sobota, 16 sierpnia 2014

Mój tata urodził się po nadejściu Jankesów

Chleb kukurydziany, mleko, groch... zawsze coś stało na stole. , gdzieś tak w 1875 roku. O, jak on lubił opowiadać różne historie o Jankesach! Bał się niebieskich jak ognia, że przyjdą i nas zabiją albo porwą. Może chciał nas postraszyć, że-byśmy się nie oddalali od domu, co się nam często zdarzało. Jego mama i tata dalej mieszkali na plantacji, kiedy się urodził, choć już byli wolni. Jego tata był przedtem niewolnikiem, a jak pan Lincoln dał W jego oczach online pl lektor wszystkim wolność, to on powiada: gdzie ja mam iść? Więc zostali, uprawiali swój zagon i pracowali u pana Archibalda Barnesa. Nasza rodzina mieszkała w chacie na plantacji, tam, gdzie się urodził mój tata. Przez całe życie tata był dzierżawcą u dzieci tego samego pana, do którego należał mój dziadek. Barnesowie mieli dużą plantację nad Wando River. Zwała się Dąbrowa. Mój brat Leroy i ja żeśmy nie chodzili do szkoły, bo żadnej nie było w okolicy, więc kazali nam iść w pole i zbierać bawełnę. Byłam bystrą dziewuszką i prawdę mó-wiąc, umiem trochę czytać i liczyć, ale cóż, musiałam iść w pole, kiedy miałam ledwie dziewięć lat. Szybko się wtedy dorasta. Dzięki ciężkiej pracy człowiek staje się silny. Co dnia ciężko pracuję; z tego czerpię siłę. I jeszcze z tego, że wiem, kim jestem. Wam się wydaje, że macie tak źle, a nie roz-poznalibyście zmartwienia, nawet gdyby podeszło i podało wam rękę! Livvie westchnęła, czekając na mój komentarz. - Wiem, że zawsze



znajdzie się ktoś, kto ma gorzej - powiedziałam. - No właśnie. - Wiem o tym, zgoda, ale zrozum, Livvie, czasami mam ochotę uciec od całego tego wariactwa. Jasne, że nigdy nie ucieknę, bo niby dokąd? Ale zaczynam mieć dość, wiesz? - Ano wiem, dziecko, wiem lepiej, niż ci się zdaje. Tylko że tu jest twoje miejsce. Pochodzisz z Hamiltonów, którzy tu znaleźli swój dom. I wiem jeszcze coś, czegoś ty nie zdążyła się dowiedzieć. - Pewnie nigdy nie będę wiedziała W jego oczach online pl lektor  tyle co ty. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową. - M-hm, dziecko, moje stare oczy widziały niejedno, ale coś ci po-wiem. Kiedy ludzie wokół ciebie robią zwariowane rzeczy, to znaczy, że diabeł próbuje odwieść cię od celu. 181
Wytrzeszczyłam na nią oczy. - Tak jest. Stary Belzebub we własnej osobie. Tak działa diabeł. To nie żaden gamoń z ogonem, ubrany na czerwono. Nie, on ma wpływ na twój umysł. Kiedy twoje myśli krążą wokół zmartwienia, nie potrafisz robić tego, co do ciebie należy. A wtedy on wygrywa, rozumiesz? Nie może wygrać, dopóki mu na to nie pozwolisz, bo sam nie ma żadnej mocy. - Więc w gruncie rzeczy chodzi ci o to, że zamartwianie się tatą i ciotką Carol albo babcią Sophie odwraca moją uwagę od czegoś innego, lepszego? - Właśnie! Zuch dziewczyna! - No tak, Livvie, ale ja chyba nigdy nie zapomnę tego, co widziałam. - Wiem, dziecko. Posłuchaj, jak tylko ten obraz pojawi się znowu w twojej głowie, poproś Pana, żeby pomógł go przepędzić. On pomoże. - Livvie? - Mhm? - Twój dziadek był niewolnikiem? - I owszem. Przywieźli go tu za młodu z Afryki i mało nie umarł po drodze. Starsi nie lubili rozmawiać o niewoli. To były straszne czasy. - Musiały