nieskromne czy coś w tym guście. We mnie W jego oczach online pl lektor budziły po prostu obrzydzenie. Owłosione stopy. Ohyda. Wiatr dął teraz mocniej i karłowate palmy gięły się wpół. Na szczęście wiało nam w plecy. Porzuciliśmy rowery przed ratuszem i pobiegliśmy po pana burmistrza i trenera Struthersa. Gdy otworzyliśmy drzwi, pani Smith - jego sekretarka od jakiegoś miliona lat, stara kobieta z dużą, paskudną brodawką na podbródku - właśnie wkładała płaszcz. Pachniała jak mię-tówka. - Dzieci, czego wy tu szukacie? Powinnyście siedzieć w domu, z ro-dzicami! Nadciąga burza! - Tak, psze pani. Wiemy, ale zdarzyło się coś w rodzaju nagłego wy-padku i potrzebny jest nam trener Struthers. Zastaliśmy go? - A o co chodzi? Może ja potrafię pomóc. Starałam się zachowywać uprzejmie, bo przecież była starszą osobą i w ogóle. - No więc, psze pani - zaczęłam - mamy niewiele czasu. Nasz braci-szek utknął w kanale wentylacyjnym w Battery Thompson i nie możemy go wyciągnąć, a tata wygarbuje nam skórę, jeśli się dowie. Popatrzyła na nas. 143

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz