Jesteście dzieciakami Hanka Hamiltona? - Tak, psze pani. - Panie Marvinie! Szybko! Nagły wypadek! W ułamku sekundy pan Marvin wybiegł z łazienki, zapinając po drodze spodnie. Był potężnym mężczyzną, wyższym niż tata i dwa razy silniejszym, gdy idzie o charakter. - Co się dzieje, Lois? - Odwrócił się i zobaczył nas. - Aha, mali Ha-miltonowie. Mogłem się domyślić. Spojrzałam na niego zmrużonymi oczyma. Wcale nie zachowywaliśmy się gorzej niż inne dzieci z wyspy, po prostu było nas dużo i stale dawaliśmy się przyłapać. - Panie Marvinie - sapnęła pani Smith - oni mówią, że ich brat ugrzązł w kanale wentylacyjnym w forcie. - Panie Marvinie, jak się nie pospieszymy, jutro W jego oczach online pl lektor Henry będzie leżał w trumnie u McAlistera. A my już więcej nie narobimy wam kłopotu, bo nas zatłuką na śmierć. - Nikt nikogo nie zatłucze na tej wyspie, dopóki ja tu dzierżę ster. Ładujcie się do wozu, dzieciaki. Podciągnął spodnie typowo męskim gestem i ruszył ku drzwiom. Po-biegliśmy za nim. Zerknęłam na jego stopy. Sandały! Nawet w takim deszczu! Doszłam do wniosku, że jazda strażackim wozem z włączoną syreną i tak dalej to mimo wszystko frajda, nawet jeśli życie mojego najmłodszego brata wisi na włosku. Jezu, pomyślałam, pewnie do tego czasu stracił przytom-ność. Niestety, na miejscu okazało się, że nie ma tak dobrze. Wszyscy się wydzierali, a w dodatku do górnej części fortu dotarła jakimś sposobem ciotka Carol, której spódnicę wiatr szarpał na wszystkie strony i podwiewał, nie pozwalając opaść. Wspinając się po drabinie, widzieliśmy bieliznę ciotki - i może tak mi się tylko wydawało, ale miałam wrażenie, że pan Struthers gapi się na jej tyłek. - Witaj, Carol - odezwał się do niej. - Och, Marvin, to ty! Tak się cieszę, że tu jesteś! - Kurczowo zacisnęła dłoń na piersiach i otarła oczy. - Proszę, wydostań W jego oczach online pl lektor to dziecko! - Carol, wszystko będzie dobrze. Odsuńcie się, chłopcy. Henry? 144
- Aha? - Głos mojego brata brzmiał żałośnie. - Nie denerwuj się. Mam tu olej silnikowy i poleję ci nim głowę, ro-zumiesz, synu? Olej silnikowy? Tak czy owak, pan Marvin zaczął lać, a Henry znowu się rozwrzeszczał. - Zatyka mi nos! Ratunku! Wlewa mi się do ust! Będę rzygał! Istotnie, zaraz potem dobiegły nas odgłosy świadczące, że nasz braciszek puszcza pawia w głąb kanału wentylacyjnego. Pan Struthers pokręcił głową i mocno pociągnął ku sobie stopy Henry'ego. Henry wyskoczył ze swej pu-łapki niczym kromka chleba z tostera, po czym przez następne kilka minut szlochał i rzygał na przemian. Wiedziałam jedno: nigdy nie będę miała dzieci. Za dużo z nimi kłopotu. - Dobrze, że mama leży w szpitalu - oznajmiłam i wydało mi się to bardzo zabawne - bo kiedy się o tym dowie, gotowa dostać zawału. - Posłuchaj, Susan, twoja mama nie musi o niczym wiedzieć. Słyszysz, dziewczyno? I tak ma już dość na głowie. - Nic nie powiemy, ciociu, obiecuję - wtrąciła szybko Maggie. Nawet ja zaczęłam się lekko trząść. - Ode mnie nie usłyszy nic a nic - obiecałam. - Wracajmy do domu. Podziękuj Bogu, że pada, Henry, bo niezbyt ładnie pachniesz. Nie martw się, tata nawet nie