być okropne. - I jeszcze się nie skończyły, Susan. Ciągle mamy swoje kłopoty, ale ja stoję z boku i nie dam sobie mącić w głowie tą czczą gadaniną o integracji i takich tam rzeczach. Wcale nie chcę jadać w restauracji u Woolwortha w mieście. Wolę zjeść posiłek we własnym domu! - No a mnie nie stać, żeby tam pójść. Zresztą to pewnie i tak W jego oczach online pl lektor nic nadzwyczajnego. - Tak, ale ty możesz tam wejść. Ja nie. Możesz skorzystać z łazienki. Ja nie. To się nigdy nie zmieni, chyba że nastąpi jakiś cud. Zaczekaj, aż ci wszyscy białoskórzy zacofańcy powymierają i zobaczą niebo pełne kolo-rowych. To dopiero będzie heca! - Nie wiem, Livvie, przecież jeszcze nie mam nawet skończonych czternastu lat. Nie znam się na tych sprawach. Byłam zakłopotana. Wiedziałam, że ma rację, ale nic nie mogłam zrobić. Nagle bardzo się ucieszyłam, że tata zbudował nową łazienkę. Gdyby ktoś kazał Livvie skorzystać z wygódki, natychmiast by odeszła. 182
Maggie mówiła, że gdy kolorowi po śmierci idą do nieba, ich skóra staje się biała. Wierzyłam w to we wczesnym dzieciństwie, teraz jednak zrozu-miałam, że wpierano mi kolejne kłamstwo, wymyślone przez białych. Długo trwałam w przekonaniu, że życie na plantacji przesycone było muzyką. Długie dni, ciężka praca - wszystko miało w mojej wyobraźni podkład muzyczny. Rozśpiewani niewolnicy, tańczące damy, ludzie jadący pięknymi powozami na wieczorne przyjęcia, podwórza rzęsiście oświetlone latarniami i tak dalej. Jakaż ja byłam głupia i naiwna! To cierpienie zrodziło tę muzykę, cierpienie spowodowane przez moją rasę. - No cóż, pójdę do Maggie i pomogę jej na ganku, dobrze? - Chodź no tutaj na chwilę, Susan. Odwróciłam się do niej. - Posłuchaj Livvie. W jego oczach online pl lektor Mówię ci, co mi leży na sercu, ale nie po to, żeby ci było przykro. Chcę, żebyś zaczęła myśleć. Bóg wyznaczył ci cel, tak samo jak każdemu z nas. Dał ci głowę nie od parady. Kiedy dorośniesz, przyjdzie ci żyć w świecie, który sama stworzysz. Użyj głowy, żeby stał się lepszy. - Tak zrobię, Livvie. Obiecuję. W niedzielę rano już chyba cała wyspa wiedziała, że moja mama urodziła bliźnięta. Co godzina ktoś przychodził z prezentem dla moich małych sio-strzyczek. Przeważnie ludzie przynosili dwie pary dziecięcych włóczko-wych bucików - mieliśmy już piętnaście takich zestawów - i wszyscy jak jeden mąż wypytywali o imiona bliźniaczek. Nie miały jeszcze imion, lecz dla podtrzymania naszej reputacji bezczelnych łgarzy postanowiliśmy z Timmym nie wyjaśniać tego. - Ja otworzę! - krzyknęłam, słysząc znowu pukanie. Na progu stała pani Wilson, ruda nauczycielka ze szkoły podstawowej. Była rozwódką, ale ponieważ rozmowa z nią nie należała do grzechów głównych, nie miałam oporów. - Dzień dobry! - powitałam ją. - O! Susan, tak się cieszę, że zastałam was w domu! Obawiałam się, że możecie być w kościele. - Nie, psze pani. Poszliśmy dzisiaj na ósmą rano. Timmy i Henry służyli do mszy, więc wybraliśmy się wszyscy razem. 183
- To miło, kochanie. Przyniosłam coś dla twoich siostrzyczek. - Dziękuję. Buciki? - Tak, zrobiłam je sama! Jak się miewa twoja mamusia? Szesnaście par razy dwa, a rachunek wciąż otwarty. Pora była jeszcze wczesna. - Dobrze. We wtorek wraca do domu. A dzisiaj się z nią zobaczymy. - No to pozdrów ją serdecznie ode mnie. Czy już nadała dziewczyn-kom imiona? - Tak, psze pani. Posie Sue i Rosie Sue. Mama lubi kwiaty, wie pani, a „Sue” dodała na moją cześć. Miło z jej strony, prawda? Jej twarz zmierzchła. - No cóż, zawsze powtarzam, że ludzie mają prawo nazywać swoje dzieci, jak im się podoba - powiedziała. - Też tak uważam, psze pani. Zanim wyruszyliśmy do Charlestonu, moje siostry zyskały najcudacz-niejsze z możliwych imion. Itchy i Scratchy, powiedział W jego oczach online pl lektor Timmy pani Fisher, bo tata mówi, że mają bąble i wysypkę na całym ciele. Sneezy i Wheezy, powiedziałam pani Mosner, bo bez przerwy cieknie im z nosków, ale proszę się nie martwić, nie wpisano tego do metryki, dodałam. Do naszych ulu-bionych należały imiona: Daphne i Delilah, Tara i Scarlett oraz Lucy i Ethel. W samochodzie tak się zaśmiewaliśmy, że tata zaczął na nas krzyczeć. - Zamknijcie się wreszcie, do diabła! Usiłuję prowadzić! Zapadła cisza i przez resztę drogi oglądaliśmy spustoszenia poczynione przez burzę. Wszędzie leżały powalone drzewa; drogi pokrywała warstwa piasku. Woda koło grobli wciąż była wysoka. Nie do wiary, ile szkód po-wstało w ciągu zaledwie kilku godzin. Niestety, w Mount Pleasant przy-wrócono już prąd, co oznaczało, że szkoła będzie otwarta w poniedziałek. Na parkingu przed szpitalem tata wygłosił pogadankę na temat naszych manier. Daliśmy słowo, że nie będziemy wyć jak stado wilków. Nie roz-mawiałam z nim i zastanawiałam się, jak mam unikać rozmów przez resztę życia. Wjechaliśmy windą na oddział położniczy i zaczekaliśmy pod drzwiami separatki, dopóki tata nie pozwolił nam wejść. 184
- Mamo? - odezwałam się. - Hej! Jak się czujesz? - Jestem trochę zmęczona, ale poza tym doskonale! - odparła. - Chodźcie tu, dajcie mamie buzi i poznajcie swoje najmłodsze siostry. Zarzuciliśmy ją kartkami i laurkami, przepychając się, żeby zobaczyć bliźniaczki. Leżały z nią w łóżku i rozpłakałam się na ich widok. Maggie też. Były takie śliczne. Wzruszona mama zaczęła płakać razem z nami. Tata chwycił pudełko chusteczek i wręczył nam po jednej. To nas rozśmieszyło. Potem natrząsał się z nas, udając, że płacze, ale robił to tak głośno, że prze-straszył maleństwa, które rozkrzyczały się na całego. Od tego wrzasku coraz mocniej czerwieniały im buzie. Maggie wzięła W jego oczach online pl lektor na ręce blondyneczkę, a ja brunetkę. Nieprawdopodobne, ale się uspokoiły. - Wiecie, dziewczynki, będziecie musiały mi pomóc, kiedy wrócę do domu - powiedziała mama. - O to się nie martw, mamusiu. Kocham dzieci - zapewniłam, myśląc o moim planie. - Są podobne do Susan i do mnie - zauważyła Maggie. - Aha, ta w ogóle nie ma brwi - wtrącił Henry. - Urosną jej później, ptasi móżdżku - zgasiła go Maggie. - Rety, ale ma chwyt! - powiedział Timmy. Niemowlę, które trzyma-łam, zacisnęło maleńką rączkę na jego palcu. - Zostanie zapaśniczką! - Mam nadzieję, że nie! - zaprotestowała mama. - No dobrze, dzieciaki, idźcie teraz do poczekalni, a ja zaraz przyjdę - polecił tata. Zachowywał się tak sympatycznie, iż na razie mu wybaczyłam i pomyślałam, że może sytuacja się poprawi. Stanęliśmy w szeregu jak karni mali żołnierze, pocałowaliśmy mamę w policzek, a każdą z bliźniaczek w główkę i wyszliśmy jedno za drugim. Ta chwila miała w sobie coś ma-gicznego. Może bliźniaczki przyniosą nam szczęście. Może tata znowu pokocha mamę. Mama wyglądała całkiem nieźle, pomyślałam, zważywszy, co przeszła. Przypominając sobie imiona dzieci, zachichotałam cicho. Wielką radość z narodzin moich sióstr i zamiary rozgłoszenia nowiny po całej szkole odsunęła w cień straszna wiadomość, którą usłyszeliśmy w poniedziałek rano. Kiedy zjawiliśmy się w szkole, nauczycielki kazały 185
nam iść prosto do kaplicy na specjalną mszę. Dowiedzieliśmy się, że ktoś podłożył bombę w kościele w Birmingham, w Alabamie, zabijając cztery małe dziewczynki. Wiele osób zostało ciężko rannych. Był to murzyński kościół. Informacja kompletnie nas ogłuszyła. Zakonnice płakały, a nastrój rozpaczy unosił się nad ławkami jak trujący gaz z mrocznej otchłani. Przez tę wstrząsającą wieść coś się w nas nieodwracalnie zmieniło. Do tego czasu nie miałam zielonego W jego oczach online pl lektor pojęcia, że Ruch Praw Człowieka wiąże się z takim niebezpieczeństwem. Zawsze wydawał się czymś bardzo odległym, jak Wietnam. I nie potrafiłam pojąć, jak można zabijać dzieci tylko dlatego, że są kolorowe. Jeżeli dorośli chcą z sobą walczyć, niech walczą, ale kim trzeba być, żeby podkładać bomby w kościele? Jakaż głę-boka nienawiść musiała pchnąć człowieka do popełnienia tej niewybaczal-nej zbrodni! Kto zabija ludzi podczas modlitwy? Mimo wysiłków nie mo-głam skupić się na lekcjach. Wciąż miałam przed oczyma zrozpaczone twarze ze zdjęcia w gazecie, którą ktoś puścił w obieg. Obraz dzieci leżących w trumnach prześladował mnie przez cały dzień. Z niewyjaśnionych przy-czyn nie chciałam spotkać się z Livvie po powrocie do domu. Wiedziałam, że będzie rozgniewana. Pogrążyła się w takim smutku, jakby to były jej własne dzieci. Ocierała oczy wierzchem dłoni, nucąc jakąś kościelną pieśń. Gdy weszliśmy z Timmym i Henrym kuchennymi drzwiami, zastaliśmy ją przy prasowaniu. Chłopcy porwali po ciastku z talerza, który postawiła dla nas na stole, i pobiegli na górę. - Czekoladowe! Dzięki, Livvie! - zawołał Timmy. - Moje ulubione! - pisnął Henry. Położyłam książki na stole i sięgnęłam po szklankę, by nalać sobie mleka. - Napijesz się mleka? - spytałam. - Nie, dziecko, dzisiaj nie chcę nic. Dzisiaj nic. - Obrzuciła mnie dłu-gim spojrzeniem i wróciła do prasowania. Nuciła pod nosem, lecz jej oczy były niewypowiedzianie smutne. - Mieliśmy w szkole specjalną mszę za te dziewczynki z Alabamy - powiedziałam cicho. - W tym nie ma za grosz sensu - oznajmiła. - Żeby tak zabijać. Bomba 186
w domu Pana. Trzeba powstrzymać Lucyfera! W jego oczach online pl lektor Ktoś go musi powstrzymać. - Masz rację - przytaknęłam. - Co możemy zrobić? - Prosić Pana Boga o pomoc - odparła. - Trzeba całej potęgi Jego aniołów, żeby czemuś takiemu zaradzić. Lękam się, do czego to dojdzie. Nienawiść to straszna rzecz. Jak rak. Pożera cię od środka. - Masz rację - powtórzyłam, czując po raz pierwszy w moim niemą-drym życiu, że brak mi słów. - Moja kuzynka Harriet przyszła rano z gazetą. Jakem zobaczyła twa-rze tych mam i tatusiów, co potracili dzieci, to mi się zebrało na płacz. I tyle. - Mnie też. Popatrzyła na mnie i dostrzegła, że ja także mam zaczerwienione oczy, ale nie do końca wierzyła w moją szczerość. Czy nie rozumiała, że przeraziło mnie to, co się stało w Alabamie? Przecież coś takiego mogło zdarzyć się i u nas, skoro tam się zdarzyło. Tutaj również jakieś dzieci mogły wylecieć w powietrze. - To nasze zmartwienie, Susan, nie twoje. Staniemy do walki, bo po to człowiek ma grzbiet, żeby dźwigać brzemię. - Z trzaskiem postawiła żelazko na desce. - Dźwigamy brzemię, odkąd żeśmy tu przyjechali, zakuci w łań-cuchy. Mało co się zmieniło. Za nic nie mogłam pozwolić, żeby miała ostatnie słowo. - Mylisz się, Livvie. Wiesz, zwykle nie spieram się z dorosłymi i nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę spierać się z tobą, i jest mi bardzo przykro, ale się mylisz. - O, czyżby? Jedno jest pewne. Wzięli się do mordowania dzieci! - Wiem, ale ja tego nie zrobiłam! Posłuchaj, Bóg stworzył nas wszystkich, prawda? - Ano tak. - A jedyna różnica między tobą a mną to kolor skóry, zgadza się? - Ano, tak mi się zdaje. - A dzieci to dzieci, zgadza się? - Jak najbardziej. - Cierpliwie obserwowała moje zmagania i podawała mi linę, ilekroć zawisłam nad przepaścią. - No więc, gdyby jakiś kolorowy wysadził w powietrze kościół białych 187
i zabił białe dzieci, to by jeszcze nie oznaczało, że wszyscy kolorowi są źli, prawda? - Prawda. - To by oznaczało, że znalazł się jeden sukinsyn albo kilku takich, ale nie że wszyscy kolorowi mają świra, prawda? - Prawda, ale nie powtarzaj tego brzydkiego słowa. To nie uchodzi. - No dobrze, więc w Alabamie jest grupa, może nawet spora grupa złych ludzi, którzy nie chcą integracji, ale nie wszyscy się z nimi zgadzają. - Jużem ci mówiła, że mnie integracja nie obchodzi. W jego oczach online pl lektor Chcę tylko spo-koju. Chcę żyć spokojnie i służyć Panu. - Ja też, Livvie. Ale naprawdę, mnóstwo ludzi jest za integracją. To, co mówiła dzisiaj siostra Amelia, moja nauczycielka, miało dla mnie głęboki sens. Uważam, że kolorowe dzieci powinny mieć takie same szanse jak białe. To by było uczciwe. Rozumiesz, gdyby uczyły się z tych samych książek i zdawały te same egzaminy, mogłyby w przyszłości więcej osią-gnąć. Nie mówię o tobie ani o sobie, bądź co bądź, wszystkie twoje dzieci poszły przecież na studia, zgadza się? - I owszem. Nie było mi łatwo. Pucowałam klozety, żeby kupić pod-ręczniki. Wyobraź to sobie. - Tak, masz rację. Ale ja mówię o dzieciach, które pewnie się jeszcze nie urodziły. I o rodzinach, których nie obchodzi wykształcenie. - Nawet gdyby jutro wpuścili kolorowe dzieci do białych szkół w ca-łym Charlestonie, to nie ożywi tych czterech dziewczynek, Susan - powie-działa. - Cztery dziewczynki zginęły, bo biali zawsze będą nienawidzić czarnych. Tak już jest. Chcą nas przygnieść do ziemi. - To prawda, te dziewczynki zginęły. Zawsze gdzieś się znajdą ciem-niaki albo źli ludzie. Nic na to nie poradzimy. Ale możemy wpłynąć na system kształcenia, Livvie; to już postęp. Równość wykształcenia mogłaby być wielkim krokiem naprzód. - Może, ale to żadna odpowiedź. - Livvie przytknęła palec do piersi. - Odpowiedź musi płynąć stąd. Z serca. Łyknęłam mleka i pokiwałam głową. Miała rację, że to serce dyktuje roz-wiązanie. Wiedziałam, że można przegłosować wszelkie możliwe ustawy, ale jeśli ktoś nie zechce ich przestrzegać, to nie będzie. Livvie odwróciła się od deski do prasowania, żeby odwiesić koszulę. 188
- Mama wraca jutro - powiedziałam. To ją skłoniło do uśmiechu. Żadna z nas naprawdę nie chciała wszczynać kłótni. - Wiem. Aż do południa szykowałam pokój. Już bym chciała przy-garnąć te dzieciaczku Jakem powiedziała Harriet, że mam tu dwa nowe maluchy, to myślałam, że pęknie! O nieba! Szkoda, żeś jej nie widziała! Tak jest, myślałam, że pęknie. Zaczęłyśmy rozmawiać o bliźniaczkach i o tym, jak mogłabym jej po-móc, a potem, zakończywszy chwilowo dyskusję o integracji, wybrałam się na rowerową wycieczkę z Timmym i Henrym. Woda na podwórzu nieco W jego oczach online pl lektor opadła, a wyspa zaczynała nieco osychać po huraganie Denise. Objechaliśmy całą wyspę, oglądając zniszczenia. Wy-glądało na to, że ucierpiały wszystkie domy, zwłaszcza te najbliżej morza. U nas spadło tylko kilka dachówek i żaluzji, a na podwórzu walały się gałęzie i nawiało warstwę piachu. Stary Island Gamble odfajkował kolejny kata-klizm. Wróciliśmy późnym popołudniem, żeby odrobić lekcje i zjeść kolację. Już na schodach poczułam woń zupy i słodkiego kukurydzianego chleba. Livvie wkładała płaszcz, spiesząc się na autobus o piątej. „Do zobaczenia rano!” - zawołała. Wychodziła wcześnie i miała przyjść rano. Zanim wyszła, uśmiechnęła się smutno i poklepała mnie po ramieniu. Coś się zmieniło. Pojawiła się cienka linia, kolorowa linia. Ściskało mi się serce.
10. Pisanie 1999 Minął tydzień, odkąd huragan Maybelline spustoszył południowe wy-brzeże. Szkody sięgały milionów dolarów i wszędzie słyszało się najroz-maitsze historie. Wyprawiłam się po farbę do pokoju gościnnego. Wie-działam, że wszystko pokrywa polisa ubezpieczeniowa, ale pomyślałam sobie, że sama wycenie szkody, zrobię to i owo, i zaoszczędzę parę groszy. Jak każdy. Dołączyłam do tłumu nieprofesjonalnych dekoratorów wnętrz i ogrodów w Home Depot. Klienci uginali się pod ciężarem desek, żaluzji, dachówek i puszek farby. Stanęłam w najkrótszej kolejce - dwudziestoosobowej - i oglądałam za darmo spektakl komediowy. - Na moim podwórku wylądował pies! Z plakietką z Pawley's Island! I nic mu się nie stało. Dacie wiarę? - Wróciłam od teściowej, a tu moje zasłony wessało w okna! I wcale się nie podarły! Kto by pomyślał? - Uchlałem się i W jego oczach online pl lektor położyłem jak zwykle do łóżka z moją starą. Nic się nie działo. Przespałem całą noc! A kiedy wstałem, okazało się, że zniknęło pół dachu! Przez cały tydzień kontaktowałam się z agentami ubezpieczeniowymi, drwalami, cieślami, szklarzami, sprzedawcami wykładzin. Roger nie za-dzwonił. Wstrząsające. Ale zapewne pojawi się prędzej czy później. Nato-miast pan Tom nie odezwał się ani razu. To tyle, jeśli chodzi o jego na-miętność i troskę. Ale nie czułam rozgoryczenia. Po spalonych randkach i nieudanych małżeństwach masz do wyboru alkoholizm albo filozofię. Nie zdziwił mnie nawet brak telefonu od Toma. Porzucenie kogoś jest stop-niowym procesem, a nie decyzją podjętą pod wpływem impulsu. Czasami

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz