Leonardo jest niewidomym nastolatkiem, który chciałby uniezależnić się
od swojej nadopiekuńczej mamy. Planuje wyjechać na semestr do
zagranicznej szkoły, co nie do końca podoba się jego przyjaciółce
Giovanie. Kiedy w klasie pojawia się nowy uczeń Gabriel, Leonardo
doświadcza uczucia, które każe mu przemyśleć jeszcze raz plany związane z
wyjazdem.
Jasne - odparła Maggie. Weszliśmy do domu, zostawiając Livvie z ciotką Carol na schodach. Ciotka nadal gadała, a Livvie kręciła głową. Zastałam mamę w łóżku, a stara Sophie siedziała obok na krześle. Mama sprawiała wrażenie pijanej, ale w tym momencie W jego oczach online pl lektor stał się cud: babcia Sophie przemówiła. - Lekarz dał jej zastrzyk na nerwy - powiedziała. Pomimo zaistniałej sytuacji była w świetnej formie, lepszej niż kiedy-kolwiek za mojej pamięci. - Idź po swoją ciotkę, dziecko, powiedz jej, że chcę z nią porozmawiać. Możesz to dla mnie zrobić? Timmy pobiegł po ciotkę Carol, a my z Henrym ruszyliśmy za Sophie, która wolnym krokiem wróciła do swego pokoju i wdrapała się na łóżko. - Wejdźcie! Wejdźcie! Przecież was nie ugryzę! Podeszliśmy nieśmiało. - Przykro mi, że straciłaś męża, babciu. - Henry nadal popłakiwał. - Cóż, któreś z nas musiało odejść pierwsze. Chcesz chusteczkę? Weź sobie jedną i wydmuchaj nos. Jest mi tylko przykro, że nie byłam przy nim do końca, to wszystko. - Jak to się stało, babciu? Czy mogę o to zapytać? - Padł martwy na poczcie, biedaczysko. Dostał ataku serca i po prostu upadł. Poszedł po listy, jak co dzień! W jednej chwili żyjesz, a w następnej, puf! - gryziesz ziemię. Ktoś zdmuchnął jego świeczkę. Przypuszczam, że teraz wasz ojciec wypędzi mnie z domu, skoro zabrakło Tipy, który stawał w mojej obronie. Susan, zajrzyj do górnej szuflady i poszukaj jakiejś pary pończoch. - Już się robi! - Otworzyłam szufladę, z której uleciała nikła woń sta-rych perfum. - O rany, tata nigdy by tak nie postąpił! Nawet o tym nie myśl! - Znalazłam pończochy i podałam jej. - Połóż je na łóżku i poszukaj mojej podomki. A twój ojciec jest do tego zdolny. To twardy człowiek. W jego oczach online pl lektor Jakże ja sobie poradzę bez Tipy? Wszystko przy mnie robił! Gdzie twoja ciotka? Muszę z nią porozmawiać o pogrzebie. Pró-bowałam rozmawiać z waszą mamą, ale ona leży w łóżku i zachowuje się tak, jakby tylko jej przypadło w udziale dźwigać krzyż. - Odchrząknęła donośnie i splunęła w chusteczkę. - Przynieś mi trochę wody - wychrypiała. - Pójdę po ciocię Carol - zaproponowałam, pragnąc wreszcie stamtąd wyjść. 212
- Pospiesz się. Mamy mnóstwo roboty! - Tak jest. - Zerknęłam na Henry'ego, który wzruszył ramionami, i umknęłam do kuchni. Zapowiadała się interesująca scena. W kuchni Livvie rozmawiała z Timmym. - Dzisiaj będziemy się uwijać jak te pszczoły - usłyszałam. - Susan! Chodź ze mną, powyjmujemy wasze ubrania, co je włożycie do domu po-grzebowego. Gdzie jest taśma W jego oczach online pl lektor samoprzylepna? - Po co nam taśma samoprzylepna? - spytałam. - Chyba se żarty stroisz z Livvie. Nie wiesz, że bez taśmy nima po-grzebu? Chodź, dziewczyno. Bierzmy się do roboty. Poprosiłam Timmy'ego, żeby zaniósł Sophie szklankę wody, i ruszyłam za Livvie. - Sophie mówi - poinformowałam ją. - To przez ten wstrząs. - Pewnie tak. - Mam ci coś do powiedzenia. Otworzyłam szafę chłopców i wyciągnęłam dwie koszule. - Tak? A co? Czy te będą dobre? - Coś żem widziała na własne oczy. - Co takiego? Tu są dwa krawaty. Ten ma plamę. - Siądź no tu na moment - poleciła, wskazując łóżko. - O co ci chodzi? Livvie miała bardzo dziwną minę. - Dziś rano chciałam najsampierw zamieść ganek. Pan Tipa poszedł na pocztę. No i zobaczyłam coś w salonie. To był mężczyzna. - Kto? - Tegom jeszcze nie wiedziała, ale powiem ci jedno: twoja ręka by przeszła przez niego na wylot! - Co? Duch? - Tak jest. Jeślim kiedy w życiu widziała zjawę, to to właśnie była zjawa. - Idźże, Livvie, nabierasz mnie. - Nie, szanowna pani! Jakem szła korytarzem, zobaczyłam jakąś chmurę w tym dużym lustrze. Chmura urosła i przybrała postać mężczyzny, który wyszedł z lustra i mi się ukłonił. 213
- Mówisz poważnie? - Najpoważniej w świecie. - Powiedz mi dokładnie, co widziałaś - poprosiłam, nie wierząc w ani jedno słowo. - Ten mężczyzna, co W jego oczach online pl lektor wyszedł z lustra, był w kapeluszu i garniturze. Kazałam mu wracać do piekła czy skądkolwiek przyszedł i nie nękać ani mnie, ani nikogo z tej rodziny. Mówię mu, że nie wydajemy tu żadnego przyjęcia i czego on w ogóle chce? A wtedy on pokazał mi zdjęcie twoich dziadków i juzem wiedziała, co knuje! Nie przyszedł na żadne przyjęcie, przyszedł wyssać oddech twojego dziadzia! Ot co! Musowo trzeba coś zrobić z tym lustrem. Nie przynosi nic dobrego. Zanim słońce zajdzie, rzucę trochę cunja na tę rzecz. - Livvie? Wiem, że byś mi nie skłamała, ale ja nigdy w życiu nie wi-działam czegoś podobnego. - Hmm. Jażem się swego czasu naoglądała rozmaitych dziwów. No, zabieraj sukienkę i chodźmy na dół. Zanim minęła czwarta po południu, zgromadziliśmy w kuchni ponad pięćdziesiąt naczyń zawierających specjalności kulinarne wszystkich go-spodyń domowych z wyspy. Livvie była w kuchni, a my z Maggie na przemian otwierałyśmy drzwi. - O, pani Dufour! Szynka! Jak to miło z pani strony! - Jak się czuje twoja mama, skarbie? - Chyba dobrze, nie zaglądałam do niej od jakiegoś czasu. - No cóż, nie trzeba jej niepokoić. Słuchaj, złotko, to mój najlepszy półmisek, więc proszę, powiedz mamie, że będzie mi potrzebny w przy-szłym tygodniu. - Oczywiście, pani Dufour. Przylepię pod spodem kawałek taśmy z pani nazwiskiem. - Grzeczna dziewczynka. Niosąc korytarzem dziesięć funtów różowego mięsa, przystanęłam na-przeciw dużego lustra w salonie i rzuciłam na nie okiem. Nic nie zobaczy-łam. Nic a nic. - Jeszcze jedna szynka - oznajmiłam, wchodząc do kuchni. - Słodki Jezu! Więc mamy dziesięć szynek, dwadzieścia dwie miski sałatki ziemniaczanej, sześć form galaretki z karmelkami i pekanami, trzy 214
torty czekoladowe, siedem tortów kruchych, dziewięć salaterek czerwonego ryżu, cztery salaterki kurczaka z ryżem i całą furę zapiekanek. - Livvie pokręciła głową. - Oznacz ten półmisek i dopisz nazwisko do listy. Twoja mama musi podziękować tym wszystkim kobietom. Daj mi to, odkroję mięso od kości. Uff. Warto by sprawić tej rodzinie psa, ot co. Tyle kości. Livvie zaczęła nucić kolejny hymn kościelny. Odsunęłam na bok kilka naczyń i postawiłam szynkę. Stół sprawiał wrażenie, jakby miał się zawalić pod ciężarem jedzenia. Za skarby świata nie potrafiłam sobie wyobrazić, kto W jego oczach online pl lektor to wszystko zje. - Co to za pieśń, Livvie? - spytała Maggie. - O, dziecko, to moja ulubiona. No, powiedzmy, jedna z moich ulu-bionych. Nazywa się „Niezgłębiona łaska”. Posłuchajcie tylko. - I zaczęła śpiewać swym dźwięcznym głosem. Choćbyśmy tam przez lat tysiące trwali, Blask jasny słońca w krąg rozsiewali, Tyle mieć dni będziemy, co u zarania Dla chwały Bożej wyśpiewania. - Czyż nie ładne to słowa? - zagadnęła Livvie. - Piękne - odparłam. Ten głos, który potrafił tak ostro na nas pokrzy-kiwać i tak łagodnie uspokajać, należał do najcudowniejszych, najbardziej przepojonych uczuciem głosów, jakie mogłam sobie wyobrazić. Kiedy śpiewała, cały świat zamierał w bezruchu. - Przychodzi mi na myśl pan Tipa, jak teraz śpiewa z aniołami Bożymi - powiedziała. - Lubię tę pieśń, bo mi przypomina, że łaska Boża to zbawcza łaska. Spływa na każdego, wiecie, o co mi chodzi? - Nie znam nikogo, kto by tak śpiewał jak ty! - zapewniła Maggie. - O, dajże spokój, dziecko, nie opowiadaj mi głupot. Złotko, w moim kościele śpiewa tyle kobiet, że nawet ich nie zliczysz. - Zaśpiewaj coś jeszcze - poprosiłam. - Złotko, śpiewam przez cały dzień, kiedy wy jesteście w szkole - od-rzekła. - Czas szybciej mija, no i pieśnią W jego oczach online pl lektor chwalę Pana. Wcale nieźle, co? No, panienko Maggie, dość już paplania o mnie. Pokaż listę. Maggie wręczyła jej blok, w którym notowała, kto co przyniósł, swoim kaligraficznym pismem uczennicy szkoły katolickiej. Złościło mnie, że to 215
ona zawsze wszystko zapisuje, nawet punkty podczas gry w remika albo w kanastę. - Gdzie chłopcy? - zapytałam. - Posłałam Timmy'ego do Asalitów po dużą chłodziarkę, a panicz Henry poleciał do „Red & White” po lód i papierowe kubki. Goście będą przychodzić i dziś, i jutro, więc potrzeba nam naczyń jednorazowego użytku, chyba że chcecie zmywać szkło i talerze. - Nie, jednorazowe to dobry pomysł - zgodziła się Maggie. - Aha - przytaknęłam. - Czy mama dalej leży w łóżku? - Doktor już był u niej i jeszcze przyjdzie - odparła Livvie. Oznaczało to, że doktor dał mamie zastrzyk na uspokojenie. Mieliśmy na wyspie dwóch lekarzy. Jednym był doktor Whicket, który przeważnie dawał M.C, zwalające z nóg zastrzyki i doprowadzał ją do stanu śpiączki, a drugim doktor Duggan, który dawał jej pigułki i skutek był taki, że miała rozsze-rzone źrenice i popadała w trans. Nazywaliśmy ich Kłuj Whicket i Truj Duggan. - To był Kłuj - zawyrokowała Maggie. - Jest nieprzytomna. Bliźniaczki drzemały, a Smrodliwa Sophie najwyraźniej brała prawdzi-wy prysznic. Tata z wujkiem Louisem byli w Charlestonie i zapewne wy-bierali trumnę w zakładzie pogrzebowym. Livvie kroiła szynkę i zawijała w folię aluminiową, układając srebrzyste cegiełki w lodówce. Mieliśmy cztery tuziny jaj na ostro. Dwa tuziny i tort bezowo-cytrynowy od Mary Burbage, żony naczelnika poczty, a resztę od jakiejś starowinki, która chodziła W jego oczach online pl lektor do tego samego kościoła co my. Rzecz jasna, najbardziej w tym wszystkim interesowała mnie stypa, no i pogrzeb. - Livvie? Byłaś kiedyś na stypie? - O nieba! Nawet nie pamiętam, ile razy! - Jak wygląda martwy człowiek? To znaczy, kiedy już leży w trumnie i w ogóle, można się go przestraszyć? - Dla mnie wyglądają jak woskowe kukły. A jakbyś popatrzyła, to zobaczysz, że twojego dziadzia wcale tam nima. Sama powłoka, nic więcej. Duch uleciał. Ale pamiętaj, że nie musisz patrzeć, jeśli nie chcesz. Moja kuzynka Harriet nigdy nie spojrzała na umrzyka, a pochowała rodziców i 216
jednego męża. - Przerwała, żeby mi zademonstrować, jak się unika kontaktu wzrokowego ze zwłokami. - Po prostu kiedy podchodzisz, żeby złożyć uszanowanie, zawieszasz oko nad trumną - wyjaśniła - i nie opuszczasz go. Boże, kocham Livvie, prawdziwy z niej skarb, pomyślałam. Ktoś za-stukał do kuchennych drzwi, więc wyjrzałam na zewnątrz. No i patrzcie państwo, stała tam Alice Simpson, trzymając ciasto biszkoptowe z galaretką i sześć butelek coca-coli. - Jak się czuje wasza mama, kochanie? - Dobrze, pani Simpson. Dziękuję za ciasto i colę. Miałaby pani ochotę na kawałek szynki? - Nie, dziękuję. Kiedy stypa? - Nie wiem. Tata z wujkiem Louisem pojechali do miasta, żeby wszystko zorganizować. - No cóż, jak już będziesz coś wiedziała, daj mi znać. - Oczywiście. Jeszcze raz dziękuję. Patrzyłam za nią, gdy schodziła po stopniach i wkraczała między olean-dry. Wydała mi się jakaś smutna. Może w ogóle nie miała rodziny? Gdyby jednak zjawiła się na pogrzebie, wszystkie W jego oczach online pl lektor języki poszłyby w ruch. Byłby to pretekst, żeby przyjść wcześnie i zostać do późna. Nazajutrz rano Maggie przyrządziła biskwity z szynką, omlety z szynką i jaja na szynce. Wyglądało na to, że nieprędko uporamy się z tą górą mięsa. Zmieniłam bliźniaczkom pieluchy, dałam im butelki i przeniosłam do kojca. Wielka szkoda, że nie mają zębów, pomyślałam. Tata, Timmy i Henry jedli i rozmawiali. Mama od poprzedniego dnia leżała w łóżku, a babcia Sophie jeszcze nie wyszła ze swojego pokoju. Może oczekiwała podania posiłku do łóżka, lecz nikt jej nie obsłużył. Pukanie do kuchennych drzwi obwieściło przybycie wujka Louisa. - Hej, stary! Jesteś na nogach? - wykrzyknął zza siatki. - Jestem. Wchodź, Louis, pomożesz nam to zjeść. Bóg mi świadkiem, to przypomina pradawny hawajski rytuał. Gdy jeden ze starszych umiera, zarzyna się w ofierze sto świń - powiedział tata. - Wstań, synu, ustąp wuj-kowi miejsca. Timmy zerwał się z krzesła, wstawił swój talerz do zlewu i nalał wujkowi Louisowi filiżankę kawy. 217
- Ano tak, stary Tipa przeniósł się na tamten świat - zauważył wujek. - Poszedł do Bozi. W sumie to dziwne, wiesz? Jak się dziś miewa moja ma-ma? Gdzie cukiernica? - Tutaj. - Tata przesunął cukiernicę po stole. - Jest wstrząśnięta, oczywiście, ale wprost tryska W jego oczach online pl lektor energią. Wczoraj usta jej się nie zamykały. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, a prawdziwe znaczenie miało to, czego nie dopowiedziano. To, że poczucie humoru wujka Louisa było nie na miejscu, że tata porównywał śmierć Tipy do hawajskich rytuałów, że mama zaszyła się w swojej kryjówce - wzmagało napięcie nerwowe. Nasza czwórka zachowywała się jak Indianie w puszczy: stąpaliśmy cicho i ostrożnie, poruszając się w cieniu. Przyjechała Livvie, Henry z Timmym gdzieś zniknęli, a tata z wujkiem Louisem rozmawiali dalej. - Gdzie twoja mama? - zapytała szeptem Livvie, zawiązując fartuch. - Nie wiem. Nie widziałam jej - odparłam. - Hm. Masz tu. - Nalała kawy do filiżanki. - Zanieście jej to, dziew-czynki. Ja zmyję naczynia i zaraz przyjdę. Trzeba ją ruszyć z tego łóżka. Tak nie powinno być. Już się dość nawylegiwała. Nigdy przedtem korytarz nie wydawał mi się tak ciemny. Maggie szła przodem, a ja niosłam filiżankę na spodeczku, słysząc pobrzękiwanie kru-chej porcelany. Ostrożnie W jego oczach online pl lektor uchyliłyśmy drzwi. Zasłony były zaciągnięte, dostrzegłyśmy na łóżku tylko niewyraźną sylwetkę, okrytą kołdrą. Miałam złe przeczucia, a twarz Maggie również nie promieniała nadzieją. - Mamo? - rzuciłam. - Przyniosłam ci kawę. Cisza. - Mamo? - odezwała się Maggie. - Pora wstawać. Postawiłam filiżankę przy jej łóżku i zaczęłam rozsuwać zasłony. - O Boże! - rozległo się nagle. - Mój tatuś nie żyje! Nie zniosę tego! Wystraszyła nas obie śmiertelnie. Na szczęście do pokoju weszła Livvie. - Pani M.C.? No, już pora wstawać, mamy nowy dzień! - Nie mogę! - dobiegł żałosny okrzyk spo
W jego oczach Online Pl Lektor - Cały film
Filmy w internecie
sobota, 16 sierpnia 2014
Mam jeszcze dwóch kandydatów i dam ci znać do poniedziałku
Jak cię ponosi, to może być dobrze., dobrze? - Naprawdę? - Tak, naprawdę. Czy to uczciwe? - O tak, więcej niż uczciwe! Dzięki, Max, to tylko szkice, wiesz, mogę je wygładzić... - Przestań się usprawiedliwiać. O Boże, wszyscy pisarze są tacy sami. - Wstał od biurka i otworzył drzwi. Spotkanie dobiegło końca. Wydałam osiemset pięćdziesiąt dolarów na strój czarnej wdowy, żeby przeprowadzić w nim pięciominutową rozmowę. - Max? - Uścisnęłam mu rękę. - Dzięki. Naprawdę ci dziękuję. - Nie ma za co, Susan Hayes, wszechstronnie rekomendowana! Skon-taktuję się z tobą W jego oczach online pl lektor na początku tygodnia. Zaledwie dojechałam do domu, zadzwoniłam do Maggie. - Chodźmy się upić - zaproponowałam. - Bardzo chętnie, ale muszę dzisiaj zawieźć chłopców na trening. Moja kolej. Jak ci poszło? - Pożyczyłabyś mi trochę valium? - Oplatałam sznur telefoniczny wokół łokcia i dłoni. - O Boże, mogłabyś sama się o nie postarać. Poproś lekarza. No, po-wiedz, jak poszło. Bardzo źle? - Dlaczego tak zrzędzi? Sama mam
załatwić sobie valium? - Nie, chyba nie, w każdym razie nie jestem pewna. To trwało tak krótko. - Czy dostał twoje portfolio? - Tak, już wszystko przeczytał. Chyba po prostu chciał mi się przyj-rzeć. Zanim zadzwoni, zupełnie się rozlecę. Mogę przyjechać? - Oczywiście. Nie pamiętałam jazdy na wyspę, ale wyszłam z transu w kuchni u Mag-gie, gdy poczułam w dłoniach butelkę soku brzoskwiniowego. - Brzoskwiniowa herbata? Jak możesz pić coś takiego? - W jego oczach online pl lektor Jest lepsza niż te wszystkie azotany, które wchłaniasz. - Zapewne. Maggie? Coś jest nie tak? - Od dwóch dni nie widziałam mojego męża. - Oparła się o zlew z dziwnym wyrazem twarzy. - Susan, Grant ma romans - oznajmiła. 201
- Do licha, co ty opowiadasz? - Grant mnie zdradza z jakąś pielęgniarką w szpitalu. - Zalała się łzami. Już w słuchawce jej głos brzmiał nienaturalnie. Nic dziwnego, że kazała mi kupić własne środki uspokajające. Objęłam ją mocno. - Uspokój się. Skąd wiesz, że to prawda? Jesteś pewna? - Znalazłam w kieszeni jego marynarki zapałki z wypisanym numerem telefonu. - Zadzwoniłaś? - Tak. Odezwała się automatyczna sekretarka. „Sheili i Debbie nie ma teraz w domu”. Co byś pomyślała? - To samo, co ty, ale wiesz co? Powinnaś go zapytać. Po prostu o to zapytać. - Żyję sobie wspaniale, mam wysprzątany dom, a mój mąż posuwa jakieś panienki na boku, o czym nie mam zielonego pojęcia. Ostatnio prawie nie przychodzi do domu i nie wiem, czuję takie gniecenie w brzuchu, ro-zumiesz? - Rozumiem, nie da się ukryć. Tylko nie potrafię uwierzyć, Maggie, że Grant mógłby coś takiego zrobić. Przecież jest diakonem, na miłość boską. Wcale się nie nabijam. Ludzie, którzy w niedzielę służą do mszy, nie mie-wają kochanek! Potrzebujesz faktów. Zapytaj go prosto z mostu: „Grant, czy masz romans?”. Najlepiej wtedy, gdy będzie się zabierał do kolacji. No wiesz, przyłapiesz go z opuszczoną gardą. - Och, Susan, nie mam odwagi. - Ależ masz. On powie: „Skądże znowu, kochanie, jak mogło ci coś takiego przyjść do głowy?”, a ty na to: „Bo znalazłam w twojej kieszeni zapałki z White Horse Saloon, a W jego oczach online pl lektor na nich był zapisany numer telefonu, więc zadzwoniłam i odebrała jakaś Debbie. Powiedziałam jej, że jestem twoją żoną, ty zaś zamierzasz zarazić wszystkie panienki lekkich obyczajów wi-rusem HIV”. Tak mu powiedz. A potem sprawdź, czy się dławi, czerwieni albo coś w tym guście. Parsknęła śmiechem. Ja też. Humor nigdy nie zawodzi. - Jesteś bezbłędna, Susan. Tak zrobię. - Obeszła kuchenny stół. - Jak myślisz? Powinnam umyć włosy? 202
- Zdecydowanie. Nie chcę wywierać nacisku, ale spróbuj udawać, że ktoś z „Town & Country” robi ci zdjęcie, rozumiesz? Poszczuj psa, a gdy złapie trop, łubudu! - Łubudu, tak? Akurat w tej chwili chciałabym mu zrobić takie łubudu, żeby wylądował w zakładzie pogrzebowym McAlistera. Sukinsyn jeden. - Maggie! Jak ty się wyrażasz! Najpierw ustalmy fakty, kochanie. Mam przeczucie, że jest to jedno wielkie nieporozumienie. Za skarby świata nie wyobrażam sobie Granta romansującego z kimś na boku. Po pierwsze, on cię kocha, a po drugie, to nie ten typ. - Livvie zwykła mawiać, że każdy chłop to ten typ. - Ano tak, niech spoczywa w spokoju, ona też czasami się myliła. Wracałam do miasta z ciężkim sercem. Grant miał pięćdziesiąt jeden lat. Idealny wiek na romans z W jego oczach online pl lektor pielęgniarką. Rzeczywiście, nie poświęcał rodzi-nie zbyt wiele czasu, najwyżej zabierał chłopców na ryby, a w niedzielę wszyscy jechali do kościoła i jeszcze gdzieś, na przykład do kina. Rozmy-ślając o tym, zaczęłam się zastanawiać, co Maggie zrobi, jeśli się okaże, że ma rację? Uznałam, że lepiej się przygotować do przyjścia jej z pomocą, tak jak ona pomogła mnie. Tego wieczora w domu było cicho. Oglądałam telewizję, a Beth czytała w swoim pokoju. Postanowiłam odpocząć od pisania i nadrobić zaległości, jeśli chodzi o seriale oraz rachunki do zapłacenia. O jedenastej zgasiłam światło i poszłam na górę. U Beth jeszcze się świeciło. - Dobranoc, kochanie! - Posłałam jej całusa od drzwi. - Hej, mamuś! Chcesz zobaczyć coś skandalicznego? - Czemu nie. To pasuje do dzisiejszego dnia. - Spójrz na ten katalog! O, to włożę na siebie w noc poślubną. Usiadłam obok niej na łóżku i pokazała mi w katalogu bielizny damskiej zdjęcie wychudzonej blondynki z olbrzymim biustem i o wydatnych, błyszczących wargach, ubranej w lichą imitację szlafroka z białego, przej-rzystego nylonu, obszytego piórami. Przez chwilę nie W jego oczach online pl lektor wiedziałam, co po-wiedzieć. Był to najgorszy strój, w jakim mogłam sobie wyobrazić moją córkę. Zatrącał o pornografię. - Skąd masz ten katalog? - Ekstra, no nie? Dostałam go od Jennifer. - Kto to jest Jennifer? 203
- Chodzi ze mną na biologię. - To wszystko wyjaśnia. Słuchaj, kochanie, wyrzuć to do kosza. Kiedy będziesz wychodziła za mąż, pojedziemy po zakupy do Atlanty. - A nie zaczniesz się wykręcać? - Matka nigdy się nie wykręca, Beth, dobrze o tym wiesz. Gdy w poniedziałek po pracy weszłam do domu z torbami pełnymi za-kupów, Beth jak zwykle wisiała na telefonie, wymachując opętańczo ręka-mi. Kuchnia - również jak zwykle - przypominała pobojowisko, ale byłam tak wytrącona z równowagi, że nawet nie zaczęłam się wydzierać. - Tak, właśnie przyszła. - Beth podała mi słuchawkę. „To on!” - za-sygnalizowała ruchem warg, wskazując telefon. „Facet z «Post & Cou-rier»!”. - Słucham? - Susan? Tu Max Hall. Miłą masz córkę, bardzo miłą. - Dzięki. - No cóż, jeśli nadal chcesz dla nas pracować, posada czeka. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale spotkałem się jeszcze z dwiema osobami i przysięgam na Boga, nie uwierzyłabyś, co niektórzy ludzie uważają za rozrywkę. - Rozumiem. Nadal chcę dla was pracować. Bardzo! - A zatem musimy uzgodnić kilka spraw. Po pierwsze, wykorzystamy większość tekstów, które mi zostawiłaś, ale nie wszystkie. Może byś wpadła do redakcji, to o tym pogadamy? Przygotowałem też dla ciebie listę ewen-tualnych tematów. Wiesz, edukacja, sztuka, sport, takie rzeczy. - Jasne! Żaden problem. - Jest jeszcze przykra kwestia pieniędzy. - Właśnie, pieniędzy - powtórzyłam jak papuga. - Obawiam się, że płacimy skromnie, dziesięć centów za słowo, ale zawsze to coś. - Świetnie, zgadzam się! - Twarda negocjatorka, pomyślałam. - Pierwszy felieton pójdzie w czwartek, w rubryce „Z życia wzięte”. Mam do ciebie pytanie. 204
- Słucham. - Czy chcesz pisać pod własnym nazwiskiem, czy pod pseudonimem? - Pod pseudonimem. Mam zbyt wielu żyjących krewnych. - W porządku. Aha, jeszcze jedno... - Tak? - Przekaż Jackowi, że równy z niego gość! - Jasne. - Cholera, ten potwór nigdy mi tego nie zapomni. - Będziesz u mnie w biurze jutro o czwartej? - Pewnie! Dziękuję ci, Max, W jego oczach online pl lektor naprawdę. - Przestań mi dziękować, Susan, zasługujesz na tę szansę. Sporo przeżyłaś, a twoje opowieści wielu ludziom dadzą do myślenia. Odwiesiwszy słuchawkę, oparłam się o ścianę. Beth złapała mnie za ręce i zaczęłyśmy podskakiwać, wydając dzikie pohukiwania i okrzyki. - Moja mama! Słynna felietonistka! - O Boże! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę zadzwonił! Jest trochę sztywny, tak mi się wydaje, ale co z tego? - No właśnie! Beth wyjęła z lodówki puszkę coli, a ja nalałam sobie kieliszek char-donnay. Trąciłyśmy się - aluminium brzęknęło o szkło - i wzniosłam toast. - Za przyszłość! - Za przyszłość! - zawtórowała Beth i uścisnęła mnie. - Mamo, nie chcę zmieniać tematu, ale czy tata kontaktował się z tobą? - Nie, a bo co? - Tak się zastanawiałam. - Usiadła wyprostowana na barowym stołku. - No dobra, czas na przykrą wiadomość. Widziałam go z tą kobietą. - No i co z tego? Posłuchaj, Beth, jesteś już wystarczająco dorosła, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Ludzie powinni mieszkać, gdzie chcą, i robić, co chcą. Jeśli on zechce wrócić i potraktuje to poważnie, tobie pierwszej o tym powiem. - Chyba tak. Miałam ci nie mówić, ale teraz, po tych dobrych wie-ściach, doszłam do wniosku, że mogę. - Słusznie. Niech się sobą cieszą. Chodź! - Otworzyłam lodówkę. - Zrobimy spaghetti. Opowiedz, co dziś było w szkole. - Jonathan wreszcie zaczął ze mną rozmawiać. - Powiedz mu, żeby ci nie robił łaski. Nie mamy ostrej papryki? 205
- Mamy. W dolnej szufladzie. No więc, mamuś? Uwielbiałam, kiedy mówiła do mnie „mamuś”. - Trudno jest pisać? - Nie. To tak jak z tańcem. Wczuwasz się w rytm i ruszasz pełną parą. Wiesz, o co mi chodzi? - Poniekąd. To znaczy, łatwo pisać o czymś miłym, W jego oczach online pl lektor ale co zrobisz, jeśli poproszą cię o opisanie czegoś przykrego? - Miejmy nadzieję, że poproszą. Na przykład czego? - Nie wiem. Śmierci, dajmy na to. - To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie dzisiaj usłyszałam, ale nawet w śmierci można znaleźć akcenty humorystyczne, zwłaszcza w stypach i pogrzebach. Chyba będę odradzała ludziom przynoszenie szynek na stypy. Mówiłam ci o tych stertach, które dostawaliśmy? - Jesteś niesamowita, mamo.
11. Tipa 1963 Był słoneczny październikowy ranek. Ostatni okruch babiego lata przed miesiącami szarości. Czekaliśmy z Maggie, Timmym i Henrym na szkolny autobus. Bliźniaczki były już w domu mniej więcej od miesiąca. Mama nadała im imiona: Allison (na cześć aktorki June Allison) i Sophie (na cześć babci), i gdy zawieźliśmy je do kościoła Stella Maris, by zmyć z nich piętno szatana, zostały ochrzczone jako Allison Marie i Sophie Ann. Wydzierały się przez całą ceremonię, ale zaledwie wróciły do domu, Livvie zaprowa-dziła porządek. I powiedziała, że to dobre dzieci. Mama już nie zrywała się z łóżka, żeby nam zrobić śniadanie. Jakoś dawaliśmy sobie radę sami. Tata wyjeżdżał do pracy wcześniej niż przed-tem. Budowa okręgowego gimnazjum postępowała szybko, ale bez przerwy pojawiały się jakieś kłopoty. Zaledwie poprzedniego dnia ktoś powiesił na pobliskim drzewie kukłę przedstawiającą ojca. Słyszałam, jak tata mówił wujkowi Louisowi, że miała na szyi tabliczkę z napisem HANK HAMIL-TON KOCHA CZARNUCHÓW. Wieczorem zjawili się Gruby Albert z panem Struthersem, aby porozmawiać z tatą. Siedzieli na ganku i dyskuto-wali o groźbach i związanym z nimi niebezpieczeństwie. Myślałam, że tata się przestraszy. Ale nie, tym bardziej pragnął zrealizować W jego oczach online pl lektor swój plan. Spra-wiał jednak wrażenie zmartwionego i był w wyjątkowo paskudnym humo-rze. Nie muszę dodawać, że się bałam, co z tego wszystkiego wyniknie, ale wolałam nic na ten temat nie mówić. Nazajutrz rano stałam na podjeździe, wypatrując autobusu. Było późno. Żadne z nas nie miało ochoty jechać do szkoły. Chłopcy wzbijali obłoki kurzu, który osiadał na naszych wypu-cowanych butach. Protestowałyśmy 207
płaczliwym tonem, a oni nas przedrzeźniali, co było niesłychanie denerwu-jące. Wreszcie hałaśliwy żółty autobus zatrzymał się przy nas z piskiem opon i umięśnione ramię panny Fanny wystrzeliło ku nam, otwierając drzwi. Właścicielka sklepiku była zarazem naszym szanownym kierowcą. Powitała nas, przechylając głowę w bok. - Dzień dobry! Wsiadajcie, szkoda czasu. Uspokójcie się, dzieciaki! Hej, Billy i Teddy! Jak się nie uspokoicie, powiem ojcu O'Brienowi! - krzyczała na chłopców siedzących z tyłu, którzy tłukli się torebkami z dru-gim śniadaniem. - Bóg mi świadkiem! Co za chłopaki. Wsiadłam ostatnia. - Dzień dobry, panno Fanny, jak się pani miewa? - powiedziałam. - Zaraz ci powiem, jak się miewam! Przez tych stukniętych małych Blanchardów przedwcześnie się zestarzeję! - Niech się pani nimi nie przejmuje - rzuciłam. - To kretyni. Jeden z chłopców wrzasnął. Panna Fanny spurpurowiała ze złości. - Dość tego dobrego! Teddy, Billy! Chodźcie tu do przodu, ale już! - rozkazała. - Poprowadzicie różaniec, a jeśli któryś z was choćby kiwnie palcem, od razu pomaszerujecie do ojca O'Briena, gdy tylko dotrzemy do szkoły! Jazda szkolnym autobusem przyczyniała się do skracania pobytu w czyśćcu. Codziennie, ledwie minęliśmy Ben Sawyer Bridge, panna Fanny rozpoczynała dziesiątek różańca. Każdy odmówiony dziesiątek to o sto lat czyśćca mniej. Jeżeli się odmówiło Tajemnice W jego oczach online pl lektor Bolesne z należytym zapa-łem, można było sobie oszczędzić tysiąca lat czyśćca. A przynajmniej tak nam się wydawało. - Uspokójcie się! Bądźcie cicho! - krzyczała panna Fanny. Nie przestawaliśmy się zaśmiewać i zachowywać jak banda szaleńców, rozochoceni poranną dawką cukru w Alphabits i soku. Uważałam, że dość się modlimy w szkole. Ale panna Fanny była uparta i coraz bardziej roz-złoszczona, i jak zwykle zaczęła nam wymyślać. - Ej, wy, dzieciaki! Do jasnej cholery! Zamknijcie buzie, u diabła, bo wszystko powiem ojcu! Teddy! Billy! Siadajcie na miejscach... w imię Ojca i Syna, i... 208
Słysząc słowa modlitwy, wykrzyczane pełnym głosem, ucichliśmy na-tychmiast i zawtórowaliśmy pannie Fanny, podśmiewając się z gróźb i przekleństw, które padły na wstępie. Tego dnia odmawialiśmy Tajemnice Bolesne. - Pomyślcie o naszym Panu i Jego Mamie u stóp Krzyża. Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twojego Jezus. Panna Fanny intonowała modlitwę, a bracia Blanchardowie stroili tak pobożne miny, że niemal widziało się otaczające ich aureole. Wiedzieliśmy, że próbują nas rozśmieszyć. Ale nie musieli. Wystarczyły słowa „owoc żywota”, żebyśmy wszyscy zanosili się tłumionym chichotem. W swej żarliwości panna Fanny nie zwracała na to uwagi. - Święta Mario, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej, amen. Odmówiliśmy pięćdziesiąt wymaganych Zdrowaś Maria, cztery Chwała Ojcu i właśnie katowaliśmy zbiorowo wyznanie wiary, gdy autobus wtoczył się na nieasfaltowany parking i stanął pod wielkim dębem, z którego osy-pywał się mech (i czerwone larwy). Rozbiegliśmy się do nauki i dalszych modłów. Maggie była godną dziesiątoklasistką z Bishop England High W jego oczach online pl lektor School, my zaś wciąż pozostawaliśmy trójką smarkaczy, chodzących do szkoły pod-stawowej Stella Maris w Mount Pleasant. Musiała jednak jeździć z uczniami podstawówki, a potem następny autobus zabierał ją do miasta. W domu była moją najlepszą przyjaciółką, lecz w autobusie siedziała jak najdalej od nas, z innymi uczniami szkoły średniej, i przez całą drogę wyglądała w milczeniu przez okno, przewracając oczami i robiąc poważną minę. Był to mój ostatni rok w Stella Maris i nie mogłam się doczekać jego końca. Około dziesiątej, gdy właśnie zaczęłam rozwiązywać test z mate-matyki, do klasy wszedł cicho ojciec O'Brien i szepnął coś siostrze Marcie, naszej nauczycielce. - Susan Hamilton? - Tak, proszę siostry? - Pójdziesz z ojcem O'Brienem. Zabierz swoje rzeczy. Niezdarnie pozbierałam książki. Nie było nic gorszego niż wezwanie do ojca O'Briena. Wszystko traktował z najwyższą powagą i nigdy nie okazywał 209
dzieciom pobłażliwości. Dlaczego ktoś taki został dyrektorem szkoły pod-stawowej, stanowiło po prostu jeszcze jedną tajemnicę Kościoła katolic-kiego. Krążyły pogłoski, że swego czasu studiował u jezuitów. Już samo to wiele wyjaśniało. - A mój test? - zapytałam. - Napiszesz go później. - Chodź ze mną - polecił ojciec O'Brien. - Dziękuję siostrze - powiedziałam. Cała klasa odprowadziła mnie spojrzeniem. Co ja takiego zrobiłam? A może to Henry? Albo Timmy? Czy autobus Maggie miał wypadek? Za-martwiałam się przez całą drogę do gabinetu ojca O'Briena, gdzie siedzieli już na ławce przed drzwiami Timmy i Henry, obaj przerażeni. Wstali i wszyscy weszliśmy do środka. Stanęliśmy przed biurkiem, a ojciec zasiadł w swoim fotelu. - Dzieci, niestety, mam wam do przekazania W jego oczach online pl lektor bardzo smutną wiado-mość. Wasz dziadek, pan Asalit, zgasł dzisiaj rano. - Czy to znaczy, że nie żyje? - spytał Henry. - Synu, nie żyje tylko jego ciało, dusza zaś jaśnieje pełną blasku chwałą zmartwychwstałego Chrystusa. Z pewnością nie zapomniałeś katechizmu. Timmy i Henry wybuchnęli płaczem, a ja stałam w osłupieniu, gapiąc się na ojca O'Briena. Potem objęłam braci i sięgnęłam po chusteczki leżące na biurku. - Nie czas teraz folgować łzom. Pomódlcie się, by jego dusza jak naj-prędzej znalazła się na łonie naszego Pana, i oszczędzajcie siły, abyście mogli wesprzeć waszą matkę i babkę. Pamiętajcie, że wasza mama straciła swego tatę, a babcia swego męża. Ciche łzy popłynęły mi po policzkach. Nie wiedziałam, co robić, żadne z nas nie wiedziało. Czas jakby się zatrzymał, a my staliśmy, oczekując jakiejś pociechy. Roztrzęsieni, wystraszeni i zapłakani. - Czy mogę zadzwonić do mamy? - zapytałam wreszcie. - Niej lepiej jej nie niepokoić. Wasza ciocia Carol już jest w drodze, żeby was zabrać do domu. Najpierw pojedzie po Maggie. Możecie pójść do kaplicy i pomodlić się za duszę dziadka, a później, jeśli chcecie, zaczekajcie na ławce na zewnątrz. - Na szkolnym podwórzu? - Tak. 210
Zgoda na przebywanie bez nadzoru na szkolnym podwórzu stanowiła epokowe wydarzenie. Chwyciłam garść chusteczek i wyprowadziłam bra-ciszków z gabinetu. Najpierw zajrzeliśmy do kaplicy. Była pusta, tylko na ołtarzu paliło się światełko, sygnalizując obecność Eucharystii w tabernakulum. Przemknę-liśmy truchcikiem na sam przód, pospiesznie przyklękliśmy przed ołtarzem i szybko podeszliśmy do figury Matki Boskiej. Jej puste gipsowe oczy wpa-trywały się we mnie, a jej półuśmiech wydał mi się drwiący. Przeszył mnie dreszcz. Jako najstarsza, sięgnęłam pod tacę W jego oczach online pl lektor ze świeczkami po zapałki i zapaliłam trzy świeczki, po jednej na każde z nas. Przeżegnałam się i trąci-łam Timmy'ego i Henry'ego w żebra, aby zrobili to samo. - Drogi Boże - zaczęłam - proszę, zabierz dziadka Tipę prosto do nieba i nigdzie indziej. Był dobrym dziadkiem i porządnym człowiekiem. I miał mnóstwo powodów, żeby zrzędzić. Proszę też, pomóż babci Sophie i naszej mamie nie dostać od tego hysia. Amen. - Amen - powtórzyli moi braciszkowie. Wstaliśmy z klęczek i czym prędzej czmychnęliśmy z kaplicy. W pu-stych kościołach zawsze ciarki chodziły mi po plecach. Jazda z ciotką Carol przypominała chaotyczny sen. Ciotka przez cały czas snuła nerwowy monolog, roztrząsając, w co się ubierzemy, kto przyj-dzie i że musimy być cicho, kiedy dojedziemy do domu. Gdy mijaliśmy ludzi na ulicy, zaprzątniętych własnymi sprawami, zastanawiałam się, czy potrafią odgadnąć, że w nasze życie właśnie W jego oczach online pl lektor wkroczyła śmierć? Czy mogą to wyczytać z naszych twarzy? Henry wciąż płakał, a ciotka Carol powtarzała tylko: „No już, już”. Kiedy dotarliśmy do Island Gamble, Livvie czekała na nas w blasku słońca na kuchennych schodach. Rzuciła nam jedno spojrzenie i rozpostarła ramiona. - Chodźcie do Livvie. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Uściskaliśmy ją z całej siły. W jej mocnych ramionach od razu poczułam się lepiej. Gdy zobaczyła, że lęk znika z naszych twarzy, ustępując miejsca spokojowi, wypuściła nas z objęć. - Idźcie, ucałujcie mamę i babcię, a potem wracajcie
załatwić sobie valium? - Nie, chyba nie, w każdym razie nie jestem pewna. To trwało tak krótko. - Czy dostał twoje portfolio? - Tak, już wszystko przeczytał. Chyba po prostu chciał mi się przyj-rzeć. Zanim zadzwoni, zupełnie się rozlecę. Mogę przyjechać? - Oczywiście. Nie pamiętałam jazdy na wyspę, ale wyszłam z transu w kuchni u Mag-gie, gdy poczułam w dłoniach butelkę soku brzoskwiniowego. - Brzoskwiniowa herbata? Jak możesz pić coś takiego? - W jego oczach online pl lektor Jest lepsza niż te wszystkie azotany, które wchłaniasz. - Zapewne. Maggie? Coś jest nie tak? - Od dwóch dni nie widziałam mojego męża. - Oparła się o zlew z dziwnym wyrazem twarzy. - Susan, Grant ma romans - oznajmiła. 201
- Do licha, co ty opowiadasz? - Grant mnie zdradza z jakąś pielęgniarką w szpitalu. - Zalała się łzami. Już w słuchawce jej głos brzmiał nienaturalnie. Nic dziwnego, że kazała mi kupić własne środki uspokajające. Objęłam ją mocno. - Uspokój się. Skąd wiesz, że to prawda? Jesteś pewna? - Znalazłam w kieszeni jego marynarki zapałki z wypisanym numerem telefonu. - Zadzwoniłaś? - Tak. Odezwała się automatyczna sekretarka. „Sheili i Debbie nie ma teraz w domu”. Co byś pomyślała? - To samo, co ty, ale wiesz co? Powinnaś go zapytać. Po prostu o to zapytać. - Żyję sobie wspaniale, mam wysprzątany dom, a mój mąż posuwa jakieś panienki na boku, o czym nie mam zielonego pojęcia. Ostatnio prawie nie przychodzi do domu i nie wiem, czuję takie gniecenie w brzuchu, ro-zumiesz? - Rozumiem, nie da się ukryć. Tylko nie potrafię uwierzyć, Maggie, że Grant mógłby coś takiego zrobić. Przecież jest diakonem, na miłość boską. Wcale się nie nabijam. Ludzie, którzy w niedzielę służą do mszy, nie mie-wają kochanek! Potrzebujesz faktów. Zapytaj go prosto z mostu: „Grant, czy masz romans?”. Najlepiej wtedy, gdy będzie się zabierał do kolacji. No wiesz, przyłapiesz go z opuszczoną gardą. - Och, Susan, nie mam odwagi. - Ależ masz. On powie: „Skądże znowu, kochanie, jak mogło ci coś takiego przyjść do głowy?”, a ty na to: „Bo znalazłam w twojej kieszeni zapałki z White Horse Saloon, a W jego oczach online pl lektor na nich był zapisany numer telefonu, więc zadzwoniłam i odebrała jakaś Debbie. Powiedziałam jej, że jestem twoją żoną, ty zaś zamierzasz zarazić wszystkie panienki lekkich obyczajów wi-rusem HIV”. Tak mu powiedz. A potem sprawdź, czy się dławi, czerwieni albo coś w tym guście. Parsknęła śmiechem. Ja też. Humor nigdy nie zawodzi. - Jesteś bezbłędna, Susan. Tak zrobię. - Obeszła kuchenny stół. - Jak myślisz? Powinnam umyć włosy? 202
- Zdecydowanie. Nie chcę wywierać nacisku, ale spróbuj udawać, że ktoś z „Town & Country” robi ci zdjęcie, rozumiesz? Poszczuj psa, a gdy złapie trop, łubudu! - Łubudu, tak? Akurat w tej chwili chciałabym mu zrobić takie łubudu, żeby wylądował w zakładzie pogrzebowym McAlistera. Sukinsyn jeden. - Maggie! Jak ty się wyrażasz! Najpierw ustalmy fakty, kochanie. Mam przeczucie, że jest to jedno wielkie nieporozumienie. Za skarby świata nie wyobrażam sobie Granta romansującego z kimś na boku. Po pierwsze, on cię kocha, a po drugie, to nie ten typ. - Livvie zwykła mawiać, że każdy chłop to ten typ. - Ano tak, niech spoczywa w spokoju, ona też czasami się myliła. Wracałam do miasta z ciężkim sercem. Grant miał pięćdziesiąt jeden lat. Idealny wiek na romans z W jego oczach online pl lektor pielęgniarką. Rzeczywiście, nie poświęcał rodzi-nie zbyt wiele czasu, najwyżej zabierał chłopców na ryby, a w niedzielę wszyscy jechali do kościoła i jeszcze gdzieś, na przykład do kina. Rozmy-ślając o tym, zaczęłam się zastanawiać, co Maggie zrobi, jeśli się okaże, że ma rację? Uznałam, że lepiej się przygotować do przyjścia jej z pomocą, tak jak ona pomogła mnie. Tego wieczora w domu było cicho. Oglądałam telewizję, a Beth czytała w swoim pokoju. Postanowiłam odpocząć od pisania i nadrobić zaległości, jeśli chodzi o seriale oraz rachunki do zapłacenia. O jedenastej zgasiłam światło i poszłam na górę. U Beth jeszcze się świeciło. - Dobranoc, kochanie! - Posłałam jej całusa od drzwi. - Hej, mamuś! Chcesz zobaczyć coś skandalicznego? - Czemu nie. To pasuje do dzisiejszego dnia. - Spójrz na ten katalog! O, to włożę na siebie w noc poślubną. Usiadłam obok niej na łóżku i pokazała mi w katalogu bielizny damskiej zdjęcie wychudzonej blondynki z olbrzymim biustem i o wydatnych, błyszczących wargach, ubranej w lichą imitację szlafroka z białego, przej-rzystego nylonu, obszytego piórami. Przez chwilę nie W jego oczach online pl lektor wiedziałam, co po-wiedzieć. Był to najgorszy strój, w jakim mogłam sobie wyobrazić moją córkę. Zatrącał o pornografię. - Skąd masz ten katalog? - Ekstra, no nie? Dostałam go od Jennifer. - Kto to jest Jennifer? 203
- Chodzi ze mną na biologię. - To wszystko wyjaśnia. Słuchaj, kochanie, wyrzuć to do kosza. Kiedy będziesz wychodziła za mąż, pojedziemy po zakupy do Atlanty. - A nie zaczniesz się wykręcać? - Matka nigdy się nie wykręca, Beth, dobrze o tym wiesz. Gdy w poniedziałek po pracy weszłam do domu z torbami pełnymi za-kupów, Beth jak zwykle wisiała na telefonie, wymachując opętańczo ręka-mi. Kuchnia - również jak zwykle - przypominała pobojowisko, ale byłam tak wytrącona z równowagi, że nawet nie zaczęłam się wydzierać. - Tak, właśnie przyszła. - Beth podała mi słuchawkę. „To on!” - za-sygnalizowała ruchem warg, wskazując telefon. „Facet z «Post & Cou-rier»!”. - Słucham? - Susan? Tu Max Hall. Miłą masz córkę, bardzo miłą. - Dzięki. - No cóż, jeśli nadal chcesz dla nas pracować, posada czeka. Wiem, że nie powinienem tego mówić, ale spotkałem się jeszcze z dwiema osobami i przysięgam na Boga, nie uwierzyłabyś, co niektórzy ludzie uważają za rozrywkę. - Rozumiem. Nadal chcę dla was pracować. Bardzo! - A zatem musimy uzgodnić kilka spraw. Po pierwsze, wykorzystamy większość tekstów, które mi zostawiłaś, ale nie wszystkie. Może byś wpadła do redakcji, to o tym pogadamy? Przygotowałem też dla ciebie listę ewen-tualnych tematów. Wiesz, edukacja, sztuka, sport, takie rzeczy. - Jasne! Żaden problem. - Jest jeszcze przykra kwestia pieniędzy. - Właśnie, pieniędzy - powtórzyłam jak papuga. - Obawiam się, że płacimy skromnie, dziesięć centów za słowo, ale zawsze to coś. - Świetnie, zgadzam się! - Twarda negocjatorka, pomyślałam. - Pierwszy felieton pójdzie w czwartek, w rubryce „Z życia wzięte”. Mam do ciebie pytanie. 204
- Słucham. - Czy chcesz pisać pod własnym nazwiskiem, czy pod pseudonimem? - Pod pseudonimem. Mam zbyt wielu żyjących krewnych. - W porządku. Aha, jeszcze jedno... - Tak? - Przekaż Jackowi, że równy z niego gość! - Jasne. - Cholera, ten potwór nigdy mi tego nie zapomni. - Będziesz u mnie w biurze jutro o czwartej? - Pewnie! Dziękuję ci, Max, W jego oczach online pl lektor naprawdę. - Przestań mi dziękować, Susan, zasługujesz na tę szansę. Sporo przeżyłaś, a twoje opowieści wielu ludziom dadzą do myślenia. Odwiesiwszy słuchawkę, oparłam się o ścianę. Beth złapała mnie za ręce i zaczęłyśmy podskakiwać, wydając dzikie pohukiwania i okrzyki. - Moja mama! Słynna felietonistka! - O Boże! Nie mogę uwierzyć, że naprawdę zadzwonił! Jest trochę sztywny, tak mi się wydaje, ale co z tego? - No właśnie! Beth wyjęła z lodówki puszkę coli, a ja nalałam sobie kieliszek char-donnay. Trąciłyśmy się - aluminium brzęknęło o szkło - i wzniosłam toast. - Za przyszłość! - Za przyszłość! - zawtórowała Beth i uścisnęła mnie. - Mamo, nie chcę zmieniać tematu, ale czy tata kontaktował się z tobą? - Nie, a bo co? - Tak się zastanawiałam. - Usiadła wyprostowana na barowym stołku. - No dobra, czas na przykrą wiadomość. Widziałam go z tą kobietą. - No i co z tego? Posłuchaj, Beth, jesteś już wystarczająco dorosła, żeby zrozumieć pewne rzeczy. Ludzie powinni mieszkać, gdzie chcą, i robić, co chcą. Jeśli on zechce wrócić i potraktuje to poważnie, tobie pierwszej o tym powiem. - Chyba tak. Miałam ci nie mówić, ale teraz, po tych dobrych wie-ściach, doszłam do wniosku, że mogę. - Słusznie. Niech się sobą cieszą. Chodź! - Otworzyłam lodówkę. - Zrobimy spaghetti. Opowiedz, co dziś było w szkole. - Jonathan wreszcie zaczął ze mną rozmawiać. - Powiedz mu, żeby ci nie robił łaski. Nie mamy ostrej papryki? 205
- Mamy. W dolnej szufladzie. No więc, mamuś? Uwielbiałam, kiedy mówiła do mnie „mamuś”. - Trudno jest pisać? - Nie. To tak jak z tańcem. Wczuwasz się w rytm i ruszasz pełną parą. Wiesz, o co mi chodzi? - Poniekąd. To znaczy, łatwo pisać o czymś miłym, W jego oczach online pl lektor ale co zrobisz, jeśli poproszą cię o opisanie czegoś przykrego? - Miejmy nadzieję, że poproszą. Na przykład czego? - Nie wiem. Śmierci, dajmy na to. - To chyba najtrudniejsze pytanie, jakie dzisiaj usłyszałam, ale nawet w śmierci można znaleźć akcenty humorystyczne, zwłaszcza w stypach i pogrzebach. Chyba będę odradzała ludziom przynoszenie szynek na stypy. Mówiłam ci o tych stertach, które dostawaliśmy? - Jesteś niesamowita, mamo.
11. Tipa 1963 Był słoneczny październikowy ranek. Ostatni okruch babiego lata przed miesiącami szarości. Czekaliśmy z Maggie, Timmym i Henrym na szkolny autobus. Bliźniaczki były już w domu mniej więcej od miesiąca. Mama nadała im imiona: Allison (na cześć aktorki June Allison) i Sophie (na cześć babci), i gdy zawieźliśmy je do kościoła Stella Maris, by zmyć z nich piętno szatana, zostały ochrzczone jako Allison Marie i Sophie Ann. Wydzierały się przez całą ceremonię, ale zaledwie wróciły do domu, Livvie zaprowa-dziła porządek. I powiedziała, że to dobre dzieci. Mama już nie zrywała się z łóżka, żeby nam zrobić śniadanie. Jakoś dawaliśmy sobie radę sami. Tata wyjeżdżał do pracy wcześniej niż przed-tem. Budowa okręgowego gimnazjum postępowała szybko, ale bez przerwy pojawiały się jakieś kłopoty. Zaledwie poprzedniego dnia ktoś powiesił na pobliskim drzewie kukłę przedstawiającą ojca. Słyszałam, jak tata mówił wujkowi Louisowi, że miała na szyi tabliczkę z napisem HANK HAMIL-TON KOCHA CZARNUCHÓW. Wieczorem zjawili się Gruby Albert z panem Struthersem, aby porozmawiać z tatą. Siedzieli na ganku i dyskuto-wali o groźbach i związanym z nimi niebezpieczeństwie. Myślałam, że tata się przestraszy. Ale nie, tym bardziej pragnął zrealizować W jego oczach online pl lektor swój plan. Spra-wiał jednak wrażenie zmartwionego i był w wyjątkowo paskudnym humo-rze. Nie muszę dodawać, że się bałam, co z tego wszystkiego wyniknie, ale wolałam nic na ten temat nie mówić. Nazajutrz rano stałam na podjeździe, wypatrując autobusu. Było późno. Żadne z nas nie miało ochoty jechać do szkoły. Chłopcy wzbijali obłoki kurzu, który osiadał na naszych wypu-cowanych butach. Protestowałyśmy 207
płaczliwym tonem, a oni nas przedrzeźniali, co było niesłychanie denerwu-jące. Wreszcie hałaśliwy żółty autobus zatrzymał się przy nas z piskiem opon i umięśnione ramię panny Fanny wystrzeliło ku nam, otwierając drzwi. Właścicielka sklepiku była zarazem naszym szanownym kierowcą. Powitała nas, przechylając głowę w bok. - Dzień dobry! Wsiadajcie, szkoda czasu. Uspokójcie się, dzieciaki! Hej, Billy i Teddy! Jak się nie uspokoicie, powiem ojcu O'Brienowi! - krzyczała na chłopców siedzących z tyłu, którzy tłukli się torebkami z dru-gim śniadaniem. - Bóg mi świadkiem! Co za chłopaki. Wsiadłam ostatnia. - Dzień dobry, panno Fanny, jak się pani miewa? - powiedziałam. - Zaraz ci powiem, jak się miewam! Przez tych stukniętych małych Blanchardów przedwcześnie się zestarzeję! - Niech się pani nimi nie przejmuje - rzuciłam. - To kretyni. Jeden z chłopców wrzasnął. Panna Fanny spurpurowiała ze złości. - Dość tego dobrego! Teddy, Billy! Chodźcie tu do przodu, ale już! - rozkazała. - Poprowadzicie różaniec, a jeśli któryś z was choćby kiwnie palcem, od razu pomaszerujecie do ojca O'Briena, gdy tylko dotrzemy do szkoły! Jazda szkolnym autobusem przyczyniała się do skracania pobytu w czyśćcu. Codziennie, ledwie minęliśmy Ben Sawyer Bridge, panna Fanny rozpoczynała dziesiątek różańca. Każdy odmówiony dziesiątek to o sto lat czyśćca mniej. Jeżeli się odmówiło Tajemnice W jego oczach online pl lektor Bolesne z należytym zapa-łem, można było sobie oszczędzić tysiąca lat czyśćca. A przynajmniej tak nam się wydawało. - Uspokójcie się! Bądźcie cicho! - krzyczała panna Fanny. Nie przestawaliśmy się zaśmiewać i zachowywać jak banda szaleńców, rozochoceni poranną dawką cukru w Alphabits i soku. Uważałam, że dość się modlimy w szkole. Ale panna Fanny była uparta i coraz bardziej roz-złoszczona, i jak zwykle zaczęła nam wymyślać. - Ej, wy, dzieciaki! Do jasnej cholery! Zamknijcie buzie, u diabła, bo wszystko powiem ojcu! Teddy! Billy! Siadajcie na miejscach... w imię Ojca i Syna, i... 208
Słysząc słowa modlitwy, wykrzyczane pełnym głosem, ucichliśmy na-tychmiast i zawtórowaliśmy pannie Fanny, podśmiewając się z gróźb i przekleństw, które padły na wstępie. Tego dnia odmawialiśmy Tajemnice Bolesne. - Pomyślcie o naszym Panu i Jego Mamie u stóp Krzyża. Zdrowaś Mario, łaskiś pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twojego Jezus. Panna Fanny intonowała modlitwę, a bracia Blanchardowie stroili tak pobożne miny, że niemal widziało się otaczające ich aureole. Wiedzieliśmy, że próbują nas rozśmieszyć. Ale nie musieli. Wystarczyły słowa „owoc żywota”, żebyśmy wszyscy zanosili się tłumionym chichotem. W swej żarliwości panna Fanny nie zwracała na to uwagi. - Święta Mario, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej, amen. Odmówiliśmy pięćdziesiąt wymaganych Zdrowaś Maria, cztery Chwała Ojcu i właśnie katowaliśmy zbiorowo wyznanie wiary, gdy autobus wtoczył się na nieasfaltowany parking i stanął pod wielkim dębem, z którego osy-pywał się mech (i czerwone larwy). Rozbiegliśmy się do nauki i dalszych modłów. Maggie była godną dziesiątoklasistką z Bishop England High W jego oczach online pl lektor School, my zaś wciąż pozostawaliśmy trójką smarkaczy, chodzących do szkoły pod-stawowej Stella Maris w Mount Pleasant. Musiała jednak jeździć z uczniami podstawówki, a potem następny autobus zabierał ją do miasta. W domu była moją najlepszą przyjaciółką, lecz w autobusie siedziała jak najdalej od nas, z innymi uczniami szkoły średniej, i przez całą drogę wyglądała w milczeniu przez okno, przewracając oczami i robiąc poważną minę. Był to mój ostatni rok w Stella Maris i nie mogłam się doczekać jego końca. Około dziesiątej, gdy właśnie zaczęłam rozwiązywać test z mate-matyki, do klasy wszedł cicho ojciec O'Brien i szepnął coś siostrze Marcie, naszej nauczycielce. - Susan Hamilton? - Tak, proszę siostry? - Pójdziesz z ojcem O'Brienem. Zabierz swoje rzeczy. Niezdarnie pozbierałam książki. Nie było nic gorszego niż wezwanie do ojca O'Briena. Wszystko traktował z najwyższą powagą i nigdy nie okazywał 209
dzieciom pobłażliwości. Dlaczego ktoś taki został dyrektorem szkoły pod-stawowej, stanowiło po prostu jeszcze jedną tajemnicę Kościoła katolic-kiego. Krążyły pogłoski, że swego czasu studiował u jezuitów. Już samo to wiele wyjaśniało. - A mój test? - zapytałam. - Napiszesz go później. - Chodź ze mną - polecił ojciec O'Brien. - Dziękuję siostrze - powiedziałam. Cała klasa odprowadziła mnie spojrzeniem. Co ja takiego zrobiłam? A może to Henry? Albo Timmy? Czy autobus Maggie miał wypadek? Za-martwiałam się przez całą drogę do gabinetu ojca O'Briena, gdzie siedzieli już na ławce przed drzwiami Timmy i Henry, obaj przerażeni. Wstali i wszyscy weszliśmy do środka. Stanęliśmy przed biurkiem, a ojciec zasiadł w swoim fotelu. - Dzieci, niestety, mam wam do przekazania W jego oczach online pl lektor bardzo smutną wiado-mość. Wasz dziadek, pan Asalit, zgasł dzisiaj rano. - Czy to znaczy, że nie żyje? - spytał Henry. - Synu, nie żyje tylko jego ciało, dusza zaś jaśnieje pełną blasku chwałą zmartwychwstałego Chrystusa. Z pewnością nie zapomniałeś katechizmu. Timmy i Henry wybuchnęli płaczem, a ja stałam w osłupieniu, gapiąc się na ojca O'Briena. Potem objęłam braci i sięgnęłam po chusteczki leżące na biurku. - Nie czas teraz folgować łzom. Pomódlcie się, by jego dusza jak naj-prędzej znalazła się na łonie naszego Pana, i oszczędzajcie siły, abyście mogli wesprzeć waszą matkę i babkę. Pamiętajcie, że wasza mama straciła swego tatę, a babcia swego męża. Ciche łzy popłynęły mi po policzkach. Nie wiedziałam, co robić, żadne z nas nie wiedziało. Czas jakby się zatrzymał, a my staliśmy, oczekując jakiejś pociechy. Roztrzęsieni, wystraszeni i zapłakani. - Czy mogę zadzwonić do mamy? - zapytałam wreszcie. - Niej lepiej jej nie niepokoić. Wasza ciocia Carol już jest w drodze, żeby was zabrać do domu. Najpierw pojedzie po Maggie. Możecie pójść do kaplicy i pomodlić się za duszę dziadka, a później, jeśli chcecie, zaczekajcie na ławce na zewnątrz. - Na szkolnym podwórzu? - Tak. 210
Zgoda na przebywanie bez nadzoru na szkolnym podwórzu stanowiła epokowe wydarzenie. Chwyciłam garść chusteczek i wyprowadziłam bra-ciszków z gabinetu. Najpierw zajrzeliśmy do kaplicy. Była pusta, tylko na ołtarzu paliło się światełko, sygnalizując obecność Eucharystii w tabernakulum. Przemknę-liśmy truchcikiem na sam przód, pospiesznie przyklękliśmy przed ołtarzem i szybko podeszliśmy do figury Matki Boskiej. Jej puste gipsowe oczy wpa-trywały się we mnie, a jej półuśmiech wydał mi się drwiący. Przeszył mnie dreszcz. Jako najstarsza, sięgnęłam pod tacę W jego oczach online pl lektor ze świeczkami po zapałki i zapaliłam trzy świeczki, po jednej na każde z nas. Przeżegnałam się i trąci-łam Timmy'ego i Henry'ego w żebra, aby zrobili to samo. - Drogi Boże - zaczęłam - proszę, zabierz dziadka Tipę prosto do nieba i nigdzie indziej. Był dobrym dziadkiem i porządnym człowiekiem. I miał mnóstwo powodów, żeby zrzędzić. Proszę też, pomóż babci Sophie i naszej mamie nie dostać od tego hysia. Amen. - Amen - powtórzyli moi braciszkowie. Wstaliśmy z klęczek i czym prędzej czmychnęliśmy z kaplicy. W pu-stych kościołach zawsze ciarki chodziły mi po plecach. Jazda z ciotką Carol przypominała chaotyczny sen. Ciotka przez cały czas snuła nerwowy monolog, roztrząsając, w co się ubierzemy, kto przyj-dzie i że musimy być cicho, kiedy dojedziemy do domu. Gdy mijaliśmy ludzi na ulicy, zaprzątniętych własnymi sprawami, zastanawiałam się, czy potrafią odgadnąć, że w nasze życie właśnie W jego oczach online pl lektor wkroczyła śmierć? Czy mogą to wyczytać z naszych twarzy? Henry wciąż płakał, a ciotka Carol powtarzała tylko: „No już, już”. Kiedy dotarliśmy do Island Gamble, Livvie czekała na nas w blasku słońca na kuchennych schodach. Rzuciła nam jedno spojrzenie i rozpostarła ramiona. - Chodźcie do Livvie. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. Uściskaliśmy ją z całej siły. W jej mocnych ramionach od razu poczułam się lepiej. Gdy zobaczyła, że lęk znika z naszych twarzy, ustępując miejsca spokojowi, wypuściła nas z objęć. - Idźcie, ucałujcie mamę i babcię, a potem wracajcie
Prawdziwa tragedia. Będę u ciebie za pół godziny online pl
Odczułam nawet dziwną ulgę, że do mnie nie dzwoni. Gdy wreszcie dotarłam do domu, zatelefonowałam do Maggie. - Hej! Wyskoczysz ze mną na lunch? Od wieków nie jadłam smażo-nych krewetek, a mam ochotę na neurotyczne obżarstwo. - Czemu nie? Tylko nie patrz na moje paznokcie. Sprzątanie po tej wiedźmie Maybelline zniszczyło mi manicure. - Chcesz pojechać do Żółtego Psa na Wyspie Palm? - Już się szykuję. Sunąc East Bay Street w stronę mostu na wschód od W jego oczach online pl lektor Cooper, poczułam, że moje serce nieco zwolniło. Jechałam w stronę plaży, leczącej wszelkie dolegliwości. Była to sobota, więc wpadłam w filozoficzny nastrój. Przed-tem klęłam jak pijany marynarz, przechodząc obok milczącego telefonu. I posyłałam samą siebie dziewięćdziesiąt razy do piekła i z powrotem za tę noc z Tomem. Opuściłam wszystkie szyby w samochodzie. Powietrze pachniało cu-downie. Był przepiękny wrześniowy dzień, a ja jechałam na lunch z moją siostrą, najwspanialszym okazem wszech czasów. Prześliznęłam się przez Mount Pleasant (osławioną pułapkę na kierowców) niczym przemytniczka narkotyków z bagażnikiem pełnym kontrabandy, rozglądając się czujnie za policjantami, którzy kryją za billboardem ogolone głowy, bystre oczy i radar. To była moja gra. Nigdy nie dostałam mandatu za przekroczenie prędkości i nie zamierzałam go dostać. Szczerze mówiąc, pomyślałam, jedyna rzecz bez skazy w moim życiu to chyba przestrzeganie kodeksu drogowego. Wyspa wydawała się doszczętnie zrujnowana, jak zwykle po burzy.
Nowe domy za milion dolarów, z widokiem na morze, nieźle oberwały, ale stare chałupy trzymały się mocno. Nawet huśtawki z opon nie zaplątały się między gałęziami drzew. Musiałam przyznać, że Maybelline miała dobry gust. A co więcej, Island Gamble wywiesił zwycięską flagę po kolejnej próbie sił z Matką Naturą. - Dom wygląda nieźle! - zawołałam do Maggie, która zeszła tylnymi schodami z torebką, gotowa do wyjścia. - Gdzie mój szwagier i siostrzeńcy? - Wczesnym rankiem pojechali na ryby. - Wsiadła do samochodu, za-trzasnęła drzwiczki i spojrzała na mnie z miną męczennicy. - Do licha, 191
mój dom powinien nieźle wyglądać! Omal nie przetrąciłam sobie grzbietu, sprzątając w tym tygodniu podwórze, a potem umyliśmy wszystkie ściany. - W jego oczach online pl lektor Dobra z ciebie kobieta, Maggie. Dobra kobieta. - Zaczęłam wyco-fywać auto z podwórza. - Mam już potąd Maybelline i bałaganu, jakiego narobiła. Żebyś zobaczyła moje drugie piętro! - Sytuacja już opanowana? - Tak, ale, o Boże, dopiero po osiemdziesięciu milionach telefonów i wiekach wyczekiwania, aż odezwie się jakaś ludzka istota. Zanim ktoś podniósł słuchawkę, zapominałam, gdzie dzwonię! Nienawidzę automa-tycznych operatorów. - Ruszyłam w kierunku Wyspy Palm. - I nienawidzę fachowców. Możesz na nich czekać cały dzień, a oni i tak nie przyjdą. - A co z Tomem? Jego też nienawidzisz? - Nie, to zwyczajny dupek i nigdy się nie zmieni. Gdybym go pokazała w którymś dziennym talk-show i tysiąc rozzłoszczonych kobiet powiedziało mu w oczy, że jest kretynem, nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. - Nie zadzwonił, prawda? - Prawda. Nie zadzwonił. - Minęłyśmy stację benzynową, restaurację i pub Dunleavey's. - Niech się wypcha. Mam go w nosie, a zresztą to i tak bez znaczenia. - Co za kłamczucha. - Kiedy już napcham się czymś smażonym - podjęłam - poproszę cię, żebyś razem ze mną przemyślała pewien pomysł, dobra? - Będę rada z każdego pretekstu, żeby użyć głowy, a poza tym wiesz przecież, jak lubię ci mówić, co masz robić. - No cóż, tym razem sama o to proszę. Nie miej nade mną W jego oczach online pl lektor litości. Młoda kelnerka zaprowadziła nas do stolika w niszy z widokiem na ocean. Wśliznęłyśmy się na obite skórą ławy naprzeciw siebie i, powodo-wane jakąś wspólną genetyczną skłonnością, starłyśmy okruszyny z lami-nowanego blatu. Złożyłyśmy zamówienie, nie czekając na kartę, którą znałyśmy na pa-mięć. Kelnerka przyniosła nam napoje i rozsiadłyśmy się co najmniej na godzinę, spoglądając na plażę i zanurzając krakersy w majonezowym sosie z owoców morza, w usilnym poszukiwaniu kawałków kraba lub czegokol-wiek, co przypomina owoc morza. 192
- Myślisz, że warto wchłaniać te kalorie? - spytała Maggie, gdy wsu-nęłam do ust krakersa uginającego się pod ciężarem gramów tłuszczu i popiłam go dietetyczną pepsi z cytryną. - Nie, ale zmęczyła mnie już dieta i chcę uczcić dzisiejszy dzień. - Tak? A dlaczego? - Wiesz, na ile wyceniono szkody w moim domu? - Boję się pytać. - Na sześćdziesiąt tysięcy. Maggie zagwizdała cicho. Zupełnie nie umiała gwizdać. - Towarzystwo ubezpieczeniowe wypłaci tylko pięćdziesiąt. Ogród był uwzględniony w polisie za pięćset dolarów. - To banda złodziei wszyscy ci jankescy carpetbaggerzy*. * Tak Południowcy po wojnie secesyjnej nazywali Jankesów, przybyłych na Południe w celu łatwego wzbogacenia się (przyp. red.). - Aha, jeszcze gorsi niż prawnicy. Ale mam pewien plan. - Opróżniłam szklankę i skinęłam na drobną kelnerkę w dżinsach z uciętymi nogawkami, podkoszulku i sandałach na koturnie. W jego oczach online pl lektor Podeszła rozkołysanym krokiem, uśmiechnięta. - Czym mogę suużyć? - Jej uśmiech był szeroki, nieobecny. Bierze prozac, pomyślałam. - Poproszę jeszcze jedną dietetyczną pepsi - powiedziałam. - Już podajee! - „Bez Bożej łaski taki los mię czeka” - szepnęłam do Maggie. - Akurat, skarbie. Prędzej obie będziemy kopać rowy niż w ten sposób zarabiać na życie. Poza tym nie leżą nam obcięte dżinsy i koturny. - „Leżeć” to trafne słowo - zachichotałam. - Dobra, dobra. Powiedz, jaki masz plan! - Pamiętasz, jak w dzieciństwie pisałam pamiętniki? Znalazłam je w kufrze na strychu, kiedy robotnicy oglądali belki nośne. - Co to ma wspólnego z odszkodowaniem? - Zaczekaj chwilę, wszystko ci wyjaśnię. Kelnerka wróciła ze smażonymi krewetkami, ziemniakami, surówką w plastikowej miseczce i hushpuppies. - Podać coś jeszcze? Ketchup? Pepsi? - Nie, dziękujemy. 193
Oddaliła się chwiejnie, a ja ugryzłam hushpuppy, parząc sobie podnie-bienie. Zgasiłam pożar łykiem napoju. - Ostre, co? - Owszem, ale jakie dobre! Więc słuchaj, sprawa wygląda tak. Obli-czyłam, że jeśli sama położę tapety i odmaluję dom, zaoszczędzę dziesięć tysięcy z odszkodowania. Mój sąsiad w porywie skruchy zasadzi mi nowy żywopłot. - Żartujesz! W jego oczach online pl lektor Szczęściara z ciebie. I co zrobisz z tą forsą? Wyjedziesz do Paryża i zostaniesz pisarką, jak to kiedyś zapowiadałaś? - Nie, skądże. Niestety, nic aż tak egzotycznego. Kupię sobie własny komputer. Postanowiłam, i powiedz mi, co o tym sądzisz, spróbować zebrać kilka esejów z rysunkami. - Co takiego? Dla kogo? - Dla gazety. Rubryka matki samotnie wychowującej dziecko w latach dziewięćdziesiątych, dorastanie w latach sześćdziesiątych na Południowym Wybrzeżu, jak sobie poradzić z rozporkowym problemem męża, no wiesz, napastowanie seksualne... - Święta Mario, Matko Boża. Ty mówisz poważnie! - A tak, jestem śmiertelnie poważna. Zrozum, Maggie, bez przerwy mam pustkę w kieszeni. Beth chciałaby coś sobie kupić, a ja zupełnie nie mam co na siebie włożyć, żeby oczarować płeć przeciwną. Ile mogę zarobić w charlestońskiej bibliotece? Mogę pisać w nocy; tak czy inaczej, zarobię parę groszy. Maggie siedziała cicho, a ja czekałam, aż się odezwie. Wzięła smażoną krewetkę, polała sokiem z cytryny, umoczyła w pikantnym sosie i wsunęła do ust. Żując, wpatrywała się we mnie. - No, powiedz coś - zachęciłam. - Boże Narodzenie coraz bliżej. - Czy to ma być wymówka, żeby wkroczyć na stronę internetową i poznać jakiegoś ogiera? - Miała poważny wyraz twarzy. - Co ty opowiadasz? Czaty zostawiam Beth. Dasz wiarę, że jak ją ostatnio przyłapałam, wmawiała jakiemuś facetowi, że ma dwadzieścia trzy lata, jest blondynką, instruktorką aerobiku z Malibu i przepada za meksy-kańską kuchnią? - Wielkie nieba, Susan. Ale wiesz co, o tym też mogłabyś napisać! - Więc sama rozumiesz! 194
- Susan? Podpiszesz się prawdziwym nazwiskiem? - W jego oczach online pl lektor Nie wiem, chyba nie. Bo jeśli nikt nie będzie wiedział, kim jestem, to łatwiej mi przyjdzie mówić, co naprawdę myślę, nie uważasz? - Nie wymieniałabym też żadnych nazwisk. Podadzą cię do sądu za oszczerstwo. - Tak, wzięłam to pod uwagę, chyba żeby chodziło o polityka. - Mogłabym ci przypomnieć mnóstwo historii z naszego dzieciństwa. - Pomysł się jej spodobał. Czułam to. - Mam ich cały kufer. Moje pamiętniki, pamiętasz? - Racja. No cóż, kiedy zabraknie ci materiału, daj mi znać. - Maggie, zanim zabraknie mi materiału, ludzie zaczną jeździć na wakacje na Księżyc. Wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Łzy popłynęły nam po policzkach, gdy wspominałyśmy wariackie wyczyny z dawnych lat. - Pamiętasz tego chłopaka, Stuarta? - O Boże! Ale z niego był dziwoląg! I tak się wszystko zaczęło. Przez następne dwa tygodnie pisałam jak szalona. Opisałam łowienie krabów, dołączając rysunek z dziećmi na plaży. Opisałam rywalizację między rodzeństwem, ilustrując to portretem dzieci duszących się nawzajem. Najbardziej podobał mi się kawałek dotyczący Livvie, z obrazkiem, na którym czarna kobieta trzyma na kolanach białą dziewczynkę. Miałam to i owo do powiedzenia o samotnym rodzicielstwie, całkiem sporo, szczerze mówiąc, w związku z czym klawiatura komputera Beth aż dymiła. Pisałam o rewolucji seksualnej i o tym, jak ominęła Char-leston. Wszystkie teksty miały ironiczny wydźwięk, a część z nich była cholernie zabawna, choć może nie powinnam się chwalić. Rysunki zaś nadawały ton całości. Były przeurocze. Beth myślała, że oszalałam. Pozwalała mi korzystać ze swojego kom-putera, ponieważ nie W jego oczach online pl lektor mogłam się zdecydować, jaki model sobie kupić, i zrezygnowała ze swej prywatności. Zaczęła się uczyć w jadalni, twierdząc, że moje wybuchy śmiechu, nie mówiąc już o paleniu i krążeniu po pokoju, nie pozwalają jej się skupić. Zrozumiałe. Zebrawszy dwadzieścia pięć szkiców, byłam już gotowa podjąć próbę ich sprzedaży. Najpierw jednak ktoś musiał je przeczytać. Wyłapać lapsusy, 195
dostroić język, ocenić rytm, wiarygodność i dowcip. Zadzwoniłam do Ma-ggie. - Co słychać? - Zapaliłam papierosa. - Kochasz mnie? - Oczywiście. A mam jakiś wybór? Gdzie ty się, u licha, podziewałaś? - Na dziesięć dni wcieliłam się w Annę Quindlen. Starłam sobie palce do kości, przelewając myśli na papier. Na kciukach mam odciski od spacji. Potrzebna mi twoja pomoc. - Co mam zrobić? - Czy potrafiłabyś udawać, że mnie nie znasz, i przeczytać to, co na-pisałam, a potem powiedzieć mi prawdę? Potrzebuję redakcji i korekty. - Chyba nie pytasz serio, czy lubię krytykować? Ładuj się do auta i przyjeżdżaj. Umierałam z ciekawości, co ty tam knujesz! Zrobię kolację. Jak zwykle, moja siostra udzieliła mi pomocy. Znalazła mnóstwo błę-dów, których nie ujawniła funkcja sprawdzania pisowni w edytorze tekstów i zasugerowała kilka niezłych skrótów. Wygładzanie szkiców zajęło mi kolejny tydzień, a przez następne trzy dni zbierałam się na odwagę, żeby zadzwonić do gazety. Powtarzałam sobie, że jeśli nie zechcą drukować moich tekstów, spróbuję gdzie indziej. Nie ma sprawy. Szczerze W jego oczach online pl lektor mówiąc, spodziewałam się odmowy. Wreszcie, w piątek, odszukałam numer i zadzwoniłam. Skomputeryzo-wany głos po drugiej stronie linii tak mnie speszył, że nie bardzo wiedzia-łam, z kim chcę rozmawiać, lecz po chwili usłyszałam ludzką istotę. - Halo? Czy mogę w czymś pomóc? - Ów kobiecy głos brzmiał doj-rzale i fachowo. - Ehm, taką mam nadzieję. Nazywam się Susan Hayes i kieruję pro-gramem rozwoju czytelnictwa w bibliotece okręgowej. - Rozumiem. Z kim mogłabym panią połączyć, pani Hayes? - No cóż, nie jestem pewna. Napisałam kilka esejów o życiu w naszych trudnych, zagonionych czasach i chciałam porozmawiać na temat ewentu-alnej sprzedaży tych tekstów gazecie. - Ach, więc jest pani również dziennikarką? - No cóż, początkującą, to znaczy bardzo dużo piszę... P rzerwała mi w pół zdania. - Proszę je zostawić w redakcji w któryś dzień roboczy między dzie-wiątą a piątą, a my rzucimy na nie okiem. Niech pani nie zapomni dołączyć 196
do portfolio swojego CV i numeru telefonu. Zawiadomimy panią. - W porządku, świetnie. Dziękuję. Nie przywykłam do tego, aby mnie zbywano, i poczułam się okropnie. Uświadomiłam sobie jednak, że rozmawiałam z sekretarką, która odbiera zapewne tygodniowo pięćdziesiąt telefonów od osób przekonanych, że są następnym Dave'em Barrym albo Molly Ivens. Nie mogę jej mieć tego za złe, pomyślałam, i nagle dotarło do mnie: Portfolio? Nie posiadam tako-wego! CV? Nieaktualne od lat! Przez cały piątkowy wieczór układałam nowe CV, zwycięsko odpierając pokusę wplecenia paru dowcipów. Może powinnam wysłać kopię Rogerowi Doddsowi, pomyślałam. On również nie zadzwonił. Dla niego równie dobrze mogłam zginąć podczas huraganu. Nazajutrz rano kupiłam u Huguleya przy Wentworth Street czarną skó-rzaną teczkę, żeby włożyć do niej moje teksty. Żywiłam gorącą nadzieję, że to odpowiednia teczka i że nie wygląda pretensjonalnie. Postanowiłam ją nieco postarzyć, by dodać sobie doświadczenia i kilka razy cisnęłam nią o asfalt, a potem podeptałam. Następnie przetarłam ją wilgotną szmatką i wyczyściłam emulsją Pledge. Ostateczny rezultat wydał mi się dość prze-konujący. W poniedziałek, po drodze do pracy, zostawiłam cały ten kram w re-dakcji „Post & Courier”, wstrzymałam oddech i zaczęłam odmawiać no-wennę do Matki Boskiej. „O najłaskawsza Dziewico W jego oczach online pl lektor Maryjo, nikt, kto uciekał się pod Twą obronę, błagał Cię o pomoc lub szukał Twego wsta-wiennictwa, nie doznał zawodu...”. Miałam to we krwi. Czułam, że aż do śmierci pozostanę zaprzysięgłą, rybożerną, różańcową katoliczką, która pali świeczki, zdobi ołtarze, wdycha kadzidła, pada na kolana i wielbi świętych. Doszłam do wniosku, że z całego rzymskokatolickiego panteonu najlepiej zwrócić się do Matki Boskiej. Była w końcu kobietą. Może powinnam na wszelki wypadek zacząć codziennie uczęszczać na mszę? Może w niebie mój limit łask już się wyczerpał? We wtorek i w środę nikt nie zadzwonił. Ani Roger, ani Tom, ani gazeta. Do środowego popołudnia snułam tysiące rozmaitych fantazji. Tłumy ludzi zaśmiewały się z moich żartów i z zapartym tchem nasłuchiwały, co po-wiem. 197
Przygotowywałam mielone kotlety na kolację i miałam ręce ubabrane mięsem i ketchupem, kiedy odezwał się telefon. Głośny dzwonek wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. - Beth! Możesz odebrać? Jeśli to Oprah, powiedz jej, że nie żądam honorarium za występ, ale podróżuję tylko pierwszą klasą! - Bawiłam się wyśmienicie, wyobrażając sobie sławę, bogactwo i W jego oczach online pl lektor własny chłodny dystans do jednego i drugiego. - To do ciebie, mamo! - krzyknęła z góry Beth. - Jakiś facet, pewnie chce ci coś sprzedać! Wielkie nieba, pomyślałam, akurat wtedy, kiedy jestem upapraną po łokcie. Wytarłam ręce i podniosłam słuchawkę. - Pani Hayes? - Tak? - Mówi Max Hall. Wydawca „Post & Courier”. - Zawiesił głos. - Ach, tak! To miło, że pan dzwoni. - Moje serce zaczęło bić tak mocno, że niemal rozsadzało klatkę piersiową. - Przeczytałem pani eseje. - Znowu umilkł i to na długą chwilę. Uznał, że są do niczego? Spodobały mu się? No, powiedz wreszcie i przestań mnie dręczyć. - No i? - Cóż, tak się składa, że odchodzi od nas pewien felietonista z czwartkowej rubryki i mógłbym wstawić w to miejsce niektóre z pani tek-stów. Chciałbym to z panią omówić. - Wspaniale! Kiedy? - Czy odpowiada pani piątek, około czwartej? Gdyby zechciał, przyjechałabym nawet o trzeciej rano. Następnego popołudnia wmaszerowałam do Berlin's zblazowanym kro-kiem stałej klientki. Kupiłam czarne spodnie Calvina Kleina, żakiet i czarny jedwabny podkoszulek, płacąc pełną cenę detaliczną. Następnie, cała na-buzowana, udałam się do Bob Ellis Shoes i nabyłam czarne szpilki od Prady oraz podróbkę czarnej torebki Chanel. Dzięki ci, Jezu, i wszystkim dobrym ludziom z towarzystwa ubezpieczeniowego! W piątek odebrałam spodnie od krawcowej, która dokonała pewnych poprawek, i popędziłam do domu sprawdzić swój nowy wizerunek. Stanęłam przed lustrem na drzwiach mo-jego pokoju - i spodobałam się sobie. Byłam wysoka, szczupła, opanowana. 198
A nawet pełna godności. Weszłam do pokoju Beth, by zaliczyć końcowy sprawdzian. - A gdybym spięła włosy z tyłu, to jak bym wyglądała? Jak pisarka czy jak włoska wdowa? - Ekstra, kochanie. Odjazdowo! - Dzięki, jeśli to komplement. Zadręczałam się przez całą drogę do biura Maxa Halla. A jeśli mu się nie spodobam? To nie romans, to interes. A jeśli mnie wyśmieje i uzna za idiotkę? A jeśli kupi i wydrukuje moje teksty, a wszyscy się o tym dowiedzą i zaczną mnie wyśmiewać? - Pani Hayes? Otworzyły się drzwi i obok mnie przemknął jakiś pryszczaty młodzieniec bez marynarki. Niby młodzieniec, lecz mimo to sprawiał wrażenie dzien-nikarza. Czułam się staro, ale twarz Maxa Halla okazała się znacznie starsza od mojej. Nabrałam tchu i skoczyłam na głęboką wodę. - Cześć! - Uścisnęłam jego dłoń. Mocny uścisk. Dobra wróżba. - Pan Hall? - Mów mi Max. - Zamknął drzwi. - Wszyscy tak do mnie mówią. Jego biuro było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Za antycznym, obitym skórą biurkiem migał monitor komputera, podając najnowsze in-formacje u dołu ekranu. Na olbrzymim blacie stały liczne pojemniki na ołówki, rozdzielające schludnie ułożone papiery. Rozsiadł się w W jego oczach online pl lektor skórzanym obrotowym krześle i wskazał mi miejsce po drugiej stronie biurka. - W takim razie ja mam na imię Susan. - Świetnie. Napijesz się kawy? - Chętnie. Może być czarna. Zamówił przez interkom dwie filiżanki kawy. Potem odchylił się na oparcie krzesła i popatrzył na mnie. - A zatem chcesz pisać do „Post & Courier”, tak? Jakie masz do-świadczenia zawodowe? - Jack... - zaczęłam. - Co proszę? Pracowałaś dla jakiegoś Jacka? Czy ja go znam? Odchrząknęłam, a moja twarz oblała się rumieńcem. Powinnam była obej-rzeć jakąś kasetę z nagraniem rozmów w sprawie pracy. - Ehm, nie, Max, to znaczy, mam mnóstwo doświadczeń zawodowych, 199
lecz nie w sferze dziennikarskiej. Dużo piszę w pracy, w bibliotece okrę-gowej. Podania o stypendia, broszury, ulotki, takie rzeczy. - Aha, rozumiem. - Pochylił się nad biurkiem, a gdy sekretarka za-mknęła za sobą drzwi, dodał szeptem: - Chcesz powiedzieć, że guzik wiesz o dziennikarstwie. Mam rację? Sukinsyn nie miał za grosz poczucia humoru. - No cóż, tak i nie. Ciągle słyszę, że mam dziennikarskie pióro i za-bawnie piszę. Nie jestem pewna, jak to naprawdę wygląda. - Już ja to osądzę. - O Jezu! - Oblałam się kawą. - Nie denerwuj się. Proszę - podał mi paczkę chusteczek. - Dziękuję. Max, czy mogę być z tobą szczera? - Ależ proszę bardzo. Czytanie w myślach wychodzi mi prawie tak dobrze jak tobie rozmowy w sprawie pracy. - Z uśmiechem odchylił się na oparcie krzesła. Wyglądało to zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam. - Posłuchaj. Jeśli spodobało ci się dwadzieścia pięć opowieści, które przedstawiłam, mogę ci dać więcej. Prowadzę pamiętnik od najwcześniej-szego dzieciństwa. Chodzi o to, że potrzebuję tej pracy. Samotnie wycho-wuję córkę, mój były mąż ma węża w kieszeni, a ja muszę coś udowodnić. - Teraz słucham z uwagą. Co takiego musisz udowodnić? - Muszę udowodnić córce, że ludzki duch potrafi pokonać każdą przeszkodę. To są historie dla kobiet w moim wieku, matek wyżu demo-graficznego. Przypominają im, że dzisiaj wychowywanie dzieci to betka w W jego oczach online pl lektor porównaniu z czasami segregacji, Wietnamu i tego wszystkiego, co działo się trzydzieści lat wcześniej i zmieniło świat. - Uważasz, że twoje pokolenie zmieniło świat? - Ależ oczywiście. Ta planeta nigdy nie była równie bezpieczna jak dziś. Powietrze i woda są o wiele czystsze, a zagrożenie wojną nuklearną zmalało właściwie do zera. - No dalej, kochanie, pomyślałam. Zastanowiłam się, czy stary dziwak ma w szafie jakieś mydło. - A zatem możemy uznać, że inaczej oceniasz różne sprawy? - Chyba tak. - Dlaczego nie potrafiłam nad sobą zapanować? W ten sposób nie oczaruję niko
Nowe domy za milion dolarów, z widokiem na morze, nieźle oberwały, ale stare chałupy trzymały się mocno. Nawet huśtawki z opon nie zaplątały się między gałęziami drzew. Musiałam przyznać, że Maybelline miała dobry gust. A co więcej, Island Gamble wywiesił zwycięską flagę po kolejnej próbie sił z Matką Naturą. - Dom wygląda nieźle! - zawołałam do Maggie, która zeszła tylnymi schodami z torebką, gotowa do wyjścia. - Gdzie mój szwagier i siostrzeńcy? - Wczesnym rankiem pojechali na ryby. - Wsiadła do samochodu, za-trzasnęła drzwiczki i spojrzała na mnie z miną męczennicy. - Do licha, 191
mój dom powinien nieźle wyglądać! Omal nie przetrąciłam sobie grzbietu, sprzątając w tym tygodniu podwórze, a potem umyliśmy wszystkie ściany. - W jego oczach online pl lektor Dobra z ciebie kobieta, Maggie. Dobra kobieta. - Zaczęłam wyco-fywać auto z podwórza. - Mam już potąd Maybelline i bałaganu, jakiego narobiła. Żebyś zobaczyła moje drugie piętro! - Sytuacja już opanowana? - Tak, ale, o Boże, dopiero po osiemdziesięciu milionach telefonów i wiekach wyczekiwania, aż odezwie się jakaś ludzka istota. Zanim ktoś podniósł słuchawkę, zapominałam, gdzie dzwonię! Nienawidzę automa-tycznych operatorów. - Ruszyłam w kierunku Wyspy Palm. - I nienawidzę fachowców. Możesz na nich czekać cały dzień, a oni i tak nie przyjdą. - A co z Tomem? Jego też nienawidzisz? - Nie, to zwyczajny dupek i nigdy się nie zmieni. Gdybym go pokazała w którymś dziennym talk-show i tysiąc rozzłoszczonych kobiet powiedziało mu w oczy, że jest kretynem, nie zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. - Nie zadzwonił, prawda? - Prawda. Nie zadzwonił. - Minęłyśmy stację benzynową, restaurację i pub Dunleavey's. - Niech się wypcha. Mam go w nosie, a zresztą to i tak bez znaczenia. - Co za kłamczucha. - Kiedy już napcham się czymś smażonym - podjęłam - poproszę cię, żebyś razem ze mną przemyślała pewien pomysł, dobra? - Będę rada z każdego pretekstu, żeby użyć głowy, a poza tym wiesz przecież, jak lubię ci mówić, co masz robić. - No cóż, tym razem sama o to proszę. Nie miej nade mną W jego oczach online pl lektor litości. Młoda kelnerka zaprowadziła nas do stolika w niszy z widokiem na ocean. Wśliznęłyśmy się na obite skórą ławy naprzeciw siebie i, powodo-wane jakąś wspólną genetyczną skłonnością, starłyśmy okruszyny z lami-nowanego blatu. Złożyłyśmy zamówienie, nie czekając na kartę, którą znałyśmy na pa-mięć. Kelnerka przyniosła nam napoje i rozsiadłyśmy się co najmniej na godzinę, spoglądając na plażę i zanurzając krakersy w majonezowym sosie z owoców morza, w usilnym poszukiwaniu kawałków kraba lub czegokol-wiek, co przypomina owoc morza. 192
- Myślisz, że warto wchłaniać te kalorie? - spytała Maggie, gdy wsu-nęłam do ust krakersa uginającego się pod ciężarem gramów tłuszczu i popiłam go dietetyczną pepsi z cytryną. - Nie, ale zmęczyła mnie już dieta i chcę uczcić dzisiejszy dzień. - Tak? A dlaczego? - Wiesz, na ile wyceniono szkody w moim domu? - Boję się pytać. - Na sześćdziesiąt tysięcy. Maggie zagwizdała cicho. Zupełnie nie umiała gwizdać. - Towarzystwo ubezpieczeniowe wypłaci tylko pięćdziesiąt. Ogród był uwzględniony w polisie za pięćset dolarów. - To banda złodziei wszyscy ci jankescy carpetbaggerzy*. * Tak Południowcy po wojnie secesyjnej nazywali Jankesów, przybyłych na Południe w celu łatwego wzbogacenia się (przyp. red.). - Aha, jeszcze gorsi niż prawnicy. Ale mam pewien plan. - Opróżniłam szklankę i skinęłam na drobną kelnerkę w dżinsach z uciętymi nogawkami, podkoszulku i sandałach na koturnie. W jego oczach online pl lektor Podeszła rozkołysanym krokiem, uśmiechnięta. - Czym mogę suużyć? - Jej uśmiech był szeroki, nieobecny. Bierze prozac, pomyślałam. - Poproszę jeszcze jedną dietetyczną pepsi - powiedziałam. - Już podajee! - „Bez Bożej łaski taki los mię czeka” - szepnęłam do Maggie. - Akurat, skarbie. Prędzej obie będziemy kopać rowy niż w ten sposób zarabiać na życie. Poza tym nie leżą nam obcięte dżinsy i koturny. - „Leżeć” to trafne słowo - zachichotałam. - Dobra, dobra. Powiedz, jaki masz plan! - Pamiętasz, jak w dzieciństwie pisałam pamiętniki? Znalazłam je w kufrze na strychu, kiedy robotnicy oglądali belki nośne. - Co to ma wspólnego z odszkodowaniem? - Zaczekaj chwilę, wszystko ci wyjaśnię. Kelnerka wróciła ze smażonymi krewetkami, ziemniakami, surówką w plastikowej miseczce i hushpuppies. - Podać coś jeszcze? Ketchup? Pepsi? - Nie, dziękujemy. 193
Oddaliła się chwiejnie, a ja ugryzłam hushpuppy, parząc sobie podnie-bienie. Zgasiłam pożar łykiem napoju. - Ostre, co? - Owszem, ale jakie dobre! Więc słuchaj, sprawa wygląda tak. Obli-czyłam, że jeśli sama położę tapety i odmaluję dom, zaoszczędzę dziesięć tysięcy z odszkodowania. Mój sąsiad w porywie skruchy zasadzi mi nowy żywopłot. - Żartujesz! W jego oczach online pl lektor Szczęściara z ciebie. I co zrobisz z tą forsą? Wyjedziesz do Paryża i zostaniesz pisarką, jak to kiedyś zapowiadałaś? - Nie, skądże. Niestety, nic aż tak egzotycznego. Kupię sobie własny komputer. Postanowiłam, i powiedz mi, co o tym sądzisz, spróbować zebrać kilka esejów z rysunkami. - Co takiego? Dla kogo? - Dla gazety. Rubryka matki samotnie wychowującej dziecko w latach dziewięćdziesiątych, dorastanie w latach sześćdziesiątych na Południowym Wybrzeżu, jak sobie poradzić z rozporkowym problemem męża, no wiesz, napastowanie seksualne... - Święta Mario, Matko Boża. Ty mówisz poważnie! - A tak, jestem śmiertelnie poważna. Zrozum, Maggie, bez przerwy mam pustkę w kieszeni. Beth chciałaby coś sobie kupić, a ja zupełnie nie mam co na siebie włożyć, żeby oczarować płeć przeciwną. Ile mogę zarobić w charlestońskiej bibliotece? Mogę pisać w nocy; tak czy inaczej, zarobię parę groszy. Maggie siedziała cicho, a ja czekałam, aż się odezwie. Wzięła smażoną krewetkę, polała sokiem z cytryny, umoczyła w pikantnym sosie i wsunęła do ust. Żując, wpatrywała się we mnie. - No, powiedz coś - zachęciłam. - Boże Narodzenie coraz bliżej. - Czy to ma być wymówka, żeby wkroczyć na stronę internetową i poznać jakiegoś ogiera? - Miała poważny wyraz twarzy. - Co ty opowiadasz? Czaty zostawiam Beth. Dasz wiarę, że jak ją ostatnio przyłapałam, wmawiała jakiemuś facetowi, że ma dwadzieścia trzy lata, jest blondynką, instruktorką aerobiku z Malibu i przepada za meksy-kańską kuchnią? - Wielkie nieba, Susan. Ale wiesz co, o tym też mogłabyś napisać! - Więc sama rozumiesz! 194
- Susan? Podpiszesz się prawdziwym nazwiskiem? - W jego oczach online pl lektor Nie wiem, chyba nie. Bo jeśli nikt nie będzie wiedział, kim jestem, to łatwiej mi przyjdzie mówić, co naprawdę myślę, nie uważasz? - Nie wymieniałabym też żadnych nazwisk. Podadzą cię do sądu za oszczerstwo. - Tak, wzięłam to pod uwagę, chyba żeby chodziło o polityka. - Mogłabym ci przypomnieć mnóstwo historii z naszego dzieciństwa. - Pomysł się jej spodobał. Czułam to. - Mam ich cały kufer. Moje pamiętniki, pamiętasz? - Racja. No cóż, kiedy zabraknie ci materiału, daj mi znać. - Maggie, zanim zabraknie mi materiału, ludzie zaczną jeździć na wakacje na Księżyc. Wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem. Łzy popłynęły nam po policzkach, gdy wspominałyśmy wariackie wyczyny z dawnych lat. - Pamiętasz tego chłopaka, Stuarta? - O Boże! Ale z niego był dziwoląg! I tak się wszystko zaczęło. Przez następne dwa tygodnie pisałam jak szalona. Opisałam łowienie krabów, dołączając rysunek z dziećmi na plaży. Opisałam rywalizację między rodzeństwem, ilustrując to portretem dzieci duszących się nawzajem. Najbardziej podobał mi się kawałek dotyczący Livvie, z obrazkiem, na którym czarna kobieta trzyma na kolanach białą dziewczynkę. Miałam to i owo do powiedzenia o samotnym rodzicielstwie, całkiem sporo, szczerze mówiąc, w związku z czym klawiatura komputera Beth aż dymiła. Pisałam o rewolucji seksualnej i o tym, jak ominęła Char-leston. Wszystkie teksty miały ironiczny wydźwięk, a część z nich była cholernie zabawna, choć może nie powinnam się chwalić. Rysunki zaś nadawały ton całości. Były przeurocze. Beth myślała, że oszalałam. Pozwalała mi korzystać ze swojego kom-putera, ponieważ nie W jego oczach online pl lektor mogłam się zdecydować, jaki model sobie kupić, i zrezygnowała ze swej prywatności. Zaczęła się uczyć w jadalni, twierdząc, że moje wybuchy śmiechu, nie mówiąc już o paleniu i krążeniu po pokoju, nie pozwalają jej się skupić. Zrozumiałe. Zebrawszy dwadzieścia pięć szkiców, byłam już gotowa podjąć próbę ich sprzedaży. Najpierw jednak ktoś musiał je przeczytać. Wyłapać lapsusy, 195
dostroić język, ocenić rytm, wiarygodność i dowcip. Zadzwoniłam do Ma-ggie. - Co słychać? - Zapaliłam papierosa. - Kochasz mnie? - Oczywiście. A mam jakiś wybór? Gdzie ty się, u licha, podziewałaś? - Na dziesięć dni wcieliłam się w Annę Quindlen. Starłam sobie palce do kości, przelewając myśli na papier. Na kciukach mam odciski od spacji. Potrzebna mi twoja pomoc. - Co mam zrobić? - Czy potrafiłabyś udawać, że mnie nie znasz, i przeczytać to, co na-pisałam, a potem powiedzieć mi prawdę? Potrzebuję redakcji i korekty. - Chyba nie pytasz serio, czy lubię krytykować? Ładuj się do auta i przyjeżdżaj. Umierałam z ciekawości, co ty tam knujesz! Zrobię kolację. Jak zwykle, moja siostra udzieliła mi pomocy. Znalazła mnóstwo błę-dów, których nie ujawniła funkcja sprawdzania pisowni w edytorze tekstów i zasugerowała kilka niezłych skrótów. Wygładzanie szkiców zajęło mi kolejny tydzień, a przez następne trzy dni zbierałam się na odwagę, żeby zadzwonić do gazety. Powtarzałam sobie, że jeśli nie zechcą drukować moich tekstów, spróbuję gdzie indziej. Nie ma sprawy. Szczerze W jego oczach online pl lektor mówiąc, spodziewałam się odmowy. Wreszcie, w piątek, odszukałam numer i zadzwoniłam. Skomputeryzo-wany głos po drugiej stronie linii tak mnie speszył, że nie bardzo wiedzia-łam, z kim chcę rozmawiać, lecz po chwili usłyszałam ludzką istotę. - Halo? Czy mogę w czymś pomóc? - Ów kobiecy głos brzmiał doj-rzale i fachowo. - Ehm, taką mam nadzieję. Nazywam się Susan Hayes i kieruję pro-gramem rozwoju czytelnictwa w bibliotece okręgowej. - Rozumiem. Z kim mogłabym panią połączyć, pani Hayes? - No cóż, nie jestem pewna. Napisałam kilka esejów o życiu w naszych trudnych, zagonionych czasach i chciałam porozmawiać na temat ewentu-alnej sprzedaży tych tekstów gazecie. - Ach, więc jest pani również dziennikarką? - No cóż, początkującą, to znaczy bardzo dużo piszę... P rzerwała mi w pół zdania. - Proszę je zostawić w redakcji w któryś dzień roboczy między dzie-wiątą a piątą, a my rzucimy na nie okiem. Niech pani nie zapomni dołączyć 196
do portfolio swojego CV i numeru telefonu. Zawiadomimy panią. - W porządku, świetnie. Dziękuję. Nie przywykłam do tego, aby mnie zbywano, i poczułam się okropnie. Uświadomiłam sobie jednak, że rozmawiałam z sekretarką, która odbiera zapewne tygodniowo pięćdziesiąt telefonów od osób przekonanych, że są następnym Dave'em Barrym albo Molly Ivens. Nie mogę jej mieć tego za złe, pomyślałam, i nagle dotarło do mnie: Portfolio? Nie posiadam tako-wego! CV? Nieaktualne od lat! Przez cały piątkowy wieczór układałam nowe CV, zwycięsko odpierając pokusę wplecenia paru dowcipów. Może powinnam wysłać kopię Rogerowi Doddsowi, pomyślałam. On również nie zadzwonił. Dla niego równie dobrze mogłam zginąć podczas huraganu. Nazajutrz rano kupiłam u Huguleya przy Wentworth Street czarną skó-rzaną teczkę, żeby włożyć do niej moje teksty. Żywiłam gorącą nadzieję, że to odpowiednia teczka i że nie wygląda pretensjonalnie. Postanowiłam ją nieco postarzyć, by dodać sobie doświadczenia i kilka razy cisnęłam nią o asfalt, a potem podeptałam. Następnie przetarłam ją wilgotną szmatką i wyczyściłam emulsją Pledge. Ostateczny rezultat wydał mi się dość prze-konujący. W poniedziałek, po drodze do pracy, zostawiłam cały ten kram w re-dakcji „Post & Courier”, wstrzymałam oddech i zaczęłam odmawiać no-wennę do Matki Boskiej. „O najłaskawsza Dziewico W jego oczach online pl lektor Maryjo, nikt, kto uciekał się pod Twą obronę, błagał Cię o pomoc lub szukał Twego wsta-wiennictwa, nie doznał zawodu...”. Miałam to we krwi. Czułam, że aż do śmierci pozostanę zaprzysięgłą, rybożerną, różańcową katoliczką, która pali świeczki, zdobi ołtarze, wdycha kadzidła, pada na kolana i wielbi świętych. Doszłam do wniosku, że z całego rzymskokatolickiego panteonu najlepiej zwrócić się do Matki Boskiej. Była w końcu kobietą. Może powinnam na wszelki wypadek zacząć codziennie uczęszczać na mszę? Może w niebie mój limit łask już się wyczerpał? We wtorek i w środę nikt nie zadzwonił. Ani Roger, ani Tom, ani gazeta. Do środowego popołudnia snułam tysiące rozmaitych fantazji. Tłumy ludzi zaśmiewały się z moich żartów i z zapartym tchem nasłuchiwały, co po-wiem. 197
Przygotowywałam mielone kotlety na kolację i miałam ręce ubabrane mięsem i ketchupem, kiedy odezwał się telefon. Głośny dzwonek wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia. - Beth! Możesz odebrać? Jeśli to Oprah, powiedz jej, że nie żądam honorarium za występ, ale podróżuję tylko pierwszą klasą! - Bawiłam się wyśmienicie, wyobrażając sobie sławę, bogactwo i W jego oczach online pl lektor własny chłodny dystans do jednego i drugiego. - To do ciebie, mamo! - krzyknęła z góry Beth. - Jakiś facet, pewnie chce ci coś sprzedać! Wielkie nieba, pomyślałam, akurat wtedy, kiedy jestem upapraną po łokcie. Wytarłam ręce i podniosłam słuchawkę. - Pani Hayes? - Tak? - Mówi Max Hall. Wydawca „Post & Courier”. - Zawiesił głos. - Ach, tak! To miło, że pan dzwoni. - Moje serce zaczęło bić tak mocno, że niemal rozsadzało klatkę piersiową. - Przeczytałem pani eseje. - Znowu umilkł i to na długą chwilę. Uznał, że są do niczego? Spodobały mu się? No, powiedz wreszcie i przestań mnie dręczyć. - No i? - Cóż, tak się składa, że odchodzi od nas pewien felietonista z czwartkowej rubryki i mógłbym wstawić w to miejsce niektóre z pani tek-stów. Chciałbym to z panią omówić. - Wspaniale! Kiedy? - Czy odpowiada pani piątek, około czwartej? Gdyby zechciał, przyjechałabym nawet o trzeciej rano. Następnego popołudnia wmaszerowałam do Berlin's zblazowanym kro-kiem stałej klientki. Kupiłam czarne spodnie Calvina Kleina, żakiet i czarny jedwabny podkoszulek, płacąc pełną cenę detaliczną. Następnie, cała na-buzowana, udałam się do Bob Ellis Shoes i nabyłam czarne szpilki od Prady oraz podróbkę czarnej torebki Chanel. Dzięki ci, Jezu, i wszystkim dobrym ludziom z towarzystwa ubezpieczeniowego! W piątek odebrałam spodnie od krawcowej, która dokonała pewnych poprawek, i popędziłam do domu sprawdzić swój nowy wizerunek. Stanęłam przed lustrem na drzwiach mo-jego pokoju - i spodobałam się sobie. Byłam wysoka, szczupła, opanowana. 198
A nawet pełna godności. Weszłam do pokoju Beth, by zaliczyć końcowy sprawdzian. - A gdybym spięła włosy z tyłu, to jak bym wyglądała? Jak pisarka czy jak włoska wdowa? - Ekstra, kochanie. Odjazdowo! - Dzięki, jeśli to komplement. Zadręczałam się przez całą drogę do biura Maxa Halla. A jeśli mu się nie spodobam? To nie romans, to interes. A jeśli mnie wyśmieje i uzna za idiotkę? A jeśli kupi i wydrukuje moje teksty, a wszyscy się o tym dowiedzą i zaczną mnie wyśmiewać? - Pani Hayes? Otworzyły się drzwi i obok mnie przemknął jakiś pryszczaty młodzieniec bez marynarki. Niby młodzieniec, lecz mimo to sprawiał wrażenie dzien-nikarza. Czułam się staro, ale twarz Maxa Halla okazała się znacznie starsza od mojej. Nabrałam tchu i skoczyłam na głęboką wodę. - Cześć! - Uścisnęłam jego dłoń. Mocny uścisk. Dobra wróżba. - Pan Hall? - Mów mi Max. - Zamknął drzwi. - Wszyscy tak do mnie mówią. Jego biuro było dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Za antycznym, obitym skórą biurkiem migał monitor komputera, podając najnowsze in-formacje u dołu ekranu. Na olbrzymim blacie stały liczne pojemniki na ołówki, rozdzielające schludnie ułożone papiery. Rozsiadł się w W jego oczach online pl lektor skórzanym obrotowym krześle i wskazał mi miejsce po drugiej stronie biurka. - W takim razie ja mam na imię Susan. - Świetnie. Napijesz się kawy? - Chętnie. Może być czarna. Zamówił przez interkom dwie filiżanki kawy. Potem odchylił się na oparcie krzesła i popatrzył na mnie. - A zatem chcesz pisać do „Post & Courier”, tak? Jakie masz do-świadczenia zawodowe? - Jack... - zaczęłam. - Co proszę? Pracowałaś dla jakiegoś Jacka? Czy ja go znam? Odchrząknęłam, a moja twarz oblała się rumieńcem. Powinnam była obej-rzeć jakąś kasetę z nagraniem rozmów w sprawie pracy. - Ehm, nie, Max, to znaczy, mam mnóstwo doświadczeń zawodowych, 199
lecz nie w sferze dziennikarskiej. Dużo piszę w pracy, w bibliotece okrę-gowej. Podania o stypendia, broszury, ulotki, takie rzeczy. - Aha, rozumiem. - Pochylił się nad biurkiem, a gdy sekretarka za-mknęła za sobą drzwi, dodał szeptem: - Chcesz powiedzieć, że guzik wiesz o dziennikarstwie. Mam rację? Sukinsyn nie miał za grosz poczucia humoru. - No cóż, tak i nie. Ciągle słyszę, że mam dziennikarskie pióro i za-bawnie piszę. Nie jestem pewna, jak to naprawdę wygląda. - Już ja to osądzę. - O Jezu! - Oblałam się kawą. - Nie denerwuj się. Proszę - podał mi paczkę chusteczek. - Dziękuję. Max, czy mogę być z tobą szczera? - Ależ proszę bardzo. Czytanie w myślach wychodzi mi prawie tak dobrze jak tobie rozmowy w sprawie pracy. - Z uśmiechem odchylił się na oparcie krzesła. Wyglądało to zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam. - Posłuchaj. Jeśli spodobało ci się dwadzieścia pięć opowieści, które przedstawiłam, mogę ci dać więcej. Prowadzę pamiętnik od najwcześniej-szego dzieciństwa. Chodzi o to, że potrzebuję tej pracy. Samotnie wycho-wuję córkę, mój były mąż ma węża w kieszeni, a ja muszę coś udowodnić. - Teraz słucham z uwagą. Co takiego musisz udowodnić? - Muszę udowodnić córce, że ludzki duch potrafi pokonać każdą przeszkodę. To są historie dla kobiet w moim wieku, matek wyżu demo-graficznego. Przypominają im, że dzisiaj wychowywanie dzieci to betka w W jego oczach online pl lektor porównaniu z czasami segregacji, Wietnamu i tego wszystkiego, co działo się trzydzieści lat wcześniej i zmieniło świat. - Uważasz, że twoje pokolenie zmieniło świat? - Ależ oczywiście. Ta planeta nigdy nie była równie bezpieczna jak dziś. Powietrze i woda są o wiele czystsze, a zagrożenie wojną nuklearną zmalało właściwie do zera. - No dalej, kochanie, pomyślałam. Zastanowiłam się, czy stary dziwak ma w szafie jakieś mydło. - A zatem możemy uznać, że inaczej oceniasz różne sprawy? - Chyba tak. - Dlaczego nie potrafiłam nad sobą zapanować? W ten sposób nie oczaruję niko
Mój tata urodził się po nadejściu Jankesów
Chleb kukurydziany, mleko, groch... zawsze coś stało na stole. , gdzieś tak w 1875 roku. O, jak on lubił opowiadać różne historie o Jankesach! Bał się niebieskich jak ognia, że przyjdą i nas zabiją albo porwą. Może chciał nas postraszyć, że-byśmy się nie oddalali od domu, co się nam często zdarzało. Jego mama i tata dalej mieszkali na plantacji, kiedy się urodził, choć już byli wolni. Jego tata był przedtem niewolnikiem, a jak pan Lincoln dał W jego oczach online pl lektor wszystkim wolność, to on powiada: gdzie ja mam iść? Więc zostali, uprawiali swój zagon i pracowali u pana Archibalda Barnesa. Nasza rodzina mieszkała w chacie na plantacji, tam, gdzie się urodził mój tata. Przez całe życie tata był dzierżawcą u dzieci tego samego pana, do którego należał mój dziadek. Barnesowie mieli dużą plantację nad Wando River. Zwała się Dąbrowa. Mój brat Leroy i ja żeśmy nie chodzili do szkoły, bo żadnej nie było w okolicy, więc kazali nam iść w pole i zbierać bawełnę. Byłam bystrą dziewuszką i prawdę mó-wiąc, umiem trochę czytać i liczyć, ale cóż, musiałam iść w pole, kiedy miałam ledwie dziewięć lat. Szybko się wtedy dorasta. Dzięki ciężkiej pracy człowiek staje się silny. Co dnia ciężko pracuję; z tego czerpię siłę. I jeszcze z tego, że wiem, kim jestem. Wam się wydaje, że macie tak źle, a nie roz-poznalibyście zmartwienia, nawet gdyby podeszło i podało wam rękę! Livvie westchnęła, czekając na mój komentarz. - Wiem, że zawsze
znajdzie się ktoś, kto ma gorzej - powiedziałam. - No właśnie. - Wiem o tym, zgoda, ale zrozum, Livvie, czasami mam ochotę uciec od całego tego wariactwa. Jasne, że nigdy nie ucieknę, bo niby dokąd? Ale zaczynam mieć dość, wiesz? - Ano wiem, dziecko, wiem lepiej, niż ci się zdaje. Tylko że tu jest twoje miejsce. Pochodzisz z Hamiltonów, którzy tu znaleźli swój dom. I wiem jeszcze coś, czegoś ty nie zdążyła się dowiedzieć. - Pewnie nigdy nie będę wiedziała W jego oczach online pl lektor tyle co ty. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową. - M-hm, dziecko, moje stare oczy widziały niejedno, ale coś ci po-wiem. Kiedy ludzie wokół ciebie robią zwariowane rzeczy, to znaczy, że diabeł próbuje odwieść cię od celu. 181
Wytrzeszczyłam na nią oczy. - Tak jest. Stary Belzebub we własnej osobie. Tak działa diabeł. To nie żaden gamoń z ogonem, ubrany na czerwono. Nie, on ma wpływ na twój umysł. Kiedy twoje myśli krążą wokół zmartwienia, nie potrafisz robić tego, co do ciebie należy. A wtedy on wygrywa, rozumiesz? Nie może wygrać, dopóki mu na to nie pozwolisz, bo sam nie ma żadnej mocy. - Więc w gruncie rzeczy chodzi ci o to, że zamartwianie się tatą i ciotką Carol albo babcią Sophie odwraca moją uwagę od czegoś innego, lepszego? - Właśnie! Zuch dziewczyna! - No tak, Livvie, ale ja chyba nigdy nie zapomnę tego, co widziałam. - Wiem, dziecko. Posłuchaj, jak tylko ten obraz pojawi się znowu w twojej głowie, poproś Pana, żeby pomógł go przepędzić. On pomoże. - Livvie? - Mhm? - Twój dziadek był niewolnikiem? - I owszem. Przywieźli go tu za młodu z Afryki i mało nie umarł po drodze. Starsi nie lubili rozmawiać o niewoli. To były straszne czasy. - Musiały być okropne. - I jeszcze się nie skończyły, Susan. Ciągle mamy swoje kłopoty, ale ja stoję z boku i nie dam sobie mącić w głowie tą czczą gadaniną o integracji i takich tam rzeczach. Wcale nie chcę jadać w restauracji u Woolwortha w mieście. Wolę zjeść posiłek we własnym domu! - No a mnie nie stać, żeby tam pójść. Zresztą to pewnie i tak W jego oczach online pl lektor nic nadzwyczajnego. - Tak, ale ty możesz tam wejść. Ja nie. Możesz skorzystać z łazienki. Ja nie. To się nigdy nie zmieni, chyba że nastąpi jakiś cud. Zaczekaj, aż ci wszyscy białoskórzy zacofańcy powymierają i zobaczą niebo pełne kolo-rowych. To dopiero będzie heca! - Nie wiem, Livvie, przecież jeszcze nie mam nawet skończonych czternastu lat. Nie znam się na tych sprawach. Byłam zakłopotana. Wiedziałam, że ma rację, ale nic nie mogłam zrobić. Nagle bardzo się ucieszyłam, że tata zbudował nową łazienkę. Gdyby ktoś kazał Livvie skorzystać z wygódki, natychmiast by odeszła. 182
Maggie mówiła, że gdy kolorowi po śmierci idą do nieba, ich skóra staje się biała. Wierzyłam w to we wczesnym dzieciństwie, teraz jednak zrozu-miałam, że wpierano mi kolejne kłamstwo, wymyślone przez białych. Długo trwałam w przekonaniu, że życie na plantacji przesycone było muzyką. Długie dni, ciężka praca - wszystko miało w mojej wyobraźni podkład muzyczny. Rozśpiewani niewolnicy, tańczące damy, ludzie jadący pięknymi powozami na wieczorne przyjęcia, podwórza rzęsiście oświetlone latarniami i tak dalej. Jakaż ja byłam głupia i naiwna! To cierpienie zrodziło tę muzykę, cierpienie spowodowane przez moją rasę. - No cóż, pójdę do Maggie i pomogę jej na ganku, dobrze? - Chodź no tutaj na chwilę, Susan. Odwróciłam się do niej. - Posłuchaj Livvie. W jego oczach online pl lektor Mówię ci, co mi leży na sercu, ale nie po to, żeby ci było przykro. Chcę, żebyś zaczęła myśleć. Bóg wyznaczył ci cel, tak samo jak każdemu z nas. Dał ci głowę nie od parady. Kiedy dorośniesz, przyjdzie ci żyć w świecie, który sama stworzysz. Użyj głowy, żeby stał się lepszy. - Tak zrobię, Livvie. Obiecuję. W niedzielę rano już chyba cała wyspa wiedziała, że moja mama urodziła bliźnięta. Co godzina ktoś przychodził z prezentem dla moich małych sio-strzyczek. Przeważnie ludzie przynosili dwie pary dziecięcych włóczko-wych bucików - mieliśmy już piętnaście takich zestawów - i wszyscy jak jeden mąż wypytywali o imiona bliźniaczek. Nie miały jeszcze imion, lecz dla podtrzymania naszej reputacji bezczelnych łgarzy postanowiliśmy z Timmym nie wyjaśniać tego. - Ja otworzę! - krzyknęłam, słysząc znowu pukanie. Na progu stała pani Wilson, ruda nauczycielka ze szkoły podstawowej. Była rozwódką, ale ponieważ rozmowa z nią nie należała do grzechów głównych, nie miałam oporów. - Dzień dobry! - powitałam ją. - O! Susan, tak się cieszę, że zastałam was w domu! Obawiałam się, że możecie być w kościele. - Nie, psze pani. Poszliśmy dzisiaj na ósmą rano. Timmy i Henry służyli do mszy, więc wybraliśmy się wszyscy razem. 183
- To miło, kochanie. Przyniosłam coś dla twoich siostrzyczek. - Dziękuję. Buciki? - Tak, zrobiłam je sama! Jak się miewa twoja mamusia? Szesnaście par razy dwa, a rachunek wciąż otwarty. Pora była jeszcze wczesna. - Dobrze. We wtorek wraca do domu. A dzisiaj się z nią zobaczymy. - No to pozdrów ją serdecznie ode mnie. Czy już nadała dziewczyn-kom imiona? - Tak, psze pani. Posie Sue i Rosie Sue. Mama lubi kwiaty, wie pani, a „Sue” dodała na moją cześć. Miło z jej strony, prawda? Jej twarz zmierzchła. - No cóż, zawsze powtarzam, że ludzie mają prawo nazywać swoje dzieci, jak im się podoba - powiedziała. - Też tak uważam, psze pani. Zanim wyruszyliśmy do Charlestonu, moje siostry zyskały najcudacz-niejsze z możliwych imion. Itchy i Scratchy, powiedział W jego oczach online pl lektor Timmy pani Fisher, bo tata mówi, że mają bąble i wysypkę na całym ciele. Sneezy i Wheezy, powiedziałam pani Mosner, bo bez przerwy cieknie im z nosków, ale proszę się nie martwić, nie wpisano tego do metryki, dodałam. Do naszych ulu-bionych należały imiona: Daphne i Delilah, Tara i Scarlett oraz Lucy i Ethel. W samochodzie tak się zaśmiewaliśmy, że tata zaczął na nas krzyczeć. - Zamknijcie się wreszcie, do diabła! Usiłuję prowadzić! Zapadła cisza i przez resztę drogi oglądaliśmy spustoszenia poczynione przez burzę. Wszędzie leżały powalone drzewa; drogi pokrywała warstwa piasku. Woda koło grobli wciąż była wysoka. Nie do wiary, ile szkód po-wstało w ciągu zaledwie kilku godzin. Niestety, w Mount Pleasant przy-wrócono już prąd, co oznaczało, że szkoła będzie otwarta w poniedziałek. Na parkingu przed szpitalem tata wygłosił pogadankę na temat naszych manier. Daliśmy słowo, że nie będziemy wyć jak stado wilków. Nie roz-mawiałam z nim i zastanawiałam się, jak mam unikać rozmów przez resztę życia. Wjechaliśmy windą na oddział położniczy i zaczekaliśmy pod drzwiami separatki, dopóki tata nie pozwolił nam wejść. 184
- Mamo? - odezwałam się. - Hej! Jak się czujesz? - Jestem trochę zmęczona, ale poza tym doskonale! - odparła. - Chodźcie tu, dajcie mamie buzi i poznajcie swoje najmłodsze siostry. Zarzuciliśmy ją kartkami i laurkami, przepychając się, żeby zobaczyć bliźniaczki. Leżały z nią w łóżku i rozpłakałam się na ich widok. Maggie też. Były takie śliczne. Wzruszona mama zaczęła płakać razem z nami. Tata chwycił pudełko chusteczek i wręczył nam po jednej. To nas rozśmieszyło. Potem natrząsał się z nas, udając, że płacze, ale robił to tak głośno, że prze-straszył maleństwa, które rozkrzyczały się na całego. Od tego wrzasku coraz mocniej czerwieniały im buzie. Maggie wzięła W jego oczach online pl lektor na ręce blondyneczkę, a ja brunetkę. Nieprawdopodobne, ale się uspokoiły. - Wiecie, dziewczynki, będziecie musiały mi pomóc, kiedy wrócę do domu - powiedziała mama. - O to się nie martw, mamusiu. Kocham dzieci - zapewniłam, myśląc o moim planie. - Są podobne do Susan i do mnie - zauważyła Maggie. - Aha, ta w ogóle nie ma brwi - wtrącił Henry. - Urosną jej później, ptasi móżdżku - zgasiła go Maggie. - Rety, ale ma chwyt! - powiedział Timmy. Niemowlę, które trzyma-łam, zacisnęło maleńką rączkę na jego palcu. - Zostanie zapaśniczką! - Mam nadzieję, że nie! - zaprotestowała mama. - No dobrze, dzieciaki, idźcie teraz do poczekalni, a ja zaraz przyjdę - polecił tata. Zachowywał się tak sympatycznie, iż na razie mu wybaczyłam i pomyślałam, że może sytuacja się poprawi. Stanęliśmy w szeregu jak karni mali żołnierze, pocałowaliśmy mamę w policzek, a każdą z bliźniaczek w główkę i wyszliśmy jedno za drugim. Ta chwila miała w sobie coś ma-gicznego. Może bliźniaczki przyniosą nam szczęście. Może tata znowu pokocha mamę. Mama wyglądała całkiem nieźle, pomyślałam, zważywszy, co przeszła. Przypominając sobie imiona dzieci, zachichotałam cicho. Wielką radość z narodzin moich sióstr i zamiary rozgłoszenia nowiny po całej szkole odsunęła w cień straszna wiadomość, którą usłyszeliśmy w poniedziałek rano. Kiedy zjawiliśmy się w szkole, nauczycielki kazały 185
nam iść prosto do kaplicy na specjalną mszę. Dowiedzieliśmy się, że ktoś podłożył bombę w kościele w Birmingham, w Alabamie, zabijając cztery małe dziewczynki. Wiele osób zostało ciężko rannych. Był to murzyński kościół. Informacja kompletnie nas ogłuszyła. Zakonnice płakały, a nastrój rozpaczy unosił się nad ławkami jak trujący gaz z mrocznej otchłani. Przez tę wstrząsającą wieść coś się w nas nieodwracalnie zmieniło. Do tego czasu nie miałam zielonego W jego oczach online pl lektor pojęcia, że Ruch Praw Człowieka wiąże się z takim niebezpieczeństwem. Zawsze wydawał się czymś bardzo odległym, jak Wietnam. I nie potrafiłam pojąć, jak można zabijać dzieci tylko dlatego, że są kolorowe. Jeżeli dorośli chcą z sobą walczyć, niech walczą, ale kim trzeba być, żeby podkładać bomby w kościele? Jakaż głę-boka nienawiść musiała pchnąć człowieka do popełnienia tej niewybaczal-nej zbrodni! Kto zabija ludzi podczas modlitwy? Mimo wysiłków nie mo-głam skupić się na lekcjach. Wciąż miałam przed oczyma zrozpaczone twarze ze zdjęcia w gazecie, którą ktoś puścił w obieg. Obraz dzieci leżących w trumnach prześladował mnie przez cały dzień. Z niewyjaśnionych przy-czyn nie chciałam spotkać się z Livvie po powrocie do domu. Wiedziałam, że będzie rozgniewana. Pogrążyła się w takim smutku, jakby to były jej własne dzieci. Ocierała oczy wierzchem dłoni, nucąc jakąś kościelną pieśń. Gdy weszliśmy z Timmym i Henrym kuchennymi drzwiami, zastaliśmy ją przy prasowaniu. Chłopcy porwali po ciastku z talerza, który postawiła dla nas na stole, i pobiegli na górę. - Czekoladowe! Dzięki, Livvie! - zawołał Timmy. - Moje ulubione! - pisnął Henry. Położyłam książki na stole i sięgnęłam po szklankę, by nalać sobie mleka. - Napijesz się mleka? - spytałam. - Nie, dziecko, dzisiaj nie chcę nic. Dzisiaj nic. - Obrzuciła mnie dłu-gim spojrzeniem i wróciła do prasowania. Nuciła pod nosem, lecz jej oczy były niewypowiedzianie smutne. - Mieliśmy w szkole specjalną mszę za te dziewczynki z Alabamy - powiedziałam cicho. - W tym nie ma za grosz sensu - oznajmiła. - Żeby tak zabijać. Bomba 186
w domu Pana. Trzeba powstrzymać Lucyfera! W jego oczach online pl lektor Ktoś go musi powstrzymać. - Masz rację - przytaknęłam. - Co możemy zrobić? - Prosić Pana Boga o pomoc - odparła. - Trzeba całej potęgi Jego aniołów, żeby czemuś takiemu zaradzić. Lękam się, do czego to dojdzie. Nienawiść to straszna rzecz. Jak rak. Pożera cię od środka. - Masz rację - powtórzyłam, czując po raz pierwszy w moim niemą-drym życiu, że brak mi słów. - Moja kuzynka Harriet przyszła rano z gazetą. Jakem zobaczyła twa-rze tych mam i tatusiów, co potracili dzieci, to mi się zebrało na płacz. I tyle. - Mnie też. Popatrzyła na mnie i dostrzegła, że ja także mam zaczerwienione oczy, ale nie do końca wierzyła w moją szczerość. Czy nie rozumiała, że przeraziło mnie to, co się stało w Alabamie? Przecież coś takiego mogło zdarzyć się i u nas, skoro tam się zdarzyło. Tutaj również jakieś dzieci mogły wylecieć w powietrze. - To nasze zmartwienie, Susan, nie twoje. Staniemy do walki, bo po to człowiek ma grzbiet, żeby dźwigać brzemię. - Z trzaskiem postawiła żelazko na desce. - Dźwigamy brzemię, odkąd żeśmy tu przyjechali, zakuci w łań-cuchy. Mało co się zmieniło. Za nic nie mogłam pozwolić, żeby miała ostatnie słowo. - Mylisz się, Livvie. Wiesz, zwykle nie spieram się z dorosłymi i nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę spierać się z tobą, i jest mi bardzo przykro, ale się mylisz. - O, czyżby? Jedno jest pewne. Wzięli się do mordowania dzieci! - Wiem, ale ja tego nie zrobiłam! Posłuchaj, Bóg stworzył nas wszystkich, prawda? - Ano tak. - A jedyna różnica między tobą a mną to kolor skóry, zgadza się? - Ano, tak mi się zdaje. - A dzieci to dzieci, zgadza się? - Jak najbardziej. - Cierpliwie obserwowała moje zmagania i podawała mi linę, ilekroć zawisłam nad przepaścią. - No więc, gdyby jakiś kolorowy wysadził w powietrze kościół białych 187
i zabił białe dzieci, to by jeszcze nie oznaczało, że wszyscy kolorowi są źli, prawda? - Prawda. - To by oznaczało, że znalazł się jeden sukinsyn albo kilku takich, ale nie że wszyscy kolorowi mają świra, prawda? - Prawda, ale nie powtarzaj tego brzydkiego słowa. To nie uchodzi. - No dobrze, więc w Alabamie jest grupa, może nawet spora grupa złych ludzi, którzy nie chcą integracji, ale nie wszyscy się z nimi zgadzają. - Jużem ci mówiła, że mnie integracja nie obchodzi. W jego oczach online pl lektor Chcę tylko spo-koju. Chcę żyć spokojnie i służyć Panu. - Ja też, Livvie. Ale naprawdę, mnóstwo ludzi jest za integracją. To, co mówiła dzisiaj siostra Amelia, moja nauczycielka, miało dla mnie głęboki sens. Uważam, że kolorowe dzieci powinny mieć takie same szanse jak białe. To by było uczciwe. Rozumiesz, gdyby uczyły się z tych samych książek i zdawały te same egzaminy, mogłyby w przyszłości więcej osią-gnąć. Nie mówię o tobie ani o sobie, bądź co bądź, wszystkie twoje dzieci poszły przecież na studia, zgadza się? - I owszem. Nie było mi łatwo. Pucowałam klozety, żeby kupić pod-ręczniki. Wyobraź to sobie. - Tak, masz rację. Ale ja mówię o dzieciach, które pewnie się jeszcze nie urodziły. I o rodzinach, których nie obchodzi wykształcenie. - Nawet gdyby jutro wpuścili kolorowe dzieci do białych szkół w ca-łym Charlestonie, to nie ożywi tych czterech dziewczynek, Susan - powie-działa. - Cztery dziewczynki zginęły, bo biali zawsze będą nienawidzić czarnych. Tak już jest. Chcą nas przygnieść do ziemi. - To prawda, te dziewczynki zginęły. Zawsze gdzieś się znajdą ciem-niaki albo źli ludzie. Nic na to nie poradzimy. Ale możemy wpłynąć na system kształcenia, Livvie; to już postęp. Równość wykształcenia mogłaby być wielkim krokiem naprzód. - Może, ale to żadna odpowiedź. - Livvie przytknęła palec do piersi. - Odpowiedź musi płynąć stąd. Z serca. Łyknęłam mleka i pokiwałam głową. Miała rację, że to serce dyktuje roz-wiązanie. Wiedziałam, że można przegłosować wszelkie możliwe ustawy, ale jeśli ktoś nie zechce ich przestrzegać, to nie będzie. Livvie odwróciła się od deski do prasowania, żeby odwiesić koszulę. 188
- Mama wraca jutro - powiedziałam. To ją skłoniło do uśmiechu. Żadna z nas naprawdę nie chciała wszczynać kłótni. - Wiem. Aż do południa szykowałam pokój. Już bym chciała przy-garnąć te dzieciaczku Jakem powiedziała Harriet, że mam tu dwa nowe maluchy, to myślałam, że pęknie! O nieba! Szkoda, żeś jej nie widziała! Tak jest, myślałam, że pęknie. Zaczęłyśmy rozmawiać o bliźniaczkach i o tym, jak mogłabym jej po-móc, a potem, zakończywszy chwilowo dyskusję o integracji, wybrałam się na rowerową wycieczkę z Timmym i Henrym. Woda na podwórzu nieco W jego oczach online pl lektor opadła, a wyspa zaczynała nieco osychać po huraganie Denise. Objechaliśmy całą wyspę, oglądając zniszczenia. Wy-glądało na to, że ucierpiały wszystkie domy, zwłaszcza te najbliżej morza. U nas spadło tylko kilka dachówek i żaluzji, a na podwórzu walały się gałęzie i nawiało warstwę piachu. Stary Island Gamble odfajkował kolejny kata-klizm. Wróciliśmy późnym popołudniem, żeby odrobić lekcje i zjeść kolację. Już na schodach poczułam woń zupy i słodkiego kukurydzianego chleba. Livvie wkładała płaszcz, spiesząc się na autobus o piątej. „Do zobaczenia rano!” - zawołała. Wychodziła wcześnie i miała przyjść rano. Zanim wyszła, uśmiechnęła się smutno i poklepała mnie po ramieniu. Coś się zmieniło. Pojawiła się cienka linia, kolorowa linia. Ściskało mi się serce.
10. Pisanie 1999 Minął tydzień, odkąd huragan Maybelline spustoszył południowe wy-brzeże. Szkody sięgały milionów dolarów i wszędzie słyszało się najroz-maitsze historie. Wyprawiłam się po farbę do pokoju gościnnego. Wie-działam, że wszystko pokrywa polisa ubezpieczeniowa, ale pomyślałam sobie, że sama wycenie szkody, zrobię to i owo, i zaoszczędzę parę groszy. Jak każdy. Dołączyłam do tłumu nieprofesjonalnych dekoratorów wnętrz i ogrodów w Home Depot. Klienci uginali się pod ciężarem desek, żaluzji, dachówek i puszek farby. Stanęłam w najkrótszej kolejce - dwudziestoosobowej - i oglądałam za darmo spektakl komediowy. - Na moim podwórku wylądował pies! Z plakietką z Pawley's Island! I nic mu się nie stało. Dacie wiarę? - Wróciłam od teściowej, a tu moje zasłony wessało w okna! I wcale się nie podarły! Kto by pomyślał? - Uchlałem się i W jego oczach online pl lektor położyłem jak zwykle do łóżka z moją starą. Nic się nie działo. Przespałem całą noc! A kiedy wstałem, okazało się, że zniknęło pół dachu! Przez cały tydzień kontaktowałam się z agentami ubezpieczeniowymi, drwalami, cieślami, szklarzami, sprzedawcami wykładzin. Roger nie za-dzwonił. Wstrząsające. Ale zapewne pojawi się prędzej czy później. Nato-miast pan Tom nie odezwał się ani razu. To tyle, jeśli chodzi o jego na-miętność i troskę. Ale nie czułam rozgoryczenia. Po spalonych randkach i nieudanych małżeństwach masz do wyboru alkoholizm albo filozofię. Nie zdziwił mnie nawet brak telefonu od Toma. Porzucenie kogoś jest stop-niowym procesem, a nie decyzją podjętą pod wpływem impulsu. Czasami
znajdzie się ktoś, kto ma gorzej - powiedziałam. - No właśnie. - Wiem o tym, zgoda, ale zrozum, Livvie, czasami mam ochotę uciec od całego tego wariactwa. Jasne, że nigdy nie ucieknę, bo niby dokąd? Ale zaczynam mieć dość, wiesz? - Ano wiem, dziecko, wiem lepiej, niż ci się zdaje. Tylko że tu jest twoje miejsce. Pochodzisz z Hamiltonów, którzy tu znaleźli swój dom. I wiem jeszcze coś, czegoś ty nie zdążyła się dowiedzieć. - Pewnie nigdy nie będę wiedziała W jego oczach online pl lektor tyle co ty. Parsknęła śmiechem i pokręciła głową. - M-hm, dziecko, moje stare oczy widziały niejedno, ale coś ci po-wiem. Kiedy ludzie wokół ciebie robią zwariowane rzeczy, to znaczy, że diabeł próbuje odwieść cię od celu. 181
Wytrzeszczyłam na nią oczy. - Tak jest. Stary Belzebub we własnej osobie. Tak działa diabeł. To nie żaden gamoń z ogonem, ubrany na czerwono. Nie, on ma wpływ na twój umysł. Kiedy twoje myśli krążą wokół zmartwienia, nie potrafisz robić tego, co do ciebie należy. A wtedy on wygrywa, rozumiesz? Nie może wygrać, dopóki mu na to nie pozwolisz, bo sam nie ma żadnej mocy. - Więc w gruncie rzeczy chodzi ci o to, że zamartwianie się tatą i ciotką Carol albo babcią Sophie odwraca moją uwagę od czegoś innego, lepszego? - Właśnie! Zuch dziewczyna! - No tak, Livvie, ale ja chyba nigdy nie zapomnę tego, co widziałam. - Wiem, dziecko. Posłuchaj, jak tylko ten obraz pojawi się znowu w twojej głowie, poproś Pana, żeby pomógł go przepędzić. On pomoże. - Livvie? - Mhm? - Twój dziadek był niewolnikiem? - I owszem. Przywieźli go tu za młodu z Afryki i mało nie umarł po drodze. Starsi nie lubili rozmawiać o niewoli. To były straszne czasy. - Musiały być okropne. - I jeszcze się nie skończyły, Susan. Ciągle mamy swoje kłopoty, ale ja stoję z boku i nie dam sobie mącić w głowie tą czczą gadaniną o integracji i takich tam rzeczach. Wcale nie chcę jadać w restauracji u Woolwortha w mieście. Wolę zjeść posiłek we własnym domu! - No a mnie nie stać, żeby tam pójść. Zresztą to pewnie i tak W jego oczach online pl lektor nic nadzwyczajnego. - Tak, ale ty możesz tam wejść. Ja nie. Możesz skorzystać z łazienki. Ja nie. To się nigdy nie zmieni, chyba że nastąpi jakiś cud. Zaczekaj, aż ci wszyscy białoskórzy zacofańcy powymierają i zobaczą niebo pełne kolo-rowych. To dopiero będzie heca! - Nie wiem, Livvie, przecież jeszcze nie mam nawet skończonych czternastu lat. Nie znam się na tych sprawach. Byłam zakłopotana. Wiedziałam, że ma rację, ale nic nie mogłam zrobić. Nagle bardzo się ucieszyłam, że tata zbudował nową łazienkę. Gdyby ktoś kazał Livvie skorzystać z wygódki, natychmiast by odeszła. 182
Maggie mówiła, że gdy kolorowi po śmierci idą do nieba, ich skóra staje się biała. Wierzyłam w to we wczesnym dzieciństwie, teraz jednak zrozu-miałam, że wpierano mi kolejne kłamstwo, wymyślone przez białych. Długo trwałam w przekonaniu, że życie na plantacji przesycone było muzyką. Długie dni, ciężka praca - wszystko miało w mojej wyobraźni podkład muzyczny. Rozśpiewani niewolnicy, tańczące damy, ludzie jadący pięknymi powozami na wieczorne przyjęcia, podwórza rzęsiście oświetlone latarniami i tak dalej. Jakaż ja byłam głupia i naiwna! To cierpienie zrodziło tę muzykę, cierpienie spowodowane przez moją rasę. - No cóż, pójdę do Maggie i pomogę jej na ganku, dobrze? - Chodź no tutaj na chwilę, Susan. Odwróciłam się do niej. - Posłuchaj Livvie. W jego oczach online pl lektor Mówię ci, co mi leży na sercu, ale nie po to, żeby ci było przykro. Chcę, żebyś zaczęła myśleć. Bóg wyznaczył ci cel, tak samo jak każdemu z nas. Dał ci głowę nie od parady. Kiedy dorośniesz, przyjdzie ci żyć w świecie, który sama stworzysz. Użyj głowy, żeby stał się lepszy. - Tak zrobię, Livvie. Obiecuję. W niedzielę rano już chyba cała wyspa wiedziała, że moja mama urodziła bliźnięta. Co godzina ktoś przychodził z prezentem dla moich małych sio-strzyczek. Przeważnie ludzie przynosili dwie pary dziecięcych włóczko-wych bucików - mieliśmy już piętnaście takich zestawów - i wszyscy jak jeden mąż wypytywali o imiona bliźniaczek. Nie miały jeszcze imion, lecz dla podtrzymania naszej reputacji bezczelnych łgarzy postanowiliśmy z Timmym nie wyjaśniać tego. - Ja otworzę! - krzyknęłam, słysząc znowu pukanie. Na progu stała pani Wilson, ruda nauczycielka ze szkoły podstawowej. Była rozwódką, ale ponieważ rozmowa z nią nie należała do grzechów głównych, nie miałam oporów. - Dzień dobry! - powitałam ją. - O! Susan, tak się cieszę, że zastałam was w domu! Obawiałam się, że możecie być w kościele. - Nie, psze pani. Poszliśmy dzisiaj na ósmą rano. Timmy i Henry służyli do mszy, więc wybraliśmy się wszyscy razem. 183
- To miło, kochanie. Przyniosłam coś dla twoich siostrzyczek. - Dziękuję. Buciki? - Tak, zrobiłam je sama! Jak się miewa twoja mamusia? Szesnaście par razy dwa, a rachunek wciąż otwarty. Pora była jeszcze wczesna. - Dobrze. We wtorek wraca do domu. A dzisiaj się z nią zobaczymy. - No to pozdrów ją serdecznie ode mnie. Czy już nadała dziewczyn-kom imiona? - Tak, psze pani. Posie Sue i Rosie Sue. Mama lubi kwiaty, wie pani, a „Sue” dodała na moją cześć. Miło z jej strony, prawda? Jej twarz zmierzchła. - No cóż, zawsze powtarzam, że ludzie mają prawo nazywać swoje dzieci, jak im się podoba - powiedziała. - Też tak uważam, psze pani. Zanim wyruszyliśmy do Charlestonu, moje siostry zyskały najcudacz-niejsze z możliwych imion. Itchy i Scratchy, powiedział W jego oczach online pl lektor Timmy pani Fisher, bo tata mówi, że mają bąble i wysypkę na całym ciele. Sneezy i Wheezy, powiedziałam pani Mosner, bo bez przerwy cieknie im z nosków, ale proszę się nie martwić, nie wpisano tego do metryki, dodałam. Do naszych ulu-bionych należały imiona: Daphne i Delilah, Tara i Scarlett oraz Lucy i Ethel. W samochodzie tak się zaśmiewaliśmy, że tata zaczął na nas krzyczeć. - Zamknijcie się wreszcie, do diabła! Usiłuję prowadzić! Zapadła cisza i przez resztę drogi oglądaliśmy spustoszenia poczynione przez burzę. Wszędzie leżały powalone drzewa; drogi pokrywała warstwa piasku. Woda koło grobli wciąż była wysoka. Nie do wiary, ile szkód po-wstało w ciągu zaledwie kilku godzin. Niestety, w Mount Pleasant przy-wrócono już prąd, co oznaczało, że szkoła będzie otwarta w poniedziałek. Na parkingu przed szpitalem tata wygłosił pogadankę na temat naszych manier. Daliśmy słowo, że nie będziemy wyć jak stado wilków. Nie roz-mawiałam z nim i zastanawiałam się, jak mam unikać rozmów przez resztę życia. Wjechaliśmy windą na oddział położniczy i zaczekaliśmy pod drzwiami separatki, dopóki tata nie pozwolił nam wejść. 184
- Mamo? - odezwałam się. - Hej! Jak się czujesz? - Jestem trochę zmęczona, ale poza tym doskonale! - odparła. - Chodźcie tu, dajcie mamie buzi i poznajcie swoje najmłodsze siostry. Zarzuciliśmy ją kartkami i laurkami, przepychając się, żeby zobaczyć bliźniaczki. Leżały z nią w łóżku i rozpłakałam się na ich widok. Maggie też. Były takie śliczne. Wzruszona mama zaczęła płakać razem z nami. Tata chwycił pudełko chusteczek i wręczył nam po jednej. To nas rozśmieszyło. Potem natrząsał się z nas, udając, że płacze, ale robił to tak głośno, że prze-straszył maleństwa, które rozkrzyczały się na całego. Od tego wrzasku coraz mocniej czerwieniały im buzie. Maggie wzięła W jego oczach online pl lektor na ręce blondyneczkę, a ja brunetkę. Nieprawdopodobne, ale się uspokoiły. - Wiecie, dziewczynki, będziecie musiały mi pomóc, kiedy wrócę do domu - powiedziała mama. - O to się nie martw, mamusiu. Kocham dzieci - zapewniłam, myśląc o moim planie. - Są podobne do Susan i do mnie - zauważyła Maggie. - Aha, ta w ogóle nie ma brwi - wtrącił Henry. - Urosną jej później, ptasi móżdżku - zgasiła go Maggie. - Rety, ale ma chwyt! - powiedział Timmy. Niemowlę, które trzyma-łam, zacisnęło maleńką rączkę na jego palcu. - Zostanie zapaśniczką! - Mam nadzieję, że nie! - zaprotestowała mama. - No dobrze, dzieciaki, idźcie teraz do poczekalni, a ja zaraz przyjdę - polecił tata. Zachowywał się tak sympatycznie, iż na razie mu wybaczyłam i pomyślałam, że może sytuacja się poprawi. Stanęliśmy w szeregu jak karni mali żołnierze, pocałowaliśmy mamę w policzek, a każdą z bliźniaczek w główkę i wyszliśmy jedno za drugim. Ta chwila miała w sobie coś ma-gicznego. Może bliźniaczki przyniosą nam szczęście. Może tata znowu pokocha mamę. Mama wyglądała całkiem nieźle, pomyślałam, zważywszy, co przeszła. Przypominając sobie imiona dzieci, zachichotałam cicho. Wielką radość z narodzin moich sióstr i zamiary rozgłoszenia nowiny po całej szkole odsunęła w cień straszna wiadomość, którą usłyszeliśmy w poniedziałek rano. Kiedy zjawiliśmy się w szkole, nauczycielki kazały 185
nam iść prosto do kaplicy na specjalną mszę. Dowiedzieliśmy się, że ktoś podłożył bombę w kościele w Birmingham, w Alabamie, zabijając cztery małe dziewczynki. Wiele osób zostało ciężko rannych. Był to murzyński kościół. Informacja kompletnie nas ogłuszyła. Zakonnice płakały, a nastrój rozpaczy unosił się nad ławkami jak trujący gaz z mrocznej otchłani. Przez tę wstrząsającą wieść coś się w nas nieodwracalnie zmieniło. Do tego czasu nie miałam zielonego W jego oczach online pl lektor pojęcia, że Ruch Praw Człowieka wiąże się z takim niebezpieczeństwem. Zawsze wydawał się czymś bardzo odległym, jak Wietnam. I nie potrafiłam pojąć, jak można zabijać dzieci tylko dlatego, że są kolorowe. Jeżeli dorośli chcą z sobą walczyć, niech walczą, ale kim trzeba być, żeby podkładać bomby w kościele? Jakaż głę-boka nienawiść musiała pchnąć człowieka do popełnienia tej niewybaczal-nej zbrodni! Kto zabija ludzi podczas modlitwy? Mimo wysiłków nie mo-głam skupić się na lekcjach. Wciąż miałam przed oczyma zrozpaczone twarze ze zdjęcia w gazecie, którą ktoś puścił w obieg. Obraz dzieci leżących w trumnach prześladował mnie przez cały dzień. Z niewyjaśnionych przy-czyn nie chciałam spotkać się z Livvie po powrocie do domu. Wiedziałam, że będzie rozgniewana. Pogrążyła się w takim smutku, jakby to były jej własne dzieci. Ocierała oczy wierzchem dłoni, nucąc jakąś kościelną pieśń. Gdy weszliśmy z Timmym i Henrym kuchennymi drzwiami, zastaliśmy ją przy prasowaniu. Chłopcy porwali po ciastku z talerza, który postawiła dla nas na stole, i pobiegli na górę. - Czekoladowe! Dzięki, Livvie! - zawołał Timmy. - Moje ulubione! - pisnął Henry. Położyłam książki na stole i sięgnęłam po szklankę, by nalać sobie mleka. - Napijesz się mleka? - spytałam. - Nie, dziecko, dzisiaj nie chcę nic. Dzisiaj nic. - Obrzuciła mnie dłu-gim spojrzeniem i wróciła do prasowania. Nuciła pod nosem, lecz jej oczy były niewypowiedzianie smutne. - Mieliśmy w szkole specjalną mszę za te dziewczynki z Alabamy - powiedziałam cicho. - W tym nie ma za grosz sensu - oznajmiła. - Żeby tak zabijać. Bomba 186
w domu Pana. Trzeba powstrzymać Lucyfera! W jego oczach online pl lektor Ktoś go musi powstrzymać. - Masz rację - przytaknęłam. - Co możemy zrobić? - Prosić Pana Boga o pomoc - odparła. - Trzeba całej potęgi Jego aniołów, żeby czemuś takiemu zaradzić. Lękam się, do czego to dojdzie. Nienawiść to straszna rzecz. Jak rak. Pożera cię od środka. - Masz rację - powtórzyłam, czując po raz pierwszy w moim niemą-drym życiu, że brak mi słów. - Moja kuzynka Harriet przyszła rano z gazetą. Jakem zobaczyła twa-rze tych mam i tatusiów, co potracili dzieci, to mi się zebrało na płacz. I tyle. - Mnie też. Popatrzyła na mnie i dostrzegła, że ja także mam zaczerwienione oczy, ale nie do końca wierzyła w moją szczerość. Czy nie rozumiała, że przeraziło mnie to, co się stało w Alabamie? Przecież coś takiego mogło zdarzyć się i u nas, skoro tam się zdarzyło. Tutaj również jakieś dzieci mogły wylecieć w powietrze. - To nasze zmartwienie, Susan, nie twoje. Staniemy do walki, bo po to człowiek ma grzbiet, żeby dźwigać brzemię. - Z trzaskiem postawiła żelazko na desce. - Dźwigamy brzemię, odkąd żeśmy tu przyjechali, zakuci w łań-cuchy. Mało co się zmieniło. Za nic nie mogłam pozwolić, żeby miała ostatnie słowo. - Mylisz się, Livvie. Wiesz, zwykle nie spieram się z dorosłymi i nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę spierać się z tobą, i jest mi bardzo przykro, ale się mylisz. - O, czyżby? Jedno jest pewne. Wzięli się do mordowania dzieci! - Wiem, ale ja tego nie zrobiłam! Posłuchaj, Bóg stworzył nas wszystkich, prawda? - Ano tak. - A jedyna różnica między tobą a mną to kolor skóry, zgadza się? - Ano, tak mi się zdaje. - A dzieci to dzieci, zgadza się? - Jak najbardziej. - Cierpliwie obserwowała moje zmagania i podawała mi linę, ilekroć zawisłam nad przepaścią. - No więc, gdyby jakiś kolorowy wysadził w powietrze kościół białych 187
i zabił białe dzieci, to by jeszcze nie oznaczało, że wszyscy kolorowi są źli, prawda? - Prawda. - To by oznaczało, że znalazł się jeden sukinsyn albo kilku takich, ale nie że wszyscy kolorowi mają świra, prawda? - Prawda, ale nie powtarzaj tego brzydkiego słowa. To nie uchodzi. - No dobrze, więc w Alabamie jest grupa, może nawet spora grupa złych ludzi, którzy nie chcą integracji, ale nie wszyscy się z nimi zgadzają. - Jużem ci mówiła, że mnie integracja nie obchodzi. W jego oczach online pl lektor Chcę tylko spo-koju. Chcę żyć spokojnie i służyć Panu. - Ja też, Livvie. Ale naprawdę, mnóstwo ludzi jest za integracją. To, co mówiła dzisiaj siostra Amelia, moja nauczycielka, miało dla mnie głęboki sens. Uważam, że kolorowe dzieci powinny mieć takie same szanse jak białe. To by było uczciwe. Rozumiesz, gdyby uczyły się z tych samych książek i zdawały te same egzaminy, mogłyby w przyszłości więcej osią-gnąć. Nie mówię o tobie ani o sobie, bądź co bądź, wszystkie twoje dzieci poszły przecież na studia, zgadza się? - I owszem. Nie było mi łatwo. Pucowałam klozety, żeby kupić pod-ręczniki. Wyobraź to sobie. - Tak, masz rację. Ale ja mówię o dzieciach, które pewnie się jeszcze nie urodziły. I o rodzinach, których nie obchodzi wykształcenie. - Nawet gdyby jutro wpuścili kolorowe dzieci do białych szkół w ca-łym Charlestonie, to nie ożywi tych czterech dziewczynek, Susan - powie-działa. - Cztery dziewczynki zginęły, bo biali zawsze będą nienawidzić czarnych. Tak już jest. Chcą nas przygnieść do ziemi. - To prawda, te dziewczynki zginęły. Zawsze gdzieś się znajdą ciem-niaki albo źli ludzie. Nic na to nie poradzimy. Ale możemy wpłynąć na system kształcenia, Livvie; to już postęp. Równość wykształcenia mogłaby być wielkim krokiem naprzód. - Może, ale to żadna odpowiedź. - Livvie przytknęła palec do piersi. - Odpowiedź musi płynąć stąd. Z serca. Łyknęłam mleka i pokiwałam głową. Miała rację, że to serce dyktuje roz-wiązanie. Wiedziałam, że można przegłosować wszelkie możliwe ustawy, ale jeśli ktoś nie zechce ich przestrzegać, to nie będzie. Livvie odwróciła się od deski do prasowania, żeby odwiesić koszulę. 188
- Mama wraca jutro - powiedziałam. To ją skłoniło do uśmiechu. Żadna z nas naprawdę nie chciała wszczynać kłótni. - Wiem. Aż do południa szykowałam pokój. Już bym chciała przy-garnąć te dzieciaczku Jakem powiedziała Harriet, że mam tu dwa nowe maluchy, to myślałam, że pęknie! O nieba! Szkoda, żeś jej nie widziała! Tak jest, myślałam, że pęknie. Zaczęłyśmy rozmawiać o bliźniaczkach i o tym, jak mogłabym jej po-móc, a potem, zakończywszy chwilowo dyskusję o integracji, wybrałam się na rowerową wycieczkę z Timmym i Henrym. Woda na podwórzu nieco W jego oczach online pl lektor opadła, a wyspa zaczynała nieco osychać po huraganie Denise. Objechaliśmy całą wyspę, oglądając zniszczenia. Wy-glądało na to, że ucierpiały wszystkie domy, zwłaszcza te najbliżej morza. U nas spadło tylko kilka dachówek i żaluzji, a na podwórzu walały się gałęzie i nawiało warstwę piachu. Stary Island Gamble odfajkował kolejny kata-klizm. Wróciliśmy późnym popołudniem, żeby odrobić lekcje i zjeść kolację. Już na schodach poczułam woń zupy i słodkiego kukurydzianego chleba. Livvie wkładała płaszcz, spiesząc się na autobus o piątej. „Do zobaczenia rano!” - zawołała. Wychodziła wcześnie i miała przyjść rano. Zanim wyszła, uśmiechnęła się smutno i poklepała mnie po ramieniu. Coś się zmieniło. Pojawiła się cienka linia, kolorowa linia. Ściskało mi się serce.
10. Pisanie 1999 Minął tydzień, odkąd huragan Maybelline spustoszył południowe wy-brzeże. Szkody sięgały milionów dolarów i wszędzie słyszało się najroz-maitsze historie. Wyprawiłam się po farbę do pokoju gościnnego. Wie-działam, że wszystko pokrywa polisa ubezpieczeniowa, ale pomyślałam sobie, że sama wycenie szkody, zrobię to i owo, i zaoszczędzę parę groszy. Jak każdy. Dołączyłam do tłumu nieprofesjonalnych dekoratorów wnętrz i ogrodów w Home Depot. Klienci uginali się pod ciężarem desek, żaluzji, dachówek i puszek farby. Stanęłam w najkrótszej kolejce - dwudziestoosobowej - i oglądałam za darmo spektakl komediowy. - Na moim podwórku wylądował pies! Z plakietką z Pawley's Island! I nic mu się nie stało. Dacie wiarę? - Wróciłam od teściowej, a tu moje zasłony wessało w okna! I wcale się nie podarły! Kto by pomyślał? - Uchlałem się i W jego oczach online pl lektor położyłem jak zwykle do łóżka z moją starą. Nic się nie działo. Przespałem całą noc! A kiedy wstałem, okazało się, że zniknęło pół dachu! Przez cały tydzień kontaktowałam się z agentami ubezpieczeniowymi, drwalami, cieślami, szklarzami, sprzedawcami wykładzin. Roger nie za-dzwonił. Wstrząsające. Ale zapewne pojawi się prędzej czy później. Nato-miast pan Tom nie odezwał się ani razu. To tyle, jeśli chodzi o jego na-miętność i troskę. Ale nie czułam rozgoryczenia. Po spalonych randkach i nieudanych małżeństwach masz do wyboru alkoholizm albo filozofię. Nie zdziwił mnie nawet brak telefonu od Toma. Porzucenie kogoś jest stop-niowym procesem, a nie decyzją podjętą pod wpływem impulsu. Czasami
Chciała pójść na studia, ale było to tuż po wielkim w jego oczach kryzysie
Przesunęłam palcem po zdjęciu, wpatrując się w jej młodzieńczą twarz. i pieniędzy wystarczyło tylko na wykształcenie wujka Louisa. Moi dziadkowie zawsze uważali, że szkoda pieniędzy na kształcenie kobiet. Kobieta nie powinna studiować. Powinna złapać dobrego męża, urodzić gromadkę dzieci i sie-dzieć w domu. Jak to nakazał Bóg, mawiał dziadek Tipa, jakby powtarzał refren starej piosenki. Było dla W jego oczach online pl lektor mnie oczywiste, że zniechęcili mamę do nauki, żeby ich nie zostawiła, nie wyprowadziła się na przykład do Filadelfii i nie wyszła za mąż za Jankesa. Opiekowała się nimi, a oni wcale nie byli jej za to wdzięczni. Wydawało im się, że te usługi są jej obowiązkiem. Ze mną będzie inaczej. Jakoś dostanę się do college'u. Ale przedtem pomogę jej wrócić do życia. Leżąc w łóżku, słyszałam, jak tata przesuwa deski. Nie miałam pojęcia, po co, ale nic mnie to nie obchodziło. Dobiegły mnie odgłosy przeciąganego drewna i ojcowskie przekleństwa. Wreszcie przyjechał autobus Livvie. Na dźwięk jej głosu zerwałam się z łóżka, podbiegłam do okna i wyjrzałam. Deski leżały oparte na bryłach żużlu, tworząc mostek nad jeziorkiem, w które zamieniło się nasze podwórze. Tata w rybackich gumiakach brnął przez wodę, żeby pomóc Livvie. Zanosiło się na to, że będziemy mieli mi-liony żab. Normalnie pobiegłabym do pokoju W jego oczach online pl lektor Timmy'ego i Henry'ego, wy-ciągnęła ich z łóżek, a potem skoczyła prosto do wody. Tata niewątpliwie wpadłby w złość i nawrzeszczał na nas, żebyśmy przestali się wygłupiać, włożyli jakieś suche ubrania i mu pomogli. Ale dzisiaj wszystko, co kiedyś było normalne, umknęło przed wizją z poprzedniego wieczoru. Zastana-wiałam się, czy tata wie, że ja wiem. Może dałoby się to wykorzystać prze-ciw niemu. Ale nie, aż tak odważna nie byłam. Nie mógł się niczego do-myślić z wyrazu mojej twarzy. Czułam się słabo, było mi niedobrze. Mu-siałam wziąć się w garść i zejść wreszcie na dół. Ubrałam się i zeszłam do kuchni. Livvie rozlewała do talerzy kaszkę na mleku. Ciotka Carol popijała sok. Zanocowała u nas, bo w obliczu szalejącej nawałnicy wujek Louis doszedł do wniosku, że tak będzie lepiej, skoro naszej mamy nie ma i w ogóle. 173
- No więc mówię Louisowi: „Louis, nie zapomnij nakarmić milusiń-skich - tak nazywam moje pieski - i wpuść je do siebie do łóżka, bo będą tęskniły za mamusią”. I czy wiesz, co on na to? - Nie - odparła Livvie. Patrzyła na ciotkę tak dziwnie, że przez chwilę sądziłam, iż wie o wszystkim. - Dzień dobry - odezwałam się. - Dzień dobry, Susan. On na to: „Carol, kochanie, twoi milusińscy wytrzymają jedną noc bez ciebie, ale co ja mam zrobić?”. Typowy męż-czyzna! Nie mogą W jego oczach online pl lektor bez nas żyć. Jak on mnie kocha! Cóż, chyba zakończę to posiedzenie i wrócę do mojego Louisa. - Tak, tak będzie najlepiej. Wydaje mi się, że okropnie za panią tęskni. Ciotka Carol wzięła torebkę, odwróciła się, żeby powiedzieć nam „do widzenia” - i zobaczyła, że Livvie pije colę z najlepszego kryształowego pucharka mamy. Nikomu nie wolno było używać jej kryształów, a już zwłaszcza kolorowej kobiecie. Trzymała je na wypadek, gdyby prezydent Kennedy postanowił wpaść do nas na kolację. Ciotka Carol spurpurowiała, nadęła się jak purchawka i wybiegła tylnymi drzwiami. Osłupiałam, ale nie odezwałam się ani słowem. Poranne zebranie naszego klanu rozpoczęło się tuż po wyjściu ciotki. Pierwsza zjawiła się Maggie w szortach i koszulce, z włosami ściągniętymi w koński ogon. Wyglądała, jakby wybierała się na zabawę na plaży, a nie do sprzątania podwórza. Zawsze tak wyglądała. Bez zarzutu. Kolejno włączali się do akcji, wykonując pomocnicze działania. Maggie wsypała sok w proszku do W jego oczach online pl lektor dzbana, a chłopcy rozstawili na stole papierowe talerze. Zachowywałam kamienną twarz, pod pozorem, że jestem jeszcze zaspana. O tej porze spodziewali się po mnie opryskliwości. Tymczasem byłam po prostu wstrząśnięta i wydawało mi się, że dobrze to ukrywam. - Nie czas marnować wodę na mycie naczyń, słyszycie mnie? - Livvie wydawała polecenia i wręczała papierowe kubki. - Yemoja wylała na nas wczoraj całą wodę z nieba. - Yemoja, Obatala i Oja. Tak jest, a najgorzej było w Charlestonie. O mały włos, a byśmy się znaleźli w królestwie nie-bieskim. Znowu mówiła o swoich afrykańskich bogach. Uznałam, że muszą mieć coś wspólnego z burzami. Wiedzieliśmy, iż po każdej potężnej burzy należy 174
odczekać parę dni, by woda powróciła i można było ją pić. Wcześniej na-pełnialiśmy zlew, umywalki i wanny, zmywaliśmy wszystkie naczynia i spłukiwaliśmy toalety. Moi bracia i ojciec korzystali, rzecz jasna, z tej oka-zji, aby załatwiać się na podwórzu, podczas gdy my z Maggie wolałyśmy raczej wstrzymywać się do oporu. Wyspa Sullivana szczyciła się własnymi zasobami wodnymi - systemem studni głębinowych, z których wodę pom-powały urządzenia elektryczne. W jego oczach online pl lektor Ale w związku z tym brak prądu oznaczał brak wody. Prawdę rzekłszy, woda zalatywała siarką, lecz świetnie się na-dawała do rozrabiania mąki kukurydzianej. Tak czy owak, zazwyczaj od-zyskiwaliśmy wodę i prąd po mniej więcej dobie. Tymczasem popijaliśmy płatki zbożowe sokiem pomarańczowym i śmialiśmy się z tego. Jeśli chodzi o następstwa, byliśmy zawodowcami. Przynajmniej nikt nie musiał toczyć batalii o kąpiel. Dopóki nie naprawiono linii elektrycznych, mieliśmy święto. - Nie ma prądu. Sophie będzie wściekła, że nie może dostać jajka na grzance - zauważył dziadek Tipa, wchodząc do kuchni. - Nie umiecie po-wiedzieć „dzień dobry”, moje dzieci? Dokładnie w tej chwili mieliśmy usta zapchane płatkami Frosted Flakes. - Dzień dobry, dziadziu - przemówiłam. - Dobrze spałeś? - Naturalnie. Odmówiłem różaniec. Dobry katolik zawsze to robi, kiedy szuka obrony. Pani Singleton, broniłem wczoraj mojej posiadłości w pocie czoła! Dziękuję za usunięcie sprzętów z ganku. Nie da się ukryć, że w tym domu jest mnóstwo wtyczek. Wyciągnąłem ich z kontaktu chyba ze sto. - Myślisz, że wyspę W jego oczach online pl lektor uratowały jego zdrowaśki? - szepnęłam do Mag-gie. - Nie, wtyczki - odszepnęła. - No cóż, lepiej zajmę się Sophie - powiedział dziadek. - Aha, pani Singleton! Zapomniałem zapytać, jak pani i inni Afrykanie poradziliście sobie tej nocy? - I ja, i „Afrykanie” poradziliśmy sobie bardzo dobrze, dziękuję panu. Bardzo dobrze - odparła Livvie, mrużąc oczy. Widziałam, że nie jest zachwycona, postanowiła jednak przejść nad tym do porządku. Dziadek musiał dać jej do zrozumienia, że jej świat ma ciemną skórę i plemienny charakter. Naprawdę, był jak wrzód na tyłku. Zawsze czułam zażenowanie, kiedy mówił coś takiego. 175
Tipa wziął talerz z chlebem i miseczkę z płatkami śniadaniowymi i za-niósł je do pokoju Sophie. Kilka minut później usłyszeliśmy trzask rozbi-janego talerza. Wszyscy zamarli, oczekując eksplozji wrzasków. Albo talerz upadł przypadkiem, albo stara Sophie cisnęła nim o ścianę. Nie miałam wątpliwości, że zdarzyło się to drugie, i ucieszyłam się, że tata jest ciągle na podwórzu. Nie tolerował fanaberii babci Sophie. - Zwykle zjada na śniadanie jedną grzankę bez skórki, posmarowaną masłem, nie margaryną, oraz jajko w koszulce - wyjaśniłam, widząc wyraz zaskoczenia na twarzy Livvie. - Codziennie to samo i wyłącznie Tipa ma się tym zajmować. Jeśli ja przyrządzę jej śniadanie, od razu się orientuje i nie pytaj mnie, w jaki sposób. Wpada wtedy w prawdziwą furię. Na lunch do-staje zupę pomidorową z pływającą w niej grzanką, pokrojoną na dziewięć kawałeczków, i zwykłą herbatę. To dlatego, że jest geniuszem. - Co za głupoty opowiadasz, dziewczyno? - spytała Livvie. - Mama mówi, że babcia Sophie jest geniuszem, a geniusze mają różne dziwaczne nawyki. Babcia ma ich aż za dużo, jakby mnie kto pytał - oznajmiłam, myśląc, że skoro Livvie mogła pić z najlepszego kryształu mamy, żeby wkurzyć ciotkę Carol, ja mogę trochę obsmarować starą Sophie i Tipę. - Geniuszem? Jak to geniuszem? - W jego oczach online pl lektor Livvie wycierała ręce w ścierkę do naczyń. - Rozwiązuje zadania trygonometryczne przez sen - powiedziała Ma-ggie. - Doszły mnie takie słuchy, ale myślicie, że ona faktycznie rzuciła tym talerzem? - zapytała Livvie. - Aha - odparł Timmy. - Robi to bez przerwy - dorzucił Henry. - Gdybym ja zrobił coś takiego, na pewno bym dostał w skórę. - No i tak tu wszystko wygląda, Livvie - podsumowała Maggie. - To takie krępujące, że nigdy nie zapraszam znajomych do domu. Przepraszam, pójdę doprowadzić ganek do porządku. - Zaraz ci pomogę - obiecałam i odwróciłam się znowu do Livvie. - Tak, a na kolację jada wyłącznie kaszę na mleku. Z tej samej miski, tą samą łyżeczką i jeśli się je podmieni, ona to zauważy. 176
- Myślicie, że jest stuknięta? - spytał Timmy. - No, nie wiem - odezwał się Henry. - Ja bym chętnie jadł co rano na-leśniki, a co wieczór spaghetti. - Jasne, pędraku, ja też, ale się nie awanturuję, kiedy ich nie dostaję! - oznajmił Timmy. - Nie mów do mnie „pędraku”, bo ci przywalę - powiedział Henry. Maggie podniosła się i wyszła z kuchni. Zamilkliśmy. Livvie stała i pa-trzyła na nas jak na uciekinierów z domu wariatów. Wreszcie mruknęła „Hmmm” i zaczęła szykować jedzenie. Wręczyła Timmy'emu banana i kromkę chleba z masłem, a Henry'emu colę wyjętą z ciemnej lodówki. - Idźcie, zanieście to tacie. Zobaczcie, czy nie pomóc mu w sprzątaniu podwórza - powiedziała. - Nie otwierajcie lodówki, a już zwłaszcza za-mrażarki, dopóki nie wróci prąd! - Dobra! Dobra! - zawołali i trzasnęli siatkowymi drzwiami tak mocno, że niemal spadły z zawiasów. Kilka sekund później usłyszałyśmy: „Prze-praszam”, a potem głośny chichot i tupot nóg po schodach. - Ech, te chłopaki - zauważyła Livvie. Usiadła obok mnie przy stole. Nie zdarzało się, żeby murzyńska gospo-dyni siadała obok kogoś z rodziny, wyjąwszy niemowlęta. Nie miałam nic przeciw temu, lecz jednocześnie wolałam, by nikt nas nie W jego oczach online pl lektor przyłapał. - Wszystko dobrze, Susan? - zagadnęła. - Tak, w porządku. - Hmm. Okropna z ciebie kłamczucha. Coś ci jest. Ale mniejsza o to. Jakbyś chciała pogadać z Livvie, będę tutaj. Mam tylko jedno pytanie i nie chodzi tu o twoją ciotkę. - Jakie pytanie? - Uważasz, że twoja babunia ma dobrze w głowie? - Moim zdaniem ona myśli, że może robić, co jej się żywnie podoba. To znaczy, tata czasami podnosi raban z jej powodu, ale potem mama pła-cze, a Tipa się wścieka i mówi, że to nadal jego dom, że należy szanować starszych i tak dalej. Wtedy tata jedzie do wujka Louisa, wypijają skrzynkę piwa, tata wraca do domu i przez jakiś czas nic się nie dzieje. 177
- Hmmm - mruknęła. - Zły duch w nią wstąpił. Z tym też zrobię po-rządek. No dobrze, dość tego gadania. Muszę wyszorować podłogę u pani Asalit. Pogadam z nią, nie bój się. Nie powiedziałam jej, jak tata oszukuje mamę i że wujek Louis nigdy nie kiwnął palcem, by pomóc mamie opiekować się babcią. Patrzyłam, jak Livvie sięga po papierowe ręczniki, torbę na potłuczony talerz i solniczkę. Najprawdopodobniej wiedziała już o nas wszystko. - Po co ci sól? - zapytałam. - Hmm - odparła - jak dzieciak jest buckra, to nic nie wie. Chodź, Livvie ci pokaże. Zaciekawiona, ruszyłam za nią. Pokój był pusty. Dziadek Tipa zabrał babcię na ganek, żeby się uspokoiła. Ich głosy dochodziły do nas przez otwarte oszklone drzwi. Tylko jedna strona łóżka była rozesłana. Tipa spał na narzucie, zapewne w ubraniu. Na podłodze pod drzwiami szafy leżały, oczywiście, odłamki potłuczonej porcelany. Livvie zaczęła je zbierać, a ja jej pomagałam. - Uważaj, dziecko. Może byś lepiej wzuła buty? Nieoczekiwanie przyszło mi do głowy, że już od wieków nikogo nie obchodziło, czy się skaleczę czy nie. Łzy popłynęły mi po policzkach, a Livvie wyprostowała się i przyciągnęła mnie do siebie. - No już, już. To nic, dziecinko, możesz się wypłakać - powiedziała miękko. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała, lecz zamiast szlochu wy-dobywały się z niej głębokie westchnienia. - Wiem - zapewniła W jego oczach online pl lektor cicho. - Skąd? - zapytałam. - Dziecino droga, jak będziesz w moim wieku, zdziwi cię, ile się można dowiedzieć po prostu patrząc na kogoś, zwłaszcza gdy ten ktoś sobie tego nie życzy! Może byśmy się razem za nich pomodliły? - Chyba żartujesz! Mogę się pomodlić, żeby oboje poszli prosto do piekła - odparłam. - Susan, jeśli nie chcesz się modlić, to nie musisz, ale prędzej czy później i tak zwrócisz się do Pana. Jego rzeczą jest karać, nie naszą. Posłu-chaj Livvie, dziecinko. Coś ci powiem. Nienawiść nie popłaca, bo jeśli ktoś na tym cierpi, to tylko ty. Ci, których nienawidzisz, albo o tym nie wiedzą, 178
albo ich to nic nie obchodzi. Więc ich nie nienawidź, tylko pomyśl sobie, że są głupi. Jak ktoś jest dorosły, to nie znaczy, że nie może być głupi. - O, z całą pewnością. - Ty do tego nic nie masz. Nie znaczy, że skoro oni są źli, ty też jesteś zła. Znaczy tylko, że są głupi. Wyczyniają wariactwa i myślą, że nikt ich nie przyłapie. - Ale skąd wiesz? - Dziecinko, wystarczyło, że spojrzałam na twoją ciotkę Carol, a za-częła mleć językiem bez ustanku, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie. A twój tata? Powinien kląć w żywy kamień. A on się uśmiecha i sprząta po-dwórze. Swoją drogą, jak się na nich natknęłaś? - Poszłam do szopy po latarkę. Kuchenne drzwi się zatrzasnęły, więc chciałam wejść frontowymi. Najpierw ich usłyszałam. A potem zobaczyłam panią Simpson, która stała na swoim ganku, patrzyła na nich i śmiała się. Musiałam zerknąć. Żałuję, że to zrobiłam. - Ano, domyślam się, ale to naturalne, że zerknęłaś. Nic w tym złego, normalna rzecz. Wielka szkoda, że ta kobieta ich widziała. Harriet powiada, że okropne z niej babsko. - Fakt, a teraz rozpowie wszystkim naokoło i mama chyba umrze ze wstydu. - Nie piśnie słówka żadnej żywej duszy. Już ja tego dopilnuję. - Co zrobisz? Utniesz jej język? Zachichotała. Kochałam ten dźwięk. - Ano pewnie. Pójdę do niej z nożycami twojej mamy schowanymi w fartuchu i kiedy zacznie trajkotać, złapię ją za język i ciach! - Byłoby wspaniale! Stałabyś się sławna! O rety, Livvie, kiedy z tobą rozmawiam, czuję się normalna. - Bo jesteś normalna. Wszyscyście są normalni. Twoi bracia to po prostu chłopaki i tyle. A Maggie to młoda panna, która się stara dorosnąć i wyszlachetnieć. W jego oczach online pl lektor Chyba nie można mieć jej tego za złe. No a twoi dziadko-wie, cukiereczku, są już starzy. Starzy ludzie mają swoje nawyki. Nie da się ich zmienić. Nie warto nawet próbować. Prawdę mówiąc, w ogóle nie warto próbować zmienić człowieka. - Bo i tak nic z tego nie wyjdzie - powiedziałam. 179
Spojrzała na mnie, zebrała resztę skorup i wrzuciła do torby. - U-hmm - zamruczała - nie, nie możemy ich zmienić, ale możemy poruszyć ducha. Tak jest, bez wątpienia tyle możemy zrobić! O czym ona mówiła? W następnej chwili już zamiatała podłogę. Na-stępnie otworzyła solniczkę, nabrała trochę soli na dłoń i zaczęła nucić: „Idź, powiedz to na Górze”. Rozsypała po odrobinie we wszystkich czterech kątach i odwróciła się do mnie. - Co jest? - spytała. - Nic - odparłam - zupełnie nic. - Robię porządek z duchami w tym pokoju, ot co. Zobaczysz. Natnę jeszcze trochę korzeni, uszyję woreczek cunja i przypnę do materaca. Nie muszą o tym wiedzieć, prawda? - Ode mnie się nie dowiedzą. - To dobrze. Hmm. Cały galimatias w tym domu bierze się stąd. Zajmę się tym. Zobaczysz. Z lustrem też sobie poradzę. Wierzysz mi? - Owszem, wierzę. Naprawdę jej wierzyłam, choć nie wiedziałam, dlaczego. Może dlatego, że jej przybycie istotnie spowodowało pewne zmiany. W domu było o wiele czyściej, zawsze miałam świeżą bieliznę w szufladzie, Sophie przestała śmierdzieć, a tata od pewnego czasu nikogo nie sprał. Chodziło jednak o coś więcej niż to i pieczone kurczaki. Jej głębokie przekonanie o tym, co jest słuszne, a co nie, było silniejsze niż nasze szaleństwo. Wróciłyśmy do kuchni uprzątnąć resztki W jego oczach online pl lektor przygotowanego naprędce śniadania. - Skąd czerpiesz tyle siły, Livvie? - O co ci chodzi? Czyżeś nie słuchała, co mówię? - Oczywiście, że słuchałam, ale... - Nima żadnego ale. Wytrzyj stół, a ja ci opowiem moją historię. Masz, bierz ścierkę i do roboty. - Okay. - Kiedy byłam mała, nic żeśmy nie mieli. Znaczy się, byliśmy tacy biedni, że moja mama wkładała mi tekturę do butów, jak się w nich zrobiły dziury. Miałam ino jedną parę i to był mój skarb. Utykała gazety w ścianach, jak było zimno, a potrafiło być niewąsko zimno. Ale żeśmy z moim bratem czuli w domu miłość, a to było najważniejsze. I zawsześmy mieli pod 180
- No więc mówię Louisowi: „Louis, nie zapomnij nakarmić milusiń-skich - tak nazywam moje pieski - i wpuść je do siebie do łóżka, bo będą tęskniły za mamusią”. I czy wiesz, co on na to? - Nie - odparła Livvie. Patrzyła na ciotkę tak dziwnie, że przez chwilę sądziłam, iż wie o wszystkim. - Dzień dobry - odezwałam się. - Dzień dobry, Susan. On na to: „Carol, kochanie, twoi milusińscy wytrzymają jedną noc bez ciebie, ale co ja mam zrobić?”. Typowy męż-czyzna! Nie mogą W jego oczach online pl lektor bez nas żyć. Jak on mnie kocha! Cóż, chyba zakończę to posiedzenie i wrócę do mojego Louisa. - Tak, tak będzie najlepiej. Wydaje mi się, że okropnie za panią tęskni. Ciotka Carol wzięła torebkę, odwróciła się, żeby powiedzieć nam „do widzenia” - i zobaczyła, że Livvie pije colę z najlepszego kryształowego pucharka mamy. Nikomu nie wolno było używać jej kryształów, a już zwłaszcza kolorowej kobiecie. Trzymała je na wypadek, gdyby prezydent Kennedy postanowił wpaść do nas na kolację. Ciotka Carol spurpurowiała, nadęła się jak purchawka i wybiegła tylnymi drzwiami. Osłupiałam, ale nie odezwałam się ani słowem. Poranne zebranie naszego klanu rozpoczęło się tuż po wyjściu ciotki. Pierwsza zjawiła się Maggie w szortach i koszulce, z włosami ściągniętymi w koński ogon. Wyglądała, jakby wybierała się na zabawę na plaży, a nie do sprzątania podwórza. Zawsze tak wyglądała. Bez zarzutu. Kolejno włączali się do akcji, wykonując pomocnicze działania. Maggie wsypała sok w proszku do W jego oczach online pl lektor dzbana, a chłopcy rozstawili na stole papierowe talerze. Zachowywałam kamienną twarz, pod pozorem, że jestem jeszcze zaspana. O tej porze spodziewali się po mnie opryskliwości. Tymczasem byłam po prostu wstrząśnięta i wydawało mi się, że dobrze to ukrywam. - Nie czas marnować wodę na mycie naczyń, słyszycie mnie? - Livvie wydawała polecenia i wręczała papierowe kubki. - Yemoja wylała na nas wczoraj całą wodę z nieba. - Yemoja, Obatala i Oja. Tak jest, a najgorzej było w Charlestonie. O mały włos, a byśmy się znaleźli w królestwie nie-bieskim. Znowu mówiła o swoich afrykańskich bogach. Uznałam, że muszą mieć coś wspólnego z burzami. Wiedzieliśmy, iż po każdej potężnej burzy należy 174
odczekać parę dni, by woda powróciła i można było ją pić. Wcześniej na-pełnialiśmy zlew, umywalki i wanny, zmywaliśmy wszystkie naczynia i spłukiwaliśmy toalety. Moi bracia i ojciec korzystali, rzecz jasna, z tej oka-zji, aby załatwiać się na podwórzu, podczas gdy my z Maggie wolałyśmy raczej wstrzymywać się do oporu. Wyspa Sullivana szczyciła się własnymi zasobami wodnymi - systemem studni głębinowych, z których wodę pom-powały urządzenia elektryczne. W jego oczach online pl lektor Ale w związku z tym brak prądu oznaczał brak wody. Prawdę rzekłszy, woda zalatywała siarką, lecz świetnie się na-dawała do rozrabiania mąki kukurydzianej. Tak czy owak, zazwyczaj od-zyskiwaliśmy wodę i prąd po mniej więcej dobie. Tymczasem popijaliśmy płatki zbożowe sokiem pomarańczowym i śmialiśmy się z tego. Jeśli chodzi o następstwa, byliśmy zawodowcami. Przynajmniej nikt nie musiał toczyć batalii o kąpiel. Dopóki nie naprawiono linii elektrycznych, mieliśmy święto. - Nie ma prądu. Sophie będzie wściekła, że nie może dostać jajka na grzance - zauważył dziadek Tipa, wchodząc do kuchni. - Nie umiecie po-wiedzieć „dzień dobry”, moje dzieci? Dokładnie w tej chwili mieliśmy usta zapchane płatkami Frosted Flakes. - Dzień dobry, dziadziu - przemówiłam. - Dobrze spałeś? - Naturalnie. Odmówiłem różaniec. Dobry katolik zawsze to robi, kiedy szuka obrony. Pani Singleton, broniłem wczoraj mojej posiadłości w pocie czoła! Dziękuję za usunięcie sprzętów z ganku. Nie da się ukryć, że w tym domu jest mnóstwo wtyczek. Wyciągnąłem ich z kontaktu chyba ze sto. - Myślisz, że wyspę W jego oczach online pl lektor uratowały jego zdrowaśki? - szepnęłam do Mag-gie. - Nie, wtyczki - odszepnęła. - No cóż, lepiej zajmę się Sophie - powiedział dziadek. - Aha, pani Singleton! Zapomniałem zapytać, jak pani i inni Afrykanie poradziliście sobie tej nocy? - I ja, i „Afrykanie” poradziliśmy sobie bardzo dobrze, dziękuję panu. Bardzo dobrze - odparła Livvie, mrużąc oczy. Widziałam, że nie jest zachwycona, postanowiła jednak przejść nad tym do porządku. Dziadek musiał dać jej do zrozumienia, że jej świat ma ciemną skórę i plemienny charakter. Naprawdę, był jak wrzód na tyłku. Zawsze czułam zażenowanie, kiedy mówił coś takiego. 175
Tipa wziął talerz z chlebem i miseczkę z płatkami śniadaniowymi i za-niósł je do pokoju Sophie. Kilka minut później usłyszeliśmy trzask rozbi-janego talerza. Wszyscy zamarli, oczekując eksplozji wrzasków. Albo talerz upadł przypadkiem, albo stara Sophie cisnęła nim o ścianę. Nie miałam wątpliwości, że zdarzyło się to drugie, i ucieszyłam się, że tata jest ciągle na podwórzu. Nie tolerował fanaberii babci Sophie. - Zwykle zjada na śniadanie jedną grzankę bez skórki, posmarowaną masłem, nie margaryną, oraz jajko w koszulce - wyjaśniłam, widząc wyraz zaskoczenia na twarzy Livvie. - Codziennie to samo i wyłącznie Tipa ma się tym zajmować. Jeśli ja przyrządzę jej śniadanie, od razu się orientuje i nie pytaj mnie, w jaki sposób. Wpada wtedy w prawdziwą furię. Na lunch do-staje zupę pomidorową z pływającą w niej grzanką, pokrojoną na dziewięć kawałeczków, i zwykłą herbatę. To dlatego, że jest geniuszem. - Co za głupoty opowiadasz, dziewczyno? - spytała Livvie. - Mama mówi, że babcia Sophie jest geniuszem, a geniusze mają różne dziwaczne nawyki. Babcia ma ich aż za dużo, jakby mnie kto pytał - oznajmiłam, myśląc, że skoro Livvie mogła pić z najlepszego kryształu mamy, żeby wkurzyć ciotkę Carol, ja mogę trochę obsmarować starą Sophie i Tipę. - Geniuszem? Jak to geniuszem? - W jego oczach online pl lektor Livvie wycierała ręce w ścierkę do naczyń. - Rozwiązuje zadania trygonometryczne przez sen - powiedziała Ma-ggie. - Doszły mnie takie słuchy, ale myślicie, że ona faktycznie rzuciła tym talerzem? - zapytała Livvie. - Aha - odparł Timmy. - Robi to bez przerwy - dorzucił Henry. - Gdybym ja zrobił coś takiego, na pewno bym dostał w skórę. - No i tak tu wszystko wygląda, Livvie - podsumowała Maggie. - To takie krępujące, że nigdy nie zapraszam znajomych do domu. Przepraszam, pójdę doprowadzić ganek do porządku. - Zaraz ci pomogę - obiecałam i odwróciłam się znowu do Livvie. - Tak, a na kolację jada wyłącznie kaszę na mleku. Z tej samej miski, tą samą łyżeczką i jeśli się je podmieni, ona to zauważy. 176
- Myślicie, że jest stuknięta? - spytał Timmy. - No, nie wiem - odezwał się Henry. - Ja bym chętnie jadł co rano na-leśniki, a co wieczór spaghetti. - Jasne, pędraku, ja też, ale się nie awanturuję, kiedy ich nie dostaję! - oznajmił Timmy. - Nie mów do mnie „pędraku”, bo ci przywalę - powiedział Henry. Maggie podniosła się i wyszła z kuchni. Zamilkliśmy. Livvie stała i pa-trzyła na nas jak na uciekinierów z domu wariatów. Wreszcie mruknęła „Hmmm” i zaczęła szykować jedzenie. Wręczyła Timmy'emu banana i kromkę chleba z masłem, a Henry'emu colę wyjętą z ciemnej lodówki. - Idźcie, zanieście to tacie. Zobaczcie, czy nie pomóc mu w sprzątaniu podwórza - powiedziała. - Nie otwierajcie lodówki, a już zwłaszcza za-mrażarki, dopóki nie wróci prąd! - Dobra! Dobra! - zawołali i trzasnęli siatkowymi drzwiami tak mocno, że niemal spadły z zawiasów. Kilka sekund później usłyszałyśmy: „Prze-praszam”, a potem głośny chichot i tupot nóg po schodach. - Ech, te chłopaki - zauważyła Livvie. Usiadła obok mnie przy stole. Nie zdarzało się, żeby murzyńska gospo-dyni siadała obok kogoś z rodziny, wyjąwszy niemowlęta. Nie miałam nic przeciw temu, lecz jednocześnie wolałam, by nikt nas nie W jego oczach online pl lektor przyłapał. - Wszystko dobrze, Susan? - zagadnęła. - Tak, w porządku. - Hmm. Okropna z ciebie kłamczucha. Coś ci jest. Ale mniejsza o to. Jakbyś chciała pogadać z Livvie, będę tutaj. Mam tylko jedno pytanie i nie chodzi tu o twoją ciotkę. - Jakie pytanie? - Uważasz, że twoja babunia ma dobrze w głowie? - Moim zdaniem ona myśli, że może robić, co jej się żywnie podoba. To znaczy, tata czasami podnosi raban z jej powodu, ale potem mama pła-cze, a Tipa się wścieka i mówi, że to nadal jego dom, że należy szanować starszych i tak dalej. Wtedy tata jedzie do wujka Louisa, wypijają skrzynkę piwa, tata wraca do domu i przez jakiś czas nic się nie dzieje. 177
- Hmmm - mruknęła. - Zły duch w nią wstąpił. Z tym też zrobię po-rządek. No dobrze, dość tego gadania. Muszę wyszorować podłogę u pani Asalit. Pogadam z nią, nie bój się. Nie powiedziałam jej, jak tata oszukuje mamę i że wujek Louis nigdy nie kiwnął palcem, by pomóc mamie opiekować się babcią. Patrzyłam, jak Livvie sięga po papierowe ręczniki, torbę na potłuczony talerz i solniczkę. Najprawdopodobniej wiedziała już o nas wszystko. - Po co ci sól? - zapytałam. - Hmm - odparła - jak dzieciak jest buckra, to nic nie wie. Chodź, Livvie ci pokaże. Zaciekawiona, ruszyłam za nią. Pokój był pusty. Dziadek Tipa zabrał babcię na ganek, żeby się uspokoiła. Ich głosy dochodziły do nas przez otwarte oszklone drzwi. Tylko jedna strona łóżka była rozesłana. Tipa spał na narzucie, zapewne w ubraniu. Na podłodze pod drzwiami szafy leżały, oczywiście, odłamki potłuczonej porcelany. Livvie zaczęła je zbierać, a ja jej pomagałam. - Uważaj, dziecko. Może byś lepiej wzuła buty? Nieoczekiwanie przyszło mi do głowy, że już od wieków nikogo nie obchodziło, czy się skaleczę czy nie. Łzy popłynęły mi po policzkach, a Livvie wyprostowała się i przyciągnęła mnie do siebie. - No już, już. To nic, dziecinko, możesz się wypłakać - powiedziała miękko. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała, lecz zamiast szlochu wy-dobywały się z niej głębokie westchnienia. - Wiem - zapewniła W jego oczach online pl lektor cicho. - Skąd? - zapytałam. - Dziecino droga, jak będziesz w moim wieku, zdziwi cię, ile się można dowiedzieć po prostu patrząc na kogoś, zwłaszcza gdy ten ktoś sobie tego nie życzy! Może byśmy się razem za nich pomodliły? - Chyba żartujesz! Mogę się pomodlić, żeby oboje poszli prosto do piekła - odparłam. - Susan, jeśli nie chcesz się modlić, to nie musisz, ale prędzej czy później i tak zwrócisz się do Pana. Jego rzeczą jest karać, nie naszą. Posłu-chaj Livvie, dziecinko. Coś ci powiem. Nienawiść nie popłaca, bo jeśli ktoś na tym cierpi, to tylko ty. Ci, których nienawidzisz, albo o tym nie wiedzą, 178
albo ich to nic nie obchodzi. Więc ich nie nienawidź, tylko pomyśl sobie, że są głupi. Jak ktoś jest dorosły, to nie znaczy, że nie może być głupi. - O, z całą pewnością. - Ty do tego nic nie masz. Nie znaczy, że skoro oni są źli, ty też jesteś zła. Znaczy tylko, że są głupi. Wyczyniają wariactwa i myślą, że nikt ich nie przyłapie. - Ale skąd wiesz? - Dziecinko, wystarczyło, że spojrzałam na twoją ciotkę Carol, a za-częła mleć językiem bez ustanku, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie. A twój tata? Powinien kląć w żywy kamień. A on się uśmiecha i sprząta po-dwórze. Swoją drogą, jak się na nich natknęłaś? - Poszłam do szopy po latarkę. Kuchenne drzwi się zatrzasnęły, więc chciałam wejść frontowymi. Najpierw ich usłyszałam. A potem zobaczyłam panią Simpson, która stała na swoim ganku, patrzyła na nich i śmiała się. Musiałam zerknąć. Żałuję, że to zrobiłam. - Ano, domyślam się, ale to naturalne, że zerknęłaś. Nic w tym złego, normalna rzecz. Wielka szkoda, że ta kobieta ich widziała. Harriet powiada, że okropne z niej babsko. - Fakt, a teraz rozpowie wszystkim naokoło i mama chyba umrze ze wstydu. - Nie piśnie słówka żadnej żywej duszy. Już ja tego dopilnuję. - Co zrobisz? Utniesz jej język? Zachichotała. Kochałam ten dźwięk. - Ano pewnie. Pójdę do niej z nożycami twojej mamy schowanymi w fartuchu i kiedy zacznie trajkotać, złapię ją za język i ciach! - Byłoby wspaniale! Stałabyś się sławna! O rety, Livvie, kiedy z tobą rozmawiam, czuję się normalna. - Bo jesteś normalna. Wszyscyście są normalni. Twoi bracia to po prostu chłopaki i tyle. A Maggie to młoda panna, która się stara dorosnąć i wyszlachetnieć. W jego oczach online pl lektor Chyba nie można mieć jej tego za złe. No a twoi dziadko-wie, cukiereczku, są już starzy. Starzy ludzie mają swoje nawyki. Nie da się ich zmienić. Nie warto nawet próbować. Prawdę mówiąc, w ogóle nie warto próbować zmienić człowieka. - Bo i tak nic z tego nie wyjdzie - powiedziałam. 179
Spojrzała na mnie, zebrała resztę skorup i wrzuciła do torby. - U-hmm - zamruczała - nie, nie możemy ich zmienić, ale możemy poruszyć ducha. Tak jest, bez wątpienia tyle możemy zrobić! O czym ona mówiła? W następnej chwili już zamiatała podłogę. Na-stępnie otworzyła solniczkę, nabrała trochę soli na dłoń i zaczęła nucić: „Idź, powiedz to na Górze”. Rozsypała po odrobinie we wszystkich czterech kątach i odwróciła się do mnie. - Co jest? - spytała. - Nic - odparłam - zupełnie nic. - Robię porządek z duchami w tym pokoju, ot co. Zobaczysz. Natnę jeszcze trochę korzeni, uszyję woreczek cunja i przypnę do materaca. Nie muszą o tym wiedzieć, prawda? - Ode mnie się nie dowiedzą. - To dobrze. Hmm. Cały galimatias w tym domu bierze się stąd. Zajmę się tym. Zobaczysz. Z lustrem też sobie poradzę. Wierzysz mi? - Owszem, wierzę. Naprawdę jej wierzyłam, choć nie wiedziałam, dlaczego. Może dlatego, że jej przybycie istotnie spowodowało pewne zmiany. W domu było o wiele czyściej, zawsze miałam świeżą bieliznę w szufladzie, Sophie przestała śmierdzieć, a tata od pewnego czasu nikogo nie sprał. Chodziło jednak o coś więcej niż to i pieczone kurczaki. Jej głębokie przekonanie o tym, co jest słuszne, a co nie, było silniejsze niż nasze szaleństwo. Wróciłyśmy do kuchni uprzątnąć resztki W jego oczach online pl lektor przygotowanego naprędce śniadania. - Skąd czerpiesz tyle siły, Livvie? - O co ci chodzi? Czyżeś nie słuchała, co mówię? - Oczywiście, że słuchałam, ale... - Nima żadnego ale. Wytrzyj stół, a ja ci opowiem moją historię. Masz, bierz ścierkę i do roboty. - Okay. - Kiedy byłam mała, nic żeśmy nie mieli. Znaczy się, byliśmy tacy biedni, że moja mama wkładała mi tekturę do butów, jak się w nich zrobiły dziury. Miałam ino jedną parę i to był mój skarb. Utykała gazety w ścianach, jak było zimno, a potrafiło być niewąsko zimno. Ale żeśmy z moim bratem czuli w domu miłość, a to było najważniejsze. I zawsześmy mieli pod 180
Subskrybuj:
Posty (Atom)