zauważy. - Dziękuję, Marvinie - przemówiła chrapliwym głosem ciotka Carol. - Nie ma za co. Cieszę się, że mogłem pomóc. Jak się miewa Louis? - Och, tak jak zawsze. - Gdyby coś się zmieniło, daj mi znać. Może podrzucę cię do domu? - Nie, dziękuję. Pójdę z dziećmi. Puścił oko i pomógł jej zejść z drabiny. Rany boskie. Zerknęłam na Maggie, która nic nie zauważyła, a potem na Timmy'ego, który dał mi znać miną, że zauważył W jego oczach online pl lektor wszystko. Henry żegnał się z kolegami, a ja po prostu pragnęłam znaleźć się w domu. Livvie powiedziała mi później, że Stuart Brockington uznał za swój obowiązek zatrzymać się przy naszym domu i zawiadomić o perypetiach 145
Henry'ego. Livvie zdejmowała właśnie hamak z ganku, gdy dostrzegła Stuarta z rowerem na podwórzu. Razem z ciotką Carol wysłuchały wieści, nie wierząc w ani jedno słowo. Wypełniwszy misję, Stuart uciekł na swoim rowerze. Po chwili rozległa się syrena strażacka. Wtedy zrozumiały, że Stuart mówił prawdę. - Gdzie pan Hank? - zwróciła się Livvie do ciotki. - Pod prysznicem. - Aha. Czy mam tam iść i się tym wszystkim zająć? - Nie. Sama pójdę. Marvin Struthers to mój stary znajomy. Namówię go, żeby nic nie mówił Hankowi. - Dzięki Bogu. To dobrze, jeśli przyjaciel może się do czegoś przydać. - Zaczekasz na mnie? - Tak, psze pani, jeśli trzeba. Niech pani jedzie, a ja zawiadomię Har-riet i wrócę z jej synem. Jakby pan Hank mnie pytał, to pani wyszła do sklepu po mleko i chleb. Nasz dom, Island Gamble, sprawiał wrażenie gotowego na wszystko, co niebiosa uznają za stosowne zesłać. Zamknięte okiennice, pusty ganek, zgaszone światło. Weszliśmy kuchennymi schodami. Tata siedział w kuchni z Livvie i zajadał sałatkę ziemniaczaną. Livvie podbiegła do nas. - Paniczu Henry, proszę ze mną! - Złapała go i pociągnęła w dół schodów. - Wprowadzę go do domu inną drogą. Weszliśmy na paluszkach, wiedząc, że zbyt długo przebywaliśmy na zewnątrz - a przynajmniej tata mógłby dojść do takiego wniosku. Na szczęście zupełnie go to nie obchodziło. - Poszukajcie sobie jakiegoś W jego oczach online pl lektor zajęcia, tylko cicho, dopóki burza nie minie. Hej, Carol, myślałem, że poszłaś do sklepu. - O Boże, słusznie myślałeś! Ale chyba macie dość chleba i mleka, no nie? Nie chciało mi się stać w kolejce i wróciłam do domu. O rany, ta to umiała kłamać. Nieco później znaleźliśmy się na górze i zaczęliśmy grać w „Monopol” na podłodze. Ciotka Carol przyniosła nam kanapki z masłem orzechowym i galaretką, prażynki, karton mleka i papierowe kubki. - Och, popatrzcie tylko! Jacy wy jesteście grzeczni! - O kurczę, wielkie dzięki, ciociu - powiedziała Maggie, stawiając 146
tacę na podłodze. - Przy takiej burzy nie da się robić nic innego. - Siedźcie tu sobie i trzymajcie się z dala od okien, dobra? W razie czego wołajcie. Będziemy z waszym tatą na ganku. Popatrzymy sobie na ocean. - Dobra - odparliśmy chórem. Zerknęłam na Henry'ego, który już nie pamiętał, że śmiertelnie nas przeraził. Wcinał kanapkę i zajadał ziemniaczane prażynki, zupełnie roz-luźniony jak na kogoś, kto omal nie zginął dwie godziny wcześniej. Livvie wróciła do siebie - na szczęście, gdyż służby leśne zaczęły jeździć po wyspie terenowymi autami na sygnale, zawiadamiając wszystkich o ewakuacji i schronie w Moultrie High School przy Mount Pleasant. Zawsze myślałam, W jego oczach online pl lektor że pójście do schronu to byłaby frajda. Podobno Czerwony Krzyż rozdaje wszystkim paczki za darmo. I spało się w klasach na podłodze. Ciekawe, jak to było w państwowych szkołach. Zbadajcie ławki protestan-tów i tak dalej. Graliśmy jeszcze przez chwilę, lecz zaraz zrobiło się ciemno i zagrzmiało. Lunęło jak z cebra, a wichura zawodziła opętańczo. W chwili gdy Timmy wylądował na liniach kolejowych - a należały do mnie - zgasło światło. - Przynieś latarkę - poleciłam Henry'emu. - Nie wiem, gdzie jest. - W kuchni. - Nie pójdę - załkał nagle. - Tam jest ciemno. - O, matko - zirytowałam się - ja pójdę. Zaczekajcie na mnie, a ty, Maggie, nie pozwól im dotykać planszy. - Pospiesz się! - rzuciła. - Jee... ju! Przecież się śpieszę! Zeszłam po schodach, obmacując ścianę, bo naprawdę było bardzo ciemno. W kuchni okazało się, że latarki nie ma pod zlewem, gdzie powinna być. Wiedziałam, że druga latarka znajduje się w szopie na zewnątrz, ale nie chciało mi się wychodzić na deszcz. A potem przypomniała mi się gra czekająca na górze i pomyślałam sobie: a co tam, kurczę, to tylko woda. Wymknęłam się tylnym wyjściem przez ganek i siatkowe drzwi. Wiatr zatrzasnął je za moimi plecami i uświadomiłam sobie, że jestem odcięta. 147
- Cholera jasna! - wrzasnęłam, zdając W jego oczach online pl lektor sobie sprawę, że i tak nikt mnie nie usłyszy. Co sił w nogach popędziłam do szopy. Duża latarka, rzecz jasna, była na miejscu i działała. Co za ulga! Postanowiłam obejść dom i dostać się do niego frontowymi drzwiami. Pani Simpson stała na swoim ganku z rękoma na biodrach, wpatrzona w nasz dom, ale mnie nie zauważyła. Wiedziałam, że ojciec da mi do wiwatu za bieganie podczas burzy, więc podkradłam się pod ganek. Wtem usły-szałam głosy ojca i ciotki. - Och, Hank! Tak nie można! - To ja miałem cię pierwszy, Carol, nie zapominaj o tym! - Proszę cię, Hank, przestań! Stanęłam jak wryta w ulewnym deszczu. Wiedziałam, że cokolwiek ro-bią, nie powinnam tego oglądać. Ale musiałam to zobaczyć. Musiałam wiedzieć. Wspięłam się na cysternę olejową za rogiem i zajrzałam na ganek. Mój tata przyciskał ciotkę Carol do balustrady, napierając na nią biodrami. Jej spódnica zbiła się w fałdy wokół talii. Nagle uświadomiłam sobie, co widzę, i zapragnęłam uciec. Ich głosy nabrały mocy, gdy ciotka Carol krzyknęła: „O mój Boże! O Boże!”. Nie wytrzymałam. Głosy rozbrzmiewały mi w głowie. Słyszałam śmiech z ganku pani Simpson. Zdawałam sobie sprawę, że wszystko widziała. Podbiegłam do kuchennych drzwi, wyszarpnęłam siatkę i otworzyłam za-mek. Przystanęłam na chwilę, żeby ochłonąć. Huczało mi w uszach. Na kołku wisiał stary plażowy ręcznik. Wytarłam się nim. Pierwszy raz w życiu zapragnęłam rzucić się na ziemię i wybuchnąć płaczem. Nie mogłam o tym powiedzieć nikomu, nawet Maggie. Od tej chwili znienawidziłam W jego oczach online pl lektor zarówno moją ciotkę, jak i mego ojca.
8. Huragan Maybelline 1999 Władze zamknęły bibliotekę o trzeciej z powodu nadciągającej burzy, sklasyfikowanej urzędowo jako huragan i ochrzczonej imieniem Maybelli-ne. Każdą wolną chwilę spędzałam teraz na przeglądaniu mikrofilmów z „Post & Courier”, zawierających artykuły w sprawie śledztwa na temat śmierci taty, począwszy od 1963 roku. Były tam zdjęcia szkoły projekto-wanej przez tatę oraz innych budynków, nad którymi pracował, takich jak szpitale i gmachy użyteczności publicznej. Fotografie z miejsca wypadku ukazywały ślady opon biegnące z mostu na mokradła. Nieustannie jednak powracałam spojrzeniem do zamazanego zdjęcia samochodu, który właśnie wyciągnięto z błota. Pan Struthers stał obok ciężarówki ratowniczej, a Gruby Albert przy drzwiczkach od strony kierowcy. Gruby Al ubrany był po cy-wilnemu i miał na nogach W jego oczach online pl lektor te same co zawsze, czarne, policyjne buty Błyszczały nawet na tej starej fotografii. Postanowiłam ją skopiować i po-większyć do rozmiarów osiem na dziesięć cali. Potem dołączyłam ją do zbioru gromadzonego przez kilka miesięcy. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu, upewnić się, że z Beth wszystko w porządku i zabezpieczyć okna. Mój szef, pełen-optymizmu-co-do-swych-szans Mitchell Freemont, za-proponował mi podwiezienie i wbrew własnemu przekonaniu przyjęłam tę propozycję. Jazda to jazda. Lało jak z cebra i gdybym wracała pieszo, chy-babym się utopiła. Patrzyłam przez okno biura na liście palm tańczące w podmuchach wia-tru i zastanawiałam się, czy tupecik Mitchella utrzyma się na jego głowie, kiedy wyjdziemy na zewnątrz. Mitchell zajrzał do mnie i zasygnalizował, że pora się zbierać. Pozostała po nim smuga zapachu użytej przed chwilą wody kolońskiej Aqua Velva. 149
Pozbierałam swoje rzeczy, włożyłam gazety i kilka skoroszytów do płó-ciennej torby, wśliznęłam się w płaszcz przeciwdeszczowy niczym Houdi-ni* i wyszłam z biura. * Harry Houdini, 1874-1926, amerykański sztukmistrz i pisarz; zasłynął na całym świecie umiejętnością uwalniania się z najkunsztowniejszych więzów i zamknięć oraz jako dema-skator oszukańczych mediów spirytystycznych (przyp. red.). Opuszczaliśmy budynek ostatni. Zaczekałam w tylnym hallu, aż Mitchell włączy system alarmowy. Walcząc z żywiołem, dobrnęliśmy do auta; mój szef nerwowo W jego oczach online pl lektor pobrzękiwał grubym, ciężkim, godnym grubej ryby łańcu-chem z kluczykami, a ja kuliłam się i owijałam ciasno płaszczem, żeby nie porwała mnie wichura. Nacisnął guzik zdalnego sterowania i blokady i drzwiczki w jego chevrolecie odskoczyły z pyknięciem, przywodząc na myśl miniaturowy statek kosmiczny. - Wsiadaj! - ryknął. - Wsiadam! - odpowiedziałam, myśląc, że ten facet niesłychanie mnie irytuje. Cisnęłam swoje rzeczy na podłogę i zmagając się z wiatrem, zatrzasnę-łam drzwiczki. Kiedy macałam dookoła siebie w poszukiwaniu pasa, Mi-tchell zapalił silnik, uruchomił wycieraczki i włączył reflektory. - Dasz sobie radę w domu? To znaczy, może mógłbym w czymś po-móc? - Nie trzeba, dziękuję. Dla członków naszej rodziny nie ma to jak mały huragan. Gdybym się wcześniej nad tym zastanowiła, pewnie poszłabym na plażę. Uwielbiam siedzieć na ganku i patrzeć, jak ocean szaleje. Wiesz, przyrządzić trochę krewetek, napić się piwa... - Jesteś niezwykłą kobietą, Susan, wiesz o tym? - Daj sobie spokój. Zerknęłam na jego profil. Przerażający. Zero poczucia humoru. Na skrzyżowaniu King Street i George Street zobaczyłam, że jego tłusta spo-cona dłoń pełznie po tapicerce siedzenia jak tarantula w stronę W jego oczach online pl lektor mojego lewego kolana. Założyłam nogę na nogę. - Mitchellu Freemont, jeśli mnie dotkniesz, wybiję ci zęby. Ręka cofnęła się. 150
- Susan, chyba nie sądzisz... Szukałem portfela. Wydawało mi się, że został pod oparciem. - Mitchell? Wyłóżmy karty na stół. Stawiasz mnie w bardzo nie-zręcznej sytuacji. Pracuję dla ciebie. - Myślałem, że lubisz swoją pracę. - Lubię. Nie w tym rzecz. Zawsze gapisz się na mnie podczas narad i chodzisz za mną po salach. - Uważam, że jesteś interesująca. Czy to zbrodnia? - Nie. Słuchaj, nie wątpię, że jesteś miłym człowiekiem. Ale nawet gdybyś był kawalerem i wyglądał jak Cary Grant, ja jeszcze nie jestem gotowa. Rozumiesz? Mam za dużo na głowie. Zostałam samotną matką, a mój były mąż próbuje mnie wpędzić w obłęd. Nie zniosę w swoim życiu jeszcze jednej osoby, która się mnie czepia. - Nie czepiałem się ciebie, Susan. - Racja, Mitchell. Obserwowałam przesuwające się po szybie wycieraczki i usiłowałam odzyskać spokój. Czy tylko wyobraziłam sobie jego rękę? Wiedziałam, że powinnam mu powiedzieć, by pocałował mnie w różowy tyłeczek, i złożyć wymówienie. Ale zdawałam sobie również sprawę, że decyzja, kiedy mam odejść z pracy, należy do mnie, a nie do niego. - W jego oczach online pl lektor Masz rację, Mitchell. Posłuchaj, naprawdę jestem ci wdzięczna, że mnie podwiozłeś przy tej pogodzie. - Nie ma sprawy. - Prychnął z oburzeniem. Zasoby mojej cierpliwości były już na wyczerpaniu i moi liczni wierzy-ciele mieli szczęście, że szybko znaleźliśmy się przed domem. Gdybym musiała dłużej podróżować w towarzystwie tego obłudnego bufona, nie-wykluczone, że strzeliłabym go w szczękę. Po raz ostatni spróbowałam być miła. - No dobra. Trzymaj się. Nie odpowiedział; zwrócił tylko ku mnie to swoje oblicze, dziwnie przypominające jogurt truskawkowy. Nalane. Nalane i obwisłe, pozbawione bruzd, które by świadczyły o charakterze. Stoczyłam ciężką walkę we-wnętrzną i pomachałam mu uprzejmie na pożegnanie, zaciskając zęby i dochodząc do wniosku, że nie ma sensu robić sobie z niego w tej chwili 151
wroga. Musiałam z czegoś zapłacić rachunki. Drzwiczki jego auta trzasnęły na wietrze, a ja ominęłam tylny zderzak i pobiegłam do domu. Potrzebo-wałam kieliszka wina i nowych perspektyw zawodowych. Otworzyłam frontowe drzwi, a potem, kapiąc wodą po całej podłodze, zamknęłam je i zaryglowałam przed Mitchellami Freemontami tego świata. Powitał mnie znajomy głos. - Cześć! Odwróciłam się i zobaczyłam Toma, który uśmiechał się szeroko. Za nim stała Beth. - Co się dzieje? - spytałam i pocałowałam córkę w policzek. - Nic. Tak tylko wpadłem, żeby sprawdzić, czy ci czegoś nie potrzeba. Mówią, że oko burzy przejdzie tędy około wpół do ósmej, więc pomyślałem, że wstąpię, no wiesz, przyniosę coś na kolację... Mam steki i butelkę przyzwoitego czerwonego wina... - Uśmiechnął się czarująco, mrużąc nie-bieskie oczy i demonstrując dołki w policzkach. Te dołki same w sobie były orężem - pomijając już jego idealnie białe zęby. - Tak, wiem. - Podczas burzy każda przystań jest dobra, pomyślałam, nabierając tchu. - Beth? Może masz coś do roboty na górze? Na przykład zadanie domowe? - Nakryję do stołu. Zniknęła w kuchni - dokładnie mówiąc, niemal przefrunęła przez hall. Nie wątpiłam, że jej głowę przepełniają marzenia o ponownym zejściu się mamy i taty. Świetnie, po prostu świetnie, pomyślałam. Nikt prócz mnie nie wiedział, że na biurku Michelle Stoney leży wstępna umowa o separacji i czeka, aż Tom ją przejrzy. Popatrzyłam na niego. Jego twarz przybrała chłopięcy, smutny wyraz, budzący skojarzenia z porzuconym szczeniakiem. Nie wyglądał tak pa-skudnie jak na obliczu W jego oczach online pl lektor Mitchella-Freemonta, niemniej doszłam do wniosku, że jedna smętna twarz dziennie w zupełności wystarczy. - No więc, co się stało? - zapytałam. - Czy twoja przyjaciółeczka od-leciała do Sedony, by medytować w polu wirowym? - Boże, przepadam za twoimi uszczypliwościami, Susan. Prawdę mówiąc, nie widziałem się z nią od dwóch tygodni. Miałem trochę czasu, więc pomyślałem, że sprawdzę okna na drugim piętrze. Zawsze przeciekały. Okleiłem je dookoła taśmą ochronną. 152
- Taśmą? Cóż za ekonomiczny sposób. - Parsknęłam śmiechem. - Boże, to musi uroczo wyglądać! A zatem już z nią nie mieszkasz? - Nie, w zeszłym miesiącu wynająłem domek przy Tradd Street. Właściwie dopiero co się wprowadziłem. Trzeba go było odmalować. - I w trakcie tego malowania poprztykałeś się z nią, a potem najszyb-ciej jak się dało przyleciałeś tutaj? - Mniej więcej. - Znowu uśmiech. Boże, był pięknym mężczyzną. - Żeby okleić moje okna taśmą. - No cóż, na pewno trzeba je uszczelnić, ale musi być sucho. Jeśli chcesz, mogę przyjść jeszcze raz i to załatwić. - Tom, zostaw te okna. Przecież nigdy cię jakoś specjalnie nie ob-chodziły. - Ty mnie obchodzisz, Susan. - No tak. Co tu właściwie robisz? Co się naprawdę stało z panną Bli-skie Spotkania? Czułam niemal zapach własnej słabości. Ten człowiek połamał mi serce na drobne kawałki i przebywanie z nim w jednym pomieszczeniu było dla mnie zgubne. To tylko chemia, powiedziałam sobie. Prosta kwestia fero-monów. - Rzuciła mnie - wyznał. - Pojechała w zeszłym miesiącu do Charlotte na zjazd miłośników New Age i poznała kogoś. Twierdzi, że odnalazła w nim duchowego partnera. - O rety. - Ma dwadzieścia jeden lat. - Oj! - Mięśnie twarzy drgały mi konwulsyjnie i przygryzałam po-liczki, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Postanowiłam się poddać i okazać ostrożną życzliwość. - Napijesz się piwa? - Chętnie. W każdym razie już od dawna wiedziałem, że to nie będzie trwało wiecznie. Karen i ja zbyt się od siebie różnimy. Dużo o tym rozmy-ślałem. Ona nie dorasta ci do pięt, Susan. - Co się tu dzisiaj dzieje? Czy to wpływ niskiego ciśnienia? - Najpierw Mitchell, teraz Tom. Czyżbym nieoczekiwanie zmieniła się z odrzuconej, gniewnej kobiety z nadwagą w przedmiot pożądania? Chyba osiągnęłam szczyt swoich możliwości. Proszę bez majonezu, jestem na diecie, pomy-ślałam. Czułam zawrót głowy. 153
